MOTTO

"Powiadają przecie:
nie dla bryndzy bryndza
nie dla wełny wełna
ani pieniądz nie dla pieniądza".
(St. Wincenz "Na wysokiej połoninie")

Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 23 czerwca 2014

Bobowa - cz. II

Przyjęło się mówić, że społeczność żydowska pojawiła się w Bobowej dopiero w 1732 r. za sprawą jednego z właścicieli miasteczka - Michała Jaworskiego, który sprowadził Żydów, by dźwignąć podupadający handel. Przybysze szybo się zadomowili tworząc gminę i wnet pobudowali synagogę. W kolejnym wieku w Bobowej osiedlił się wnuk sądeckiego cadyka  Chaima Halberstama - Salomom ben Natan Halberstam, który wraz z powołaniem w Bobowej szkoły talmudycznej głęboko zakotwiczył tam chasydyzm.
Pierwsza synagoga, która powstała w Bobowej była drewniana, więc wraz z całym miastem spłonęła podczas pożaru w 1889 r. Według opinii nieżydowskich mieszkańców miasta pożar niejako miał wybuchnąć od świecy zapalonej na jednym z poddaszy podczas żydowskiego Święta Namiotów. Tuż po pożarze gmina żydowska podjęła decyzję o natychmiastowej odbudowie synagogi i tak powstała murowana budowla, którą dziś można podziwiać. Synagoga zbudowana jest na planie zbliżonym do kwadratu - to główna sala modlitw; do synagogi przylega przybudówka drewniana z galerią dla kobiet, zwaną oczywiście babińcem. Ulica prowadząca od bobowskiego rynku do synagogi nagle zaczyna ostro schodzić w dół, gdyż miasto położone jest na zboczu góry, przeciętym dodatkowo głęboką doliną Białej (ale to od strony zachodniej, zaś synagoga, jak każda taka budowla na świecie zorientowana jest na wschód, na Jerozolimę). Dlatego na dziedziniec przed synagogą należy zejść po schodkach i dalej w budynku, idąc do głównej sali modlitw, również się schodzi. W przedsionku, który znajduje się pod babińcem usytuowane są tablice pamiątkowe i portrety bobowskich rabinów z dynastii Halberstama: Ben Ziona Halberstama (1874 - 1941), Shlomo Halberstama (1907 - 2000) oraz Naftule Zwi Halberstama (1931 - 2005). Rebe Ben Ziona zginął z rąk hitlerowców we Lwowie.
Już od samego wejścia do wnętrza synagogi oczy przyciąga przepiękny portal zdobiący Aron ha-kodesz. Aron ha-kodesz to szafa ołtarzowa służąca do przechowywania zwojów Tory. Szafa zasłonięta jest bogato zdobioną aksamitną kotarą zwaną parochet, której zadaniem jest oddzielenie części sacrum od profanum. Do Aron ha-kodesz prowadzą schodki, gdyż szafa znajduje się nad ziemią, pewnie by była lepiej widoczna i mało dostępna. Więc wokół znajduje się ten przepiękny portal zdobny w ornamenty roślinne i zwierzęce o bardzo bogatej kolorystyce i jest to centralne i najważniejsze miejsce w synagodze zorientowane na ścianie wschodniej. W samym środku sali modlitw znajduje się bima - podwyższenie z balustradą, wewnątrz którego jest stół również nakryty haftowanym aksamitem, a na nim stawia się zwoje Tory podczas czytania. Z bimy również przemawia się, stamtąd kantor prowadzi modły. (Synagoga w Bobowej jest miejscem kultu religijnego Starszych Braci w wierze, okazjonalnym wprawdzie, bo przecież ocalali z zagłady bobowscy Żydzi po II wojnie światowej "zbudowali" swój sztetl na nowojorskim Brooklynie, ale młodzież i dorośli wyznania mojżeszowego z całego świata przyjeżdżają do Bobowej regularnie w rocznicę śmierci cadyka Halberstama). Prócz tego synagoga służy jako obiekt muzealny i jest udostępniana turystom.
W bobowskiej synagodze znajduje się bogata wystawa judaiców, czyli pamiątek ocalałych po społeczności żydowskiej. Dodatkowo na okoliczność "Dni Bobowej z kulturą żydowską" postawiono wystawę fotograficzną ze zdjęciami upamiętniającymi przynależność gminy żydowskiej i wszystkich jej członków do historii miasta. Wystawa judaiców zawiera m.in. zastawiony stół szabasowy z figurami zasiadających do szabasu ludźmi. Chałki na stole nakryte są serwetką, której historia jest bolesna jak bolesne są dzieje europejskich Żydów. Podczas wyszywania tej serwetki w pierwszych latach II wojny światowej do mieszkania hafciarki z Bobowej wpadło gestapo i aresztowało domowników. I tak serwetka nie została ukończona, dzieło utkwiło w miejscu razem z tragiczną historią i jest naocznym świadkiem okrucieństwa Holocaustu.
Na co dzień pieczę nad synagogą sprawuje Pan Jan Podosek, fryzjer mieszkający w bezpośrednim sąsiedztwie, który jak mało kto potrafi opowiedzieć dzieje bobowskiej synagogi i historię tego nadbiałczańskiego sztetlu. A jest co opowiadać. W czasie wojny Niemcy doszczętnie zniszczyli wystrój synagogi, wybielili ściany niszcząc tym samym bogatą polichromię i zamienili bożnicę na... stajnię dla koni. Po wojnie we wnętrzach synagogi znajdowały się warsztaty tkackie miejscowej szkoły hafciarek. Do dzisiaj część pomieszczeń wykorzystywana jest na warsztat koronkarski.
Kiedy się jest w takim miejscu jak synagoga w Bobowej musi się podjąć trud i wysiłek zrozumienia bolesnych ran zadanych przez historię. Historię, którą tworzą przecież ludzie, bo nie mówimy tu o klęsce żywiołowej żywiołowej Białej, a o zagładzie narodu. O zatraceniu wielowiekowej tradycji. O tym i o tych, co nigdy nie wrócą... O pokoleniach rodu Judy, z których nieliczni ocalali nie chcieli już wracać na nasze ziemie. Zaś tym, którzy wrócili, daliśmy wilczy bilet, pozbywając się ich prawie na zawsze z naszego życia społecznego, kulturalnego, gospodarczego, które tym samym straciło cały koloryt swej wielonarodowej i wielokulturowej warstwowości.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz