MOTTO

"Powiadają przecie:
nie dla bryndzy bryndza
nie dla wełny wełna
ani pieniądz nie dla pieniądza".
(St. Wincenz "Na wysokiej połoninie")

Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 2 stycznia 2012

Dorosłe dzieci

Myśli pomiędzy słowami.

- Powiedz: Zofia.
- Zocha - mówi Maleńka Wnuczka.

Choć myślę, że owo Zocha, mówione jest przez samo "ha", bo tak brzmi. Moja Maleńka Wnuczka posiada niebywałą zdolność wypowiadania samego "ha" w wyrazie.
Pamiętam, w początkowym okresie mojego nauczania, w wadowickiej "czwórce", moja wychowawczyni opowiadała, że ze swojego dzieciństwa zna ludzi, którzy potrafili wymawiać samo "ha" w wyrazie, ale ona nie potrafiła tego tak powiedzieć. Z koleżankami i kolegami snuliśmy wizję korzyści z takich umiejętności w mowie naszej wychowawczyni. Gdyby umiała wymawiać samo "ha", o tyle mniej błędów robiliśmy podczas dyktanda! A gdyby tak wszyscy posiadali tę staropolską umiejętność, wywodzącą się gdzieś z kresów - nie byłoby sprawy na dyktandzie.
Ortografia zawsze była moją zmorą i powodem do kpin ze strony Mojego Ojca. Pierwszy w życiu list, który napisałam do domu z kolonii był przez długie, długie lata na tapecie i zarazem najśmieszniejszą anegdotą opowiadaną przez Mojego Ojca o mnie. On, Mój Ojciec, błędów ortograficznych nigdy nie robił. Był dziennikarzem. Prawdziwym mistrzem słowa pisanego i mówionego. Wspaniałym erudytą i wzorem w rzemiośle dla wielu, nie tylko dla mnie - jego córki.
Jednak u schyłku jego życia z przerażeniem odkryłam, że znajomość ortografii miał li tylko wyuczoną, nabytą.
W końcowej fazie choroby nowotworowej założono mu rurkę tracheotomijną. Nie mógł mówić. Niektórzy uczą się mówić z rurką, niektórzy dostają rurkę samoistnie przystosowaną do mówienia. Mój Ojciec był jednak naprawdę w końcowej fazie choroby nowotworowej - dla niego koniecznością był oddech. Nie starczyło czasu i sił na naukę mówienia z rurką. Przez 5-6 tygodni porozumiewał się więc ze światem za pomocą długopisu i kartki. Najczęściej to ja przy nim byłam, więc większość zapisków skierowana jest do mnie. Jego wypowiedzi z tych dni pełne są błędów ortograficznych. Jedynych w życiu, jakie widziałam, które wyszły spod jego ręki.
Odetchnęłam z ulgą. Nie był takim ideałem pod tym względem. Może nawet sam o tym nie wiedział???
Niedawno dokopałam się wśród domowych archiwów zeszytu z zapisem naszych "rozmów".
Najtragiczniejszy i najśmieszniejszy zarazem zapis brzmi: "mam wrażenie, że nie co dzień dociera do mnie świeża prasa".
Był wtedy przez kilka dni w stanie pomiędzy życiem a śmiercią, bez kontaktu z otoczeniem. Faktycznie nie kupowano mu świeżej prasy. Leżał z gazetami wokół siebie. Dłonie miał położone na delikatnym papierze dzienników. Kiedy wielokrotnie w ciągu tych kilku dni usiłowałam wyciągnąć gazetę spod jego dłoni, za każdym razem drgały mu palce. Jakby nimi czytał...
Mam straszny dług wobec Mojego Ojca.
I wciąż się zastanawiam, czy jest to długo prawdziwy, czy zrodzony z poczucia winy. Jak przystało na Dorosłe Dzieci Alkoholików.
Nie, dzisiaj nie mogę się mylić. Mój znajomy, Białorusin Sergiej S., napisał: я не баюся тых, хто ўва мне расчараваўся - тых пужаюся, у кім расчараваўся сам...


"Nie lękam się, że zostanę zawiedziony - boję się, bym nie zawiódł ja sam."

- Gdzie mieszkasz?
- W polskiej ziemi - odpowiada Maleńka Wnuczka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz