MOTTO

"Powiadają przecie:
nie dla bryndzy bryndza
nie dla wełny wełna
ani pieniądz nie dla pieniądza".
(St. Wincenz "Na wysokiej połoninie")

Łączna liczba wyświetleń

sobota, 21 stycznia 2012

Posiady galicyjskie. Kolędowanie.

Posiady galicyjskie
Nie umiem wyrażać się pieśnią. Dlatego z rzadka włączając się do śpiewu, przede wszystkim słuchałam, będąc uczestnikiem imprezy pod nazwą Posiady Galicyjskie, które kolędowaniem rozpoczęły cykl imprez z piosenką galicyjską w Karczmie w Miasteczku Galicyjskim (będącym częścią składową Muzeum Okręgowego w Nowym Sączu). Idea zorganizowania posiadów z kolędą powstałą w zamyśle Anny i Bogusława Wawrzyniaków, którzy zaprosili swoich przyjaciół i przyjaciół ich przyjaciół do wspólnego kolędowania. A wśród kolędujących posiadników znalazły się osoby z rodu Wojtasów i Tabaszewskich. Rodów słynnych muzyków ludowych, których znawcom rzeczy przedstawiać nie trzeba. I tak przy jednej karczmianej ławie siedzieli pani Michalina Wojtas - niemal legendarna nestorka Regionalnego Zespołu Pieśni i Tańca "Lachy", kierująca nim w latach 1990-2003, także kierownik artystyczny i choreograf zespołu, jej siostra - pani Barbara Sokołowska, jedna z "matek" Małych Lachów, dalej ich brat - Andrzej Wojtas i siostra Maria. Następnie pani Wiesława Gorycowa (z rodu Tabaszewskich, jednego, obok rodu Józefowiczów, z najsłynniejszych rodów muzyków ludowych Sądecczyzny). Pani dr Zofia Muzyczkowa z Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej, wokół której zgromadzeni byli inni znamienici goście. Pierwsze skrzypce grał pan Roman Siemiączko, członek kapeli "Lachów", na akordeonie akompaniował  mu jego kolega pan Zbigniew Siedlarz. Na zmianę z grającą na instrumencie klawiszowym panią Barbarą Sokołowską prześcigali się w akompaniamencie tym, których zgromadziło zamiłowanie do pieśni, posiadów, kolędy i przyjaciół.

Gospodarze Anna i Bogusław Wawrzyniakowie
Witając przybyłych Anna i Bogusław Wawrzyniakowie powiedzieli, że chcieliby, by obecne posiady z kolędą dały początek całemu cyklowi posiad z piosenką, która zakorzeniona jest w tę galicyjską ziemię.  Posiady miałyby odbywać się przy okazji świąt  religijnych i ludowych, sięgać do tradycji mieszkańców Sądecczyzny i ich historii.  Zebrani głośnym śpiewem wyrazili aplauz, co jednoznacznie poświadczyło o aprobacie połączonej z entuzjazmem.
Choć nie da się skojarzyć historii Lachów Sądeckich z poezją Goethe'go, ja jednak wiem, że w sercach uczestników posiadów wyryte są słowa romantycznego poety “Gdzie słyszysz śpiew, tam wejdź, tam dobre serce mają. Źli ludzie, wierzaj mi, ci nigdy nie śpiewają”.
W przepięknej scenerii wnętrza karczmy galicyjskiej, serdecznie przyjęci przez gospodynię tego miejsca - panią Katarzynę Sułkowską - utytułowaną specjalistkę kuchni regionalnej, trzy pokolenia uczestników posiadów oddały się pieśni i gościnie.

Miasteczko Galicyjskie Muzeum Okręgowego w Nowym Sączu
Jak już wspominałam, nie dostałam daru wyrażania się pieśnią. Dlatego mogłam skupić się na obserwacji wszystkiego, co wokół się działo. A czas został zaczarowany. Ziemia za oknem pokryła się białym puchem. Blask bił z zewnątrz, jakby kolędującym prawdziwie przyświecała Gwiazda Betlejemska rozświetlając półmrok panujący w karczmie. Zdawało się, że cały świat się zatrzymał w biegu i kto żyw przybył do Miasteczka Galicyjskiego, by wspólnie kolędować. Najwspanialszymi głosami "Lachów" i lachowskimi zabrzmiały kolędy i pastorałki zarówno rodzime, jak i te jednoczące wszystkich Polaków przy wigilijnym stole. Kolędy przeplatane były piosenkami z repertuaru "Lachów". Goście Państwa Wawrzyniaków dosłownie bawili się piosenką. Zafascynowana patrzyłam na twarze osób śpiewających. Były to twarze ludzi, dla których pieśń jest modlitwą - codzienną i tą od święta. Bynajmniej nie dlatego, że pieśń religijna. Pieśń jako taka w ogóle. Śpiew... Muzyka...  Widziałam uduchowienie na twarzach, dłonie kreślące w powietrzu nuty i dźwięki, zaś dźwięki i tony unosiły uczestników posiadów w jakąś sferę pomiędzy niebem a ziemią, jakby w ekstazie spowodowanej pieśnią ich ciała zaczęły nagle lewitować. I nie ma żadnej przesady, ani literackich środków użytych specjalnie dla ubarwienia opisu. To jest próba nieumiejętnego przekazania tego, co widziałam siedząc wespół z zebranymi w karczmie. Jeśliby czytelnik chciał te słowa skojarzyć z wieszczowym zapisem "I ja tam byłem, miód i wino piłem a com widział i słyszał w księgi umieściłem" - niech kojarzy. I cokolwiek jego wyobraźnia mu wraz z tymi słowami podpowie, jakie obrazy stworzy, atmosferę, gwar, śpiew, poczęstunek, napitki, ciepło, przyjacielski klimat, serdeczności bez końca w jego sercu wytworzy, tym będzie czytelnik bardziej łaknął udziału w kolejnych Posiadach Galicyjskich, na które już dziś w imieniu organizatorów Anny i Bogusława Wawrzyniaków, oraz gospodyni Karczmy - Katarzyny Sułkowskiej - zapraszam.

Roman Siemiączko i Zbigniew Siedlarz



Uczestnicy 


Harmonijka ustna - Witold Szewczyk
Posiadnicy
Zespół "Reprint"

Gospodarz Bogusław Wawrzyniak






                                                                                               


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz