MOTTO

"Powiadają przecie:
nie dla bryndzy bryndza
nie dla wełny wełna
ani pieniądz nie dla pieniądza".
(St. Wincenz "Na wysokiej połoninie")

Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 8 grudnia 2011

Oczekiwanie - kalendarz adwentowy

Matka oczekiwała syna. Nosiła go pod sercem. Najpierw czuła delikatne bulgotanie w swoim wnętrzu, jakby pęcherzyk powietrza okręcał się wkoło. Serce trzepotało jej z wielkiej radości. Z czasem syneczek rósł i kulił się coraz bardziej w najbezpieczniejszej przystani świata. Matka odczuwała każdy jego najmniejszy ruch. Czuła nawet, kiedy synek ma czkawkę. Jej łono stało się doskonałą kołyską. I choć synek wiercił się i kręcił, szczególnie nocami, wystarczyło, by matka, poruszając lekko biodrami wprawiła kołyskę w ruch i delikatne falowanie usypiała maleństwo. Głaskała swój rosnący brzuch i snuła marzenia o dziecku. Marzyła o wielkości dla niego. Zastanawiała się, jak będzie wyglądał jej upragniony potomek. Czy będzie miał loki w kolorze włosów swojego ojca? Może będzie miał szaroniebieskie oczy, jak ona? Może będzie lubił muzykę poważną? Przyszło jej do głowy, że może trzeba już uczyć go słuchać tego rodzaju muzyki? Mówią, że dzieci słuchające Mozarta mają większy potencjał umysłowy... W każdym razie mówiła do niego, szczególnie w takich momentach, kiedy zostawała sama, by nauczył się rozpoznawać jej głos, by nie czuł się samotny w świecie zamkniętym w jej brzuchu. Czuła jego reakcję na mocne światło. Mówiła:  "to świeci słońce synku, kiedyś będziesz jaśniał jak ono". Bał się gwałtownych odgłosów. "Jestem przy tobie, nie lękaj się maleńki. Mamusia cię obroni przed wszelkim złem" - mówiła. Z czasem tak się przyzwyczaiła do tych rozmów z synkiem, który rósł w jej wnętrzu, że opowiadała mu wszystko o świecie. Nuciła mu piosenki na dobranoc i czytała najpiękniejsze baśnie. Wszystko po to, by poznał jej łagodny głos i czuł jej miłość. Po to, by uczynić go wrażliwym. Z wielkim rozczuleniem i ze łzami w oczach słuchała bicia jego serca podczas wizyty u lekarza. Oprawiła w ramki obraz ultrosonagraficzny, jako pierwszą fotografię swojego dziecka.
Czas mijał, tygodnie i miesiące rosły wraz z jej brzuchem i marzeniami. Jak każda matka wyobrażała sobie, że jej dziecko na pewno będzie kimś wyjątkowym. Im bardziej wyginała się ku przodowi jej sylwetka, tym skłonniejsza była zamienić marzenia o wyjątkowości i wielkości swojego synka na jego zdrowie. Potem myślała: może będzie i zdrowy i wyjątkowy? Oby był - to było jej ostatnie pragnienie nim lekarz odciął pępowinę. Wydaje się, że oczekiwanie na pierwszy krzyk nowonarodzonego dziecka trwa wieki. W tej chwili przeżywa się wszystkie lęki o czas, który zdaje się - stanął w miejscu, oraz o ten, który przyjdzie.

Na to rzekła: (...) Oto Ja służebnica Pańska, niech Mi się stanie według twego słowa! 


Jej synek mógł dawać nadzieję. Jednak, zanim osiągnął pełnoletność, zamordował człowieka.


(Miasto, w którym mieszkam, wstrząsnęła wiadomość o morderstwie popełnionym przez kilkunastoletniego chłopca na dojrzałym mężczyźnie. Ten chłopiec jest dokładnie w wieku dzieciaków, z którymi pracowałam z końcem lata i początkiem jesieni, którym z uporem powtarzałam, by rozważnie podejmowały decyzje, ważyły każdy swój krok i każde swoje słowo, bo każde zdarzenie, każda chwila może zaważyć na całym ich i innych ludzi przyszłym życiu... Tego chłopca nie było pośród tych dzieciaków... 


Oczywiście cała opowieść o oczekiwaniu matki na dziecko jest opisem z autopsji, nie ma nic wspólnego z zaistniałą sytuacją.
Nie mogłam, po prostu nie mogłam inaczej napisać dzisiejszego fragmentu kalendarza adwentowego... gdyż jestem matką!)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz