MOTTO

"Powiadają przecie:
nie dla bryndzy bryndza
nie dla wełny wełna
ani pieniądz nie dla pieniądza".
(St. Wincenz "Na wysokiej połoninie")

Łączna liczba wyświetleń

środa, 24 sierpnia 2011

Kończy się

Natalka z Adasiem są trzeci raz w Hotelu, a dopiero wczoraj udało mi się pozyskać ich zaufanie. Są tacy zagubieni. Trudne było zadanie, ale radość tym większa.
Sporo jest takich  dzieci, które wchodząc do sali zabaw, czują się jak ryba w wodzie. Ot - choćby taka Kostka, która powiedziała, że swojego pokoju nie lubi, lubi tylko to przedszkole i najchętniej, spałaby tutaj.  Przychodząc po bliźniaków rodzice pytali: a wy nie zapomnieliście, że macie rodziców? Hanka i Janek przyszli tylko jeden raz - płakali za rodzicami. Wiadomym było, że więcej nie przyjdą. Jedna z mam czekała na mnie przyczajona w korytarzu i napadła z zarzutem: pani to jak jakieś guru dla tych dzieci, przecież one nic nie chcą z nami robić, nigdzie się nie ruszą, bo cały dzień czekają na panią! W innym przypadku Aleks i Wiktor każdego dnia czekali już na mnie - mama razem z nimi. Mama tych chłopców nakręcała pozostałych rodziców do tego, żeby wszystkim chciało się chcieć. Ona sama bardzo chciała, by jej synowie wyjechali z Polski z niezapomnianym wrażeniem cudownie spędzonych wakacji. Maciek konfabulował jak jasna cholera. Przed kropką w pierwszym zdaniu swojej opowieści na temat siebie doszedł do wieku gimnazjalnego. Że niby on już idzie do gimnazjum. Zaliczył zaledwie zerówkę. Nawet mu pierwsze zęby jeszcze nie wypadły. Rózia niewytrwała w działaniach, za to chciała robić wszystko. Mama zaś chciała by zajmować się tylko Rózią. Stała i głośno do córki mówiła, co teraz panie powinny jej podać, albo o co ma się Rózia upomnieć. Wiktor - trzylatek recytował Brzechwę, Tuwima i teksty wielu innych autorów. Kacper najczęściej biegał po tarasie i zdawało się, że sufit się zawali. Za to jego siostra Weronka przesiadywała u nas całymi dniami. Piotrek spotkał się z Kazeo i byli doskonałymi kompanami - inteligencja goniła inteligencję. Zosia przypominała moją Małą Dużą Córeczkę z analogicznego okresu. Julka zachowywała się, jak nasza obozowa Klara - płochliwe zwierzątko w świecie zbudowanym z dzikiej przyrody. Wiktoria plotła całymi dniami plecionki z kolorowych żyłek. Niespełna dwuletni Michałek biorąc do ręki puzzle z cyframi nazywał wszystkie cyfry. Kiedy podał mi kwadratowy klocek i powiedział: to jest kwadracik, nie wytrzymałam i powiedziałam: nie powiesz mi, że znasz wzór na obliczenie jego obwodu i pola. Piotruś siedział cały czas na moich kolanach i kazał sobie czytać bajki. Inny zaś Piotrek w przyszłości zatroszczy się o sieć i jakość polskich dróg - zrobił z kilku arkuszy szarego papieru makietę miasta z bardzo rozbudowaną infrastrukturą drogową. To była super precyzyjna praca. Zabrał ją ze sobą do domu.

I długo mogłabym tak opowiadać o wszystkich moich podopiecznych wakacji w SPA. Mam wrażenie, że te dzieci poddane były jakiejś selekcji nim trafiły w to lato pod Jaworzynę. Przecież z całej gromady, nie było dziecka, które zostawiłoby po sobie jakieś niepozytywne wrażenie.
Z trwogą patrzę na kalendarz i obserwuję, że wakacje niestrudzenie zmierzają ku końcowi. Wiem, że najbliższe miesiące - pierwsze miesiące nowego roku szkolnego - to okres wytężonej pracy podczas integracji, ale też nie wyobrażam sobie teraz, że któregoś dnia obudzę się ze świadomością, że dziś nie jadę do Hotelu.
Wszystko w życiu ma swój kres. Szkoda, że rzeczy piękne i przyjemne kończą się szybciej niż wszystkie pozostałe. I bardzo boleję nad faktem, że z większością z tych dzieci, może nawet ze wszystkimi nie spotkam się już nigdy więcej. Tak nie powinno być! Nie zgadzam się z tym!
Z pięknem należy obcować. A te dzieci są zbyt piękne, by można się było pogodzić z ich brakiem.
Czy można w tak nieprofesjonalny sposób podchodzić do pracy?
Ależ ja nie pracuję! Ja kocham to, co robię.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz