MOTTO

"Powiadają przecie:
nie dla bryndzy bryndza
nie dla wełny wełna
ani pieniądz nie dla pieniądza".
(St. Wincenz "Na wysokiej połoninie")

Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 12 czerwca 2014

Krawcowa

Czy drobny rzemieślnik w naszym kraju może sobie pozwolić na impertynencję wobec klienta? Pewnie nie powinien, ale sobie pozwala. 
Dzisiaj niewielu ludzi korzysta z usług krawcowej czy szewca a nawet zegarmistrza. Największe chyba wzięcie mają specjaliści zajmujący się remontami i budowlanką, bo domu nie wyrzuci się jak znoszonych spodni czy butów, a i nie kupi się w żadnej sieciówce nowego. Dlatego tym bardziej dziwi, że rzemieślnik, który ma małe wzięcie na rynku usług, zamiast zabiegać o klienta, pozwala sobie na brak kultury, wręcz chamstwo. Wybrałam się do krawcowej i wróciłam sponiewierana, bo dawno już nikt z usługodawców czy handlowców nie potraktował mnie w ten sposób. A ja jak to cielę, do końca grzeczna i kulturalna, wyszłam bez słowa. Musiałam być chyba w ciężkim szoku skoro się nie odezwałam, bo zwykle odcinam się ciętą ripostą. A może uznałam, że szkoda mojej energii na czyjąś bezczelność? 
Tak sobie chodzę po tym świecie już pół wieku i coraz bardziej jestem przekonana, że wobec pewnego typu ludzi już na dzień dobry należałoby przybrać odpowiednią postawę, by zablokować w nich bezczelność i chamstwo i wtedy zapewne nie pozwoliliby sobie na takie traktowanie drugiego człowieka, no ale przecież byłoby to wyraźnym i jednoznacznym sprowadzeniem siebie do ich poziomu. A jak mądrze pewien facet, w czasach kiedy był jeszcze księdzem, mówił: " Z głupim się nie zadawaj, bo sprowadzi cię do swojego poziomu i powali doświadczeniem", toteż jak zwykle w takich sytuacjach postanowiłam omijać ową krawcową z daleka i więcej nie korzystać z jej usług. Chyba nie ja będę stratna, bo spacer do bardziej oddalonego od miejsca zamieszkania punktu krawieckiego mi nie zaszkodzi, a to krawcowa straciła klienta, a przecież z usług świadczonych klientom żyje.  

Pamiętam krawcową w Moim Mieście. Mieszkała w Naszym Bloku. Szyła na miarę ubrania i wszystko, co było do uszycia oraz robiła przeróbki. Kiedy Ja Byłam Mała Dziewczynką bardzo często korzystało się z usług krawcowej. Jeszcze, gdy braliśmy ślub, Mężczyzna, Który Kiedyś Był Chłopcem miał szyty garnitur na miarę. Krawcowa w Moim Mieście zawsze miała przewieszonych na szyi kilka miar krawieckich i w klapę podomki powbijane szpilki. Do przymiarek zakładała okulary, więc pewnie miała wtedy po pięćdziesiątce. Dziecku tak trudno oszacować wiek starszych od siebie ludzi - wszyscy są po prostu starzy ;). Krawcowa w Moim Mieście miała do nas, dzieci, niezwykłą cierpliwość: wszystkie dziewczynki biegały do niej po ścinki, bo przecież wciąż szyłyśmy ubranka dla naszych lalek. Kiedy otwierała drzwi do swojego mieszkania na odgłos naszego pukania zawsze nabierało głęboko powietrze, jakby chciała powiedzieć (tak dzisiaj myślę): nie przeszkadzajcie mi dzieci, odrywacie mnie od maszyny, ale nigdy nic takiego nie padło z jej ust. Wyciągała garść ścinków i maleńkich resztek, a nam to wystarczało, bo nasze lalki były przecież małe. Nieraz, gdy miała ważną klientkę, mówiła: nie teraz, bo mam przymiarkę, przyjdźcie później. Z czasem nauczyłyśmy się zauważać, kiedy przychodzą klientki do przymiarki. 
Po przeprowadzce do innego miasta Moja Mama szybko znalazła nową krawcową, gdyż czasy wciąż wymuszały częste korzystanie z usług krawieckich. Nowa krawcowa to kobieta legenda. W jej losy, w dzieje jej rodziny wpisana jest wielka historia. Jej mąż walczył w Powstaniu Wielkopolskim. Ona, urodzona na Litwie, przesiedlona z rodziną po II wojnie światowej gdzieś na Suwalszczyznę, do dziś mówi jak repatrianci z kresów. Nie pamiętam, choć słyszałam tę opowieść, jak to się stało, że on Wielkopolanin, ona kresowianka stali się małżeństwem. Miało to miejsce na pewno wiele lat przed wojną. Jak ta kobieta potrafiła cudownie opowiadać! Kiedy się przychodziło do przymiarki, to siedziało się, póki nie przyszła kolejna klientka, bo ta krawcowa była urodzoną gawędziarką. Jeszcze obie moje córki - Mała Duża Córeczka i Duża Mała Dziewczynka nosiły moją bluzkę uszytą w drugiej połowie lat siedemdziesiątych (ze 36 lat temu!) przez panią L. Uszyta z surówki bawełnianej z koronkowymi wstawkami nigdy nie przestała być modna... 
Nie liczyłam, że zaprzyjaźnię się z krawcową, do której noszę czasem spodnie do podwinięcia i inne drobne przeróbki. Ale też nie spodziewałam się bezczelności. Po prostu przywykłam do obcowania z kulturalnymi ludźmi. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz