MOTTO

"Powiadają przecie:
nie dla bryndzy bryndza
nie dla wełny wełna
ani pieniądz nie dla pieniądza".
(St. Wincenz "Na wysokiej połoninie")

Łączna liczba wyświetleń

środa, 18 stycznia 2012

Poczucie

Jego ramiona nie mogły jej dać niczego. A jednak dawały poczucie bezpieczeństwa, jakiego nie zaznała nigdy w życiu. No, może poza tym snem sprzed kilku dziesiątek lat. Dawały spokój i ukojenie, pozwalały nie myśleć. Nie myśleć, to znaczy nie lękać się o nic. W życiu wiadomo, trosk bez liku. Zdarzają się większe i mniejsze tragedie, po których przychodzą dni, czasem lata spokoju i stabilności. Ale prawdę powiedziawszy każda chwila niesie ze sobą troski. Takie też było jej życie, aż do dnia, w którym nie zasnęła w jego ramionach.

*   *   *

I wtedy znowu śniła ten sen. Ten sam, który przyśnił jej się, gdy była u progu dorosłości. I przypomniała sobie wszystko, jakby po latach wróciła do książki już raz przeczytanej.
Pamięta niepokój, jaki ten sen niegdyś w niej zasiał. Był to sen z rodzaju tych, w których rzeczywistość odbija się, jak w krzywym zwierciadle. Idziesz ulicami miasta, które znasz, bo przemierzasz je każdego dnia w swoim życiu, ale nagle ulice i miejsca zabudowane są tworami, które mogły powstać do bytu tylko we śnie. Bo oto nad ulicą, przy której stanąłeś, rozciąga się most, którego w rzeczywistości tu nie ma - jest za to w innej dzielnicy miasta. Zadzierasz głowę go góry i już nie stoisz na owej ulicy, a na moście, który nie wiedzieć skąd się tu nagle wziął, bo przecież przed chwilą go jeszcze nie było, i uśpioną siłą woli wiesz, że ma go tu nie być. I momentalnie, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki powstaje nowe miasto, zbudowane z kamienic i budynków, które owszem, istnieją w twoim realnym mieście, ale te zjawiają się na twojej ulicy znikąd i tworzą nową perspektywę architektoniczną. Już samo to, że jesteś w miejscu znanym, a całkiem odmiennym, wywołuje twój wielki niepokój. Bo jak tu odnaleźć drogę powrotną do domu, zwłaszcza, gdy nagle uświadamiasz sobie, że jesteś w piżamie lub w większym negliżu... I oto zjawia się myśl, idea jakiegoś błogiego spokoju. Nie widzisz, choć wiesz i czujesz każdą komórką swojego uśpionego ciała, że jest to spokój ubrany w czyjąś sylwetkę. Wychylasz się przez balustradę mostu, patrzysz w prawo i w lewo (właśnie wtedy dostrzegasz jeszcze więcej szczegółów nowej architektury miasta), usiłujesz go dostrzec, bo mocno czujesz, że postać, to ON, nie ona i za nic nie możesz nikogo zobaczyć, prócz karykaturalnych postaci twojego groteskowego snu. Nagle rozpływają się jak we mgle wszystkie zabytki przeniesione mocą twojej sennej wyobraźni ze starówki do dzielnicy robotniczej, nikną postacie - straszydła, a ty czujesz tę błogość i spokój, wywołane zjawieniem się tej osoby, która jest i równocześnie jej nie ma. Wiesz, że we śnie jest wszystko możliwe, wiesz, że śnisz. Zaczynasz się męczyć i chcesz się obudzić, ale też pragniesz zachować tę chwilę na wieczność. Budzisz się w końcu, zapisujesz sen rankiem, bo wywarł na tobie takie wrażenie, że chcesz go ocalić w jakiś sposób od zapomnienia, a wiesz, że sztambuch schowany na dnie szuflady jest najlepszym narzędziem na przechowanie snów, wspomnień i zdarzeń. Potem o wszystkim zapominasz i podświadomie szukasz przez całe swoje życie tego stanu, którego dane było doświadczyć ci we śnie.

*   *   *

Obudziła się znów przepełniona niepokojem. Bo sen pomimo całego przesłania obietnicy miłości, która na nią gdzieś czeka, przede wszystkim tworzył atmosferę niepokoju.  Kiedy to tylko staje się możliwe sięga po sztambuch, by znaleźć zapiski sprzed kilku dziesiątek lat.
Tak, sen śniła po raz pierwszy nocą, po której nastąpił dzień, w którym on przyszedł na świat.

*

Jego ramiona nie mogły jej dać niczego. A jednak dawały poczucie bezpieczeństwa, jakiego nie zaznała nigdy w życiu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz