MOTTO

"Powiadają przecie:
nie dla bryndzy bryndza
nie dla wełny wełna
ani pieniądz nie dla pieniądza".
(St. Wincenz "Na wysokiej połoninie")

Łączna liczba wyświetleń

piątek, 28 grudnia 2012

Bez pośpiechu

W Wigilię zaspałam. Wstałam w galopie z lękiem, że nie zdążę z przygotowaniami. Miałam spore spóźnienie. Ten dzień rządzi się jednak swoimi prawami. Nie da się przyspieszyć, a wręcz każda chwila, choć zajęta pracą, jest także przepełniona niecodzienną refleksją. Wcale niewymuszoną. Przychodzi sama z siebie, bez przerwy każe mi przystanąć, zapatrzyć się w jakąś głębię i odlecieć myślami w przestworza. Rozciąga się przede mną gładzią spokojnego oceanu świat myśli i uczuć. I nie wiem, jak to się dzieje, że nie pomylę cukru z solą, albo nie spalę placka, który zabłąkał się do dnia ostatniego.
No bo Wigilia jest ostatnim dniem oczekiwania na spełnienie się wielkiej obietnicy, która zarazem jest tajemnicą. To tak jak dawniej, w czasach bez USG 4D, czekało się na dziecko.
Niepomna na ponad godzinne spóźnienie zaraz po wejściu do kuchni zapatrzyłam się w dal przez okno. Patrzyłam nie widząc szarego świata, który był mocno zabiegany o tej godzinie, o czym świadczył wzmożony ruch samochodów na skrzyżowaniu. Nie chciałam patrzeć na auta. Niebo było równie szare jak powietrze i wszystko wokół. Naprawdę nie było na czym zawiesić oka. Bardziej myślałam przez okno niż patrzyłam. Aż nagle zafalował mi jakiś kształt nieco niżej, pod moją kuchnią, pomiędzy budynkiem, a ulicą. Zainteresował mnie ten ruch swoją niezwykłością. Wyostrzyłam wzrok i odczekałam chwilę. Chwila trwała nieskończenie długo. Podobnie jak zauważy się ruch wskazówki zegara, o którym myślało się, że nie chodzi; kiedy skoncentruje się na nim wzrok i myśli mija strasznie dużo czasu, nim wskazówka odmierzająca sekundy znów drgnie. Tak było z moim falującym kształtem. Jakby jakaś koronkowa kurtyna delikatnie drgnęła, poruszona wejściem na scenę baletnicy - taki był delikatny i niemal przeźroczysty.
To cała drgająca falanga ptaków, które w ostatnich latach zastąpiły wróble w miastach, poruszała się od korony jednego drzewa do korony drugiego. Tam i z powrotem. W czterech wymiarach. Wróble nigdy nie miały takiego wdzięku, jak te ptaszyska. Są większe od wróbli, ale w budowie smuklejsze. No i ruch, zwłaszcza zbiorowy, mają opanowany do perfekcji, jak tancerki jakieś z Baśni Tysiąca i Jednej Nocy. Dosłownie odstawiały balet, czy jakiś inny napowietrzny taniec zespołowy, który wprawił mnie w osłupienie.
To wyglądało jak falujące między niebem a ziemią Słowo. Zstępujący Duch.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz