MOTTO

"Powiadają przecie:
nie dla bryndzy bryndza
nie dla wełny wełna
ani pieniądz nie dla pieniądza".
(St. Wincenz "Na wysokiej połoninie")

Łączna liczba wyświetleń

sobota, 29 grudnia 2012

Nawet najmłodsze dzieci kiedyś dorastają

No i Synek ma problem. Będzie musiał uświadamiać młodszą siostrę. Wszystko za sprawą jego akcji, którą przeprowadził kilka miesięcy temu oraz zamieszczonego dziś w internecie zdjęcia.
Duża Mała Dziewczynka jest nadaktywna w życiu społecznym. Kiedy dziwię się temu, wszyscy odpowiadają:
- Co się dziwisz, przecież jest identyczna jak ty.
- No, ale w jej wieku jeszcze TAKA nie byłam.
Duża Mała Dziewczynka mogłaby samodzielnie poprowadzić jakąś placówkę, najlepiej oświatową lub wychowawczą. Zorganizować i przeprowadzić wycieczkę autokarową lub pieszą, krajową, bądź zagraniczną. Być nianią kilkorga niemowlaków równocześnie. Wiele miejsca zajęłoby mi wypisywanie, co to dziecko, które właśnie dziś kończy 14 lat, mogłoby zrobić ze spraw i z rzeczy, z którymi wielu dorosłych ludzi by sobie nie poradziło.
Jeszcze kilka miesięcy temu Synek apelował do starszej siostry:
- Jak przyjedziesz, będziemy musieli porozmawiać z rodzicami. Ty wiesz, co oni z niej (Dużej Małej Dziewczynki) robią? Oni z niej robią warzywo towarzyskie. Każą jej wracać do domu o ósmej! O ósmej, jak inni się dopiero schodzą.
(Synek jest starszy prawie o 10 lat od swojej siostry, więc zapomniał jakie on miał ograniczenia będąc w jej wieku).
Duża Mała Dziewczynka najwcześniej z całego rodzeństwa trafiła do drużyny harcerskiej, która regulaminowo skupia starszą młodzież. Starszą, niż była wówczas Duża Mała Dziewczynka. W ubiegłym roku szkolnym tak się składało, że nie mogła uczestniczyć w biwakach i wyjściach w góry, bo stale była "na wyciągu". A to złamane biodro, a to martwica jałowa kolana. Odpadł nam, rodzicom, lęk przed jej samodzielnymi (znaczy, że bez nas) wyjazdami z domu. Bo dla rodzica każde wyjście dziecka z domu, nawet do szkoły, cóż dopiero mówić o wyjściu w góry w gronie rówieśników i nieco starszej młodzieży, jest podszyte niepokojem.
W tym roku, całkiem niedawno, bo w grudniu, gdy doktor wkładał jej rękę w gips, pierwsze o co zapytała, to czy będzie mogła pojechać na biwak. Kiedy doktor odebrał od niej zapewnienie, że będzie postępowała zgodnie z jego zaleceniami co do traktowania, raczej nietraktowania ręki, wyraził zgodę. Z medycznego punktu widzenia. Ale i my nie mieliśmy przez to najtwardszego argumentu. Cóż było robić? Trzeba jej było pozwolić jechać na biwak drużyny.
Dzisiaj pewien młodzieniec zamieścił na swoim profilu na fb zdjęcie z Dużą Małą Dziewczynką. Wygląda jakby trzymał ją w ramionach. Ale to mogą być tylko pozory, bo zdjęcie jest obrobione w jakimś programie fotograficznym. Poza tym wylądować na ułamek sekundy na biwaku na kimś zdarza się często, bo to zabawy, jakieś pląsy sprzyjają takim niecodziennym pozycjom. Skoro zdjęcie jest okrojone tylko do dwóch postaci, to możliwym jest, że pokładało się na sobie więcej osób, jak kostki domina.
W każdym razie komentarze do zdjęcia mogą sugerować tezę, od której staram się samą siebie odwieść ;). A przecież wyraźnie widać, że Duża Mała Dziewczynka przestała być dzieckiem: podczas wieczerzy wigilijnej poprosiła o dokładkę kompotu z suszonych śliwek. A potem jeszcze z własnej woli zjadła karpia.
Zobligowałam więc Synka do osobistego uświadomienia młodszej siostry.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz