MOTTO

"Powiadają przecie:
nie dla bryndzy bryndza
nie dla wełny wełna
ani pieniądz nie dla pieniądza".
(St. Wincenz "Na wysokiej połoninie")

Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 31 stycznia 2012

Kierunek polityki państwa

Zadałam sobie pytanie: do czego prowadzi polityka państwa?

Miałam ku temu podstawy. A jakie, zaraz się wyjaśni.

Jest kilka tematów, o których głośno się mówi. Raczej protestuje. Bo gdyby ktokolwiek chciał rozmawiać z obywatelami, nie doszłoby do owych protestów, które z nowym rokiem pojawiły się w naszym społeczeństwie jak grzyby po deszczu.
Wybieram się do lekarza specjalisty. Ponieważ odczekałam w kolejce na tzw. termin, swoje - no przyznam szczerze, że zapewne nie był to rekord świata w oczekiwaniu na wizytę u specjalisty, ale jednak - toteż nie chciałabym zostać odprawiona z kwitkiem z powodu jakiegoś niedopatrzenia. Kiedy śmiertelnik rejestruje się do specjalisty, w szczególności przed pierwszą wizytą, słyszy ile to formalności musi dopełnić podczas rejestracji przy okienku, że spamiętać trudno. Trzeba zanotować, by o czymś nie zapomnieć. Między innymi trzeba mieć przy sobie aktualne poświadczenie o ubezpieczeniu zdrowotnym. Od 1 stycznia br. nie jest to legitymacja ubezpieczeniowa pracownika, czy członków rodziny pracownika, a osławiony druk RMUA. Takie deklaracje pracodawca składa ubezpieczycielowi każdego miesiąca, wraz z opłaceniem składki za pracownika. Toteż druk RMUA ważny jest tylko przez miesiąc. Nie pracuję zawodowo, więc jestem tzw. członkiem rodziny ubezpieczonego. [Świeżo w pamięci mam październikową wizytę w ambulatorium szpitalnym (jedynym punkcie opieki nocnej, świątecznej i weekendowej dla całego miasta i okolic), do której doszło w sobotnie przedpołudnie, a przyczyną wizyty był kleszcz tkwiący nie wiedzieć od kiedy w moich plecach i rumień wokół niego. Wizyta z nieaktualną - jeszcze wtedy książeczką ubezpieczeniową dla członków rodziny pracownika - poskutkowała potraktowaniem mnie, jak osoby nieubezpieczonej i otrzymaniem recepty bez zniżki.]
Mężczyzna, Który Kiedyś Był Chłopcem zgłosił w swoim zakładzie pracy u stosownych służb pracowniczych, że prosi o poświadczenie ubezpieczenia dla członków swojej rodziny. Otrzymał i przyniósł. Ale po wnikliwym przejrzeniu druków, które przyniósł, okazało się, że nie są to druki RMUA, tylko druki ZCNA. Na drukach ZCNA nie ma aktualnej daty, jest tylko data zgłoszenia członka rodziny pracownika do ubezpieczenia rodzinnego. Jak więc na podstawie takiego druku sprawdzić aktualność ubezpieczenia? - pomyślałam. Zaraz też przypomniałam sobie, jak to wiosną minionego roku wybierając się w podróż do jednego z krajów Unii Europejskiej udałam się do NFZ w celu wyrobienia tzw. niebieskiej karty ubezpieczenia europejskiego. I urzędniczka otworzywszy bazę danych stwierdziła, że moje zgłoszenie wygasło o zgrozo... 1,5 roku temu! To jest w momencie podjęcia przeze mnie pracy na umowę-zlecenie. Umowa-zlecenie nakłada obowiązek opłacenia ubezpieczenia zdrowotnego. Po jej zakończeniu należy ponownie zgłosić i wypełnić w zakładzie pracy współmałżonka  stosowny druk, w celu ubezpieczenia  członka rodziny pracownika.
Dostałam wtedy dosłownie gęsiej skórki, gdyż po pierwsze przed kilkoma dniami wyszłam ze szpitala, gdzie byłam dość intensywnie diagnozowana kardiologicznie, po drugie - za trzy, może nawet dwa dni miał nastąpić wyjazd za granicę.
Urzędniczka poinformowała mnie o trybie postępowania, czyli, że po prostu nie grożą mi żadne konsekwencje z powodu przerwy w ubezpieczeniu, że należy tylko w zakładzie pracy współmałżonka zgłosić moje prawo do ubezpieczenia z dniem, w którym wygasło wcześniejsze, spowodowane podpisaniem i wykonywaniem przeze mnie pracy na umowę-zlecenie.

Toteż tym bardziej rozmyślałam na różne sposoby, że takie druki, jakie przyniósł Mężczyzna, Który Kiedyś Był Chłopcem, to nie jest to, co będzie chciała widzieć rejestratorka w przychodni specjalistycznej.
Szukałam różnych sposobów na znalezienie odpowiedzi, od rozmowy telefonicznej do koleżanki pracującej w ZUS-ie, po przeszukiwanie stron internetowych, a skończyłam na telefonie do źródła, czyli NFZ. Od informatorów dowiedziałam się, że członkowie rodziny pracownika mogą otrzymać tylko druki ZCNA, tzn. poświadczające o zgłoszeniu do ubezpieczenia. (Od razu pomyślałam: a co w przypadku, gdy prawo do ubezpieczenia komuś wygasło, jak mi niegdyś? Stan taki trwał przez 1,5 roku i gdyby nie wyjazd za granicę trwałby do dzisiaj??? Więc to tylko jedna wielka fikcja!) oraz w komplecie do druków ZCNA aktualny druk RMUA pracownika.
Bardzo to skomplikowane, nieprawdaż?

Ale to jeszcze nie wszystko.

Ponieważ Mężczyzna, Który Kiedyś Był Chłopcem z jakichś powodów (nie będę sugerować z jakich, niech się czytelnik domyśli) powiedział mi, bym lepiej sama zadzwoniła do księgowej w jego zakładzie pracy, toteż tak uczyniłam.
Rozmowa była ciężka. Począwszy od momentu, kiedy księgowa stwierdziła, że "mąż chciał tylko potwierdzenie ubezpieczenia członków rodziny pracownika" i że od lat (!) takie właśnie, jak wydała potwierdzenia dla członków rodziny (ZCNA) się wydaje. "Hmmm... przepis wszedł w życie od 1 stycznia br." - wtrąciłam w którymś momencie, gdyż pani chciała potraktować mnie z góry, tyradą słów nie dopuszczając do głosu. Wyjaśniłam jeszcze pani, że otrzymałam informacje z NFZ o trybie wydawania zaświadczeń i przekazałam grzecznie wszystko co wiem, myśląc sobie, że kurczę, nie było moim obowiązkiem zdobyć taką wiedzę, a owej pani księgowej. Na koniec poprosiłam panią księgową, by każdego miesiąca wydawała Mężczyźnie, Który Kiedyś Był Chłopcem druk RMUA, na co usłyszałam w odpowiedzi, że ponieważ zakład zatrudnia dużo pracowników, więc szef zdecydował, że potwierdzenie ubezpieczenia (przypominam niezbędne podczas każdej wizyty w gabinecie lekarskim) z oszczędności będzie się wydawało tylko na prośbę pracownika. I w tym momencie zrozumiałam, w jaki mechanizm zostaliśmy wszyscy wciśnięci przez osoby decyzyjne w naszym kraju.
Rozumiem pracodawcę, zatrudniającego ( w tym przypadku w prywatnym zakładzie) 600 pracowników. Rozumiem, że comiesięczny wydruk druków RMUA to nie tylko niesamowity koszt, ale również marnotrawstwo papieru, energii, tuszu itd. itp.
Rozumiem lekarza, który z lęku, by nie ponosić konsekwencji finansowych, obcej osobie nie mającej potwierdzenia ubezpieczenia na dyżurze nocnym wypisuje receptę na 100%.
No tylko, chciałoby się rzec, do jasnej Anielki, kto zrozumie mnie, pacjenta?
Wybierając się do specjalisty na planowaną wizytę można złożyć prośbę do pracodawcy o uzyskanie druku RMUA. Do przychodni POZ przy dobrych okolicznościach, tzn, jeśli rejestratorce nikt nie nadepnął akurat na odcisk, można donieść za dzień lub dwa poświadczenie zdobyte od pracodawcy na prośbę. Ale co w przypadku nagłym???
Trzeba zapłacić! Albo za wizytę. Albo za lek. Albo i za wizytę, i za lek!!!
Nie dość, że zlikwidowano punkty opieki nocnej i zminimalizowano (z dniem 1.01.2011 r.) do jednego punktu na 140 000 mieszkańców, to na dzień dzisiejszy nieoficjalnie ta opieka stała się odpłatną.
Państwo znów przerzuciło na swoich obywateli kawałek finansowania sfery życia gwarantowanej przez konstytucję. Państwo wprowadziło chaos i nieład. Spowodowało wrogość ludzi po dwóch stronach jednej dziedziny.

Ale to jeszcze nie finał.
Z jakiegoś powodu księgowa z zakładu pracy Mężczyzny, Który Kiedyś Był Chłopcem poczuła się najwyraźniej sfrustrowana rozmową ze mną, ponieważ nie omieszkała wyżyć się na odbierającym druk RMUA. I to wyżyła się ponoć w obecności pracodawcy. Nie zorientowany w przebiegu rozmowy telefonicznej mojej z księgową Mężczyzna, Który Kiedyś Był Chłopcem, potraktowany jak sztubak, wróciwszy do domu, wyżył się na mnie.


Początkowo zabolało mnie bardzo zachowanie Mężczyzny, Który Kiedyś Był Chłopcem. Na tę okazję obraziłam się nawet. Dopiero po wielu godzinach zrozumiałam, że to jest MECHANIZM, który WYZWOLIŁ W CAŁYM SZEREGU LUDZI, takie a nie inne (NIEPOZYTYWNE) REAKCJE. Bardzo niezdrowy mechanizm. Jak żywe zabrzmiały słowa mojej nieżyjącej dzisiaj teściowej, mówiącej nieudolnie już przed laty, że wszystko, co dzieje się w naszym państwie, od jakiegoś czasu przypomina sytuację z lat 50-tych. Ponieważ moja nieżyjąca dziś teściowa nie umiała tego wyjaśnić, ona to tylko czuła, pamiętała i nazwała tak jak nazwała, więc machnęliśmy wtedy ręką, że babci już się w głowie miesza.
Natomiast obecnie bogatsza o własne nieprzyjemne doświadczenie, którego owocem była kłótnia małżeńska, bogatsza o obserwacje różnych wydarzeń, nazwijmy to "dnia dzisiejszego", oraz o wiedzę wyniesioną z lektury książki, w której autor wyjaśnia mechanizm początków władzy sowieckiej (czytając włos jeżył mi się na głowie, ponieważ przykłady podane w książce można mnożyć w naszej współczesnej rzeczywistości!), wyciągnęłam tragiczne wnioski.

Czyżbyśmy nie odeszli przez tych dwadzieścia kilka lat wolnej Polski na krok od poprzedniej rzeczywistości? Czy tylko zatoczyliśmy koło? Choć tak właściwie, to ja nie znam innej rzeczywistości niż tej, w której zastrasza się obywateli, szczuje ludzi na siebie.
Toteż powiem więcej: weszliśmy w sidła ogólnoświatowego totalitaryzmu.
Z imieniem Victorii na ustach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz