MOTTO

"Powiadają przecie:
nie dla bryndzy bryndza
nie dla wełny wełna
ani pieniądz nie dla pieniądza".
(St. Wincenz "Na wysokiej połoninie")

Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 11 września 2014

Dociekliwość w Zawichoście

Jestem dociekliwą turystką. Ponieważ nie znalazłam wiadomości o obiekcie na miejscu, a w Internecie wyczytałam stek mylnych informacji, zadzwoniłam do Urzędu Miasta, by zaczerpnąć u źródeł. Chyba wzbudziłam popłoch. Ale informację, której szukałam, uzyskałam. Natomiast na cztery łopatki położyłam osobę z UM, gdy zapytałam jak szeroka jest rzeka w miejscu przeprawy promowej. 
- Ze czterysta metrów będzie miała - usłyszałam. - Ale nie przyszłoby mi do głowy, że kogoś to interesuje.
- Turysta zainteresowany jest wszystkim - odpowiedziałam. 
Zwłaszcza jeśli przeprawa znajduje się w miejscu, z którego każdego dnia idą komunikaty radiowe o stanie królowej polskich rzek. 
Prom, odpłatny, przeprawiający na drugą stronę Wisły w Zawichoście samochody, rowery, ludzi i co bądź, wygląda trochę jak statek piracki. Na stoliku stoi skrzynka ze starymi monetami, obok jakieś szklane i metalowe starocie, a "kapitan" promu zachęca do grzebania we wszystkim. Można też poczęstować się owocami, bo tuż przy "pirackich" skarbach leżą jabłka i śliwki - dary natury, które w roku nałożonego przez Wschód embarga, obrodziły wyjątkowo. 
Mężczyzna, Który Kiedyś Był Chłopcem przerzuca monety w poszukiwaniu pięciozłotówki z rybakiem, bo kiedyś, dawno, dawno temu, gdy Stara Kobieta wysłała go na zakupy, zgubił właśnie taką. Wpadła do kałuży i już się nie znalazła. W skrzyni też jej nie ma. Są tylko dwuzłotówki z tego samego okresu. Ale "kapitan" mówi, że ma taką i może się wymienić. 
Będąc w drodze, zatrzymaliśmy się tylko po to, by zrobić zdjęcie pod tablicą z nazwą miejscowości. Potem natknęliśmy się na kapliczkę przydrożną, jakich już nie uświadczysz w naszym świecie, więc znów zatrzymaliśmy się. Jakaś lakoniczna informacja o tym, co w miasteczku, już nie pamiętam, czy z tablicy informacyjnej, czy z naprędce otwartej strony internetowej. To chodźmy popatrzeć jeszcze, gdzie ten pomiar Wisły, obejrzyjmy te wskaźniki. Są wskaźniki i prom. Szybka decyzja - to przeprawiamy się promem. Ale jeszcze wcześniej poszukiwania zabytkowego wodowskazu. Zamiast niego odnajdujemy obelisk z 1848 roku, tzw. reper (jeszcze z czasów carskich) wysokościowy określający położenie miejsca względem poziomu Bałtyku w Kronsztadzie. Kronsztad to miasto na bałtyckiej wyspie Kotlin w Zatoce Fińskiej. Niegdyś mieściła się tam baza Floty Rosyjskiej i miasto było siedzibą admiralicji rosyjskiej. Dziś nikt w naszym kraju nie stosuje takiej miary. Obelisk znajduje się na prywatnej posesji i ogrodzony jest własnym ogrodzeniem mającym nadać mu zapewne rangę jak jakiemu urzędnikowi carskiemu, oraz płotem ze zwykłej siatki ogrodzeniowej. Łapię za klamkę od furtki, ale już dwa psy zjawiają się i szczekaniem każą mi cofnąć dłoń i zamknąć dokładnie bramkę. Usiłuję pertraktować z jednym z psów. Z początku robi minę jak prawdziwy carski urzędnik, ale po jakimś czasie wykazuje się zrozumieniem i odchodzi na bezpieczną odległość, ale za to drugi niewzruszenie tkwi na swoim miejscu, nie szczeka, za to całym sobą mówi: spróbuj tylko tu wejść. Wtedy nie wiedzieliśmy, że to jest ten reper; myśleliśmy, że trafiliśmy do obiektu, którego szukaliśmy, czyli do zabytkowego wodowskazu. Dopiero po powrocie do domu zorientowaliśmy się, że popełniliśmy błąd. A może ten szczekający pies nam to właśnie mówił?
Widzieliśmy drogę do fary, ale ja powiedziałam: daj spokój, nie będziemy zaglądać do każdego kościoła na trasie. Po powrocie do domu, po przewertowaniu informacji zawartych w wirtualnej przestrzeni pluliśmy sobie w brodę. Już obelisk na rynku upamiętniający 800 rocznicę bitwy w Zawichoście powinien nam dać do myślenia. Ale nie dał. Zawichost jest miastem starym jak świat. Niedzisiejsza kapliczka, stojąca na łuku drogi, we wczesnym średniowieczu wyznaczała szlak tym, którzy z jakichś powodów przemieszczali się z miejsca na miejsce. Jak informują źródła internetowe i jak poinformował mnie człowiek z UM przez telefon, w podziemiach fary znaleziono fundamenty romańskiej świątyni z nawą boczną i absydami oraz cmentarz przykościelny. 

W głupi sposób rezygnując z poznania zabytków na własne oczy ("Daj spokój..."), delektowaliśmy się obecnością Wisły. Wisłę najczęściej widuję w Krakowie, więc kto wie, o czym piszę, od razu się domyśli. Byliśmy na terenie "Rezerwatu Przyrody Wisła pod Zawichostem". Niedaleko stamtąd jest do Małopolskiego Przełomu Wisły. A to znaczy, że Wisła tam jest wolna i dzika. Wsłuchiwaliśmy się w ciszę. Słońce już było wysoko na niebie, ale dzień był jeszcze w pieleszach. Jeszcze nie opadły, ani też nie podniosły się nocne mgły, więc powietrze było wilgotne i miękkie. Jakieś ptaki pokrzykiwały tylko w zaroślach i fale rozbijały się delikatnie o brzeg. Rzekę pruł prom, który wyglądał jak statek piracki, gdy się nań weszło. Wiedzieliśmy, że w tym miejscu Wisła zawiera wody Dunajca i Kamienicy, Białej i Popradu i wszystkich potoków, koryta których przemierzaliśmy i niejednokrotnie ich wodami spłukiwaliśmy słony pot z czoła. Byliśmy więc wsłuchani w jej cichą melodię... 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz