MOTTO

"Powiadają przecie:
nie dla bryndzy bryndza
nie dla wełny wełna
ani pieniądz nie dla pieniądza".
(St. Wincenz "Na wysokiej połoninie")

Łączna liczba wyświetleń

sobota, 15 września 2012

Książkowy przypadek cz. I

Było po śniadaniu, gwar ucichł. Zostałam sama w kuchni, właśnie usiadłam i wypiłam pierwszy łyk kawy, gdy usłyszałam straszliwy huk, za nim drugi, których nie powinnam słyszeć będąc w tym miejscu. Co innego u mnie w domu, tuż przy skrzyżowaniu, gdzie wypadki samochodowe i przewyższający nawet największy hałas huk zderzającego się z przeszkodą samochodu są na porządku dziennym. Ale w Stanicy? Wprawdzie samochód Młodego Człowieka stał zaparkowany tuż za oknem, ale skąd ten huk? Wybiegłam z kuchni i ostrożnie wyszłam na zewnątrz, spojrzawszy wcześniej, czy przypadkiem niebo nie wali się z hukiem, albo jakieś elementy domu nie spadają na ziemię jak gwiazdy. Obok samochodu leżało kilka kamieni i wiedziałam, że na pewno nie powinny się tam znajdować.
- Co jest? - pomyślałam - Skąd wzięły się te kamienie?
Jeśli mnie słuch nie mylił musiały spaść z góry, z któregoś okna. No, ptaki, nawet te największe, nie mogły latać z tak wielkimi kamieniami w dziobach. Wolne żarty! Chyba, że jakiś pterodaktyl.
A z drugiej strony cały dom zamieszkiwała w tym dniu młodzież będąca w takim wieku, że żadną miarą nie mogłam sobie wyobrazić, aby ktokolwiek z całego towarzystwa mógł zrobić taką głupotę, by wyrzucić przez okno kamienie. Przecież na dole mógł ktoś stać, przechodzić itp. Gdyby jakiś osobnik wyrzucił kamienie przez okno, byłby to akt niewyobrażalnej głupoty i braku wyobraźni.
Obejrzałam dokładnie samochód Młodego Człowieka i dostrzegłam szkody wyrządzone przez kamienie. Jeden z kamieni nawet się rozbił od siły zderzenia z blachą. Zadarłam głowę i popatrzyłam, z którego okna mogły wylecieć. Wyszłam na górę i w pokoju, który typowałam ujrzałam Młodego Człowieka udzielającego instrukcji sprzątania. Od razu skierowałam więc swe kroki do pokoju obok i ostrym głosem przepytałam jego mieszkańców, który z nich rzucał kamieniami przez okno. Chłopcy stanęli niemal na  baczność i głosem, który kazał mi uwierzyć w prawdomówność powiedzieli, że oni wiedzą, że mieli sprzątać w tym czasie a nie sprzątali, tylko leżeli na łóżkach, więc przepraszają, ale oni tylko rozmawiali, nikt nie rzucał kamieniami.
Dla pewności zapytałam jeszcze Młodego Człowieka, jak długo jest w pokoju, w którym go zastałam. Był tam wystarczająco długo. Musiałam go też poinformować o tym, co się stało. Wyszliśmy razem pooglądać straty.

Cdn.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz