MOTTO

"Powiadają przecie:
nie dla bryndzy bryndza
nie dla wełny wełna
ani pieniądz nie dla pieniądza".
(St. Wincenz "Na wysokiej połoninie")

Łączna liczba wyświetleń

środa, 11 stycznia 2012

Zima

Wychodząc dzisiaj z domu weszłam do świata bajki.
Nie od razu to zauważyłam. Szłam pochłonięta różnymi myślami, które tak zawładnęły moimi zmysłami, że dopiero gdy doszłam do skrzyżowania, spostrzegłam, że przekroczyłam magiczną granicę. Sypał śnieg! I to nie byle jaki, jak już kilkakrotnie tej zimy. Nie snuły się w powietrzu zmarznięte drobiny, ostre jak igły, a prawdziwy śnieg. Olbrzymie, ciężkie płatki. Brzemienne tęsknotą za ziemią w tym miejscu globu. Spadały majestatycznie. Piękniej niż gwiazdy. Kiedy zadarłam głowę do góry, jak robią to dzieci, zobaczyłam wirujący kosmos, który zbliżał się do mnie w tempie opadających płatków. Przez ułamek chwili zobaczyłam miliony płatków lecących wprost na mnie, ale kształt każdego widziałam oddzielnie. Wiadomo, nie tylko z bajek, że nie ma dwóch identycznych płatków śniegu. Każdy jest niepowtarzalny. I ja dzisiaj miałam szczęście zobaczyć niepowtarzalność każdej śnieżynki w zasięgu mojego pola widzenia. Wszerz, wgłąb, wzdłuż, na prawo, na lewo, do góry, do dołu, obok, za, nad, pod. Aż wreszcie niemal we mnie.
Jakież to było przeżycie?! Dawno już nie ucieszyło mnie tak bardzo przyjście zimy, jak dzisiejszego dnia. Poczułam się dzieckiem. Małym dzieckiem z wielką radością i nadzieją na wielką przygodę, podsyconą wyobraźnią zbudowaną opowieścią z kart baśni Andersena o "Królowej Śniegu".

Może to wielka ucieczka przed bólem, który oceanem rozlewa się po moim ciele? Obezwładnia i odbiera chęć do najmniejszego działania. Odcina poszczególne członki od reszty ciała paraliżem, poza którego granicą nie ma już nic. Nie atakuje, jak w stanach nagłych boleścią nie do zniesienia, a po prostu jest i trwa, jak trwają wody oceanu. Jednego dnia spokojne i wyciszone, innego zaś z bałwanami fal wznoszących się w niebo i opadających na dno...
Po raz pierwszy od tylu tygodni zobaczyłam świat z nieco innej perspektywy...Doktor mówi, że z wywiadu mam wędrujące zapalenie stawów. To jest choroba autoimmunologiczna. Powstała w odpowiedzi organizmu na zakażenie krętkami boreliozy i innymi paskudztwami przenoszonymi przez kleszcze. Przeniesionymi przez jednego kleszcza... Chorobę trzeba potwierdzić badaniami. Ale po cóż mi potwierdzenia w badaniach, skoro mój lewy kciuk nie służy do niczego innego, jak tylko do bólu? Czasem jest tak, że nie mogę stanąć na nogach. Nie wiem, czy gorszy jest ból głowy, czy niemoc w rękach, które chcą podnieść wnuka? Jeszcze podnoszą, ale potem wetują sobie wysiłek kilkudniowym bólem nie do zniesienia...Siedzę w domu owinięta kocem i ze zdziwieniem oglądam, jak z dnia na dzień sztywnieje mój prawy kciuk.Kobiety w mojej rodzinie nie żyją długo. I nie umierają we śnie...

Zima przyszła! Zima!
Wszystkie pory roku przychodzą tak od tysiącleci. To ludzie przemijają bezpowrotnie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz