MOTTO

"Powiadają przecie:
nie dla bryndzy bryndza
nie dla wełny wełna
ani pieniądz nie dla pieniądza".
(St. Wincenz "Na wysokiej połoninie")

Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 26 lipca 2011

Misje pokojowe w najodleglejszym zakątku świata, w którym od dziesięcioleci nie ma pokoju, panują wojny jedna za drugą

Dzisiejsze popołudnie upłynęło pod hasłem wyprawy z misją pokojową. Zebrała się ekspedycja ludzi wrażliwy na los innych i wielkim, olbrzymim transportowcem, który na swym pokładzie mógł pomieścić 12 czołgów, kilkanaście karetek ratownictwa medycznego i kilkanaście samochodów transportowych opancerzonych, wyruszyła na skraj świata w najodleglejszy zakątek świata, w którym od dziesięcioleci nie ma pokoju, panują wojny jedna za drugą. Ekspedycja składała się z lekarki, prawniczki i dziennikarki wojennej w w jednej osobie, dziennikarza i fotoreportera wojennego, którego pasją są konie oraz z kolejnego dziennikarza i fotoreportera wojennego, którego pasją są samoloty. Główną i nieodzowną postacią wszystkich wypraw jest narrator, czyli "moja skromna osoba" (jak mawia proboszcz jednej beskidzkiej parafii). Lekarka, prawniczka i dziennikarka urodziła się z marzeniem o odbyciu misji pokojowej. Dorastając myślała, że w zakonie wypełni swoją misję i kiedy już miała wiek stosowny wstąpiła do zakonu misjonarek, ale okazało się, że ten zakon nie organizuje misji pokojowych, więc jeszcze podczas nowicjatu wystąpiła, ponieważ sercem czuła, że misję pokojową musi ziścić.
Wielki, olbrzymi transportowiec w miejsce czołgów, które mógł pomieścić na swoim pokładzie wziął olbrzymie paki i skrzynie załadowane żywnością. Żywność zbierana była w różnych zakątkach świata. Potem, na miejscu, okazało się, że wśród przydatnych, potrzebnych i pożądanych produktów żywnościowych są również puszki z żywnością dla psów i kotów. Członkowie ekspedycji podczas swojej pierwszej konferencji prasowej poprzedzonej spotkaniem roboczym stwierdzili, że ludzie bogaci są okrutni. Brak im współczucia dla głodujących i żyjących w wiecznym strachu mieszkańców najodleglejszego zakątka świata, w którym od dziesięcioleci nie ma pokoju, panują wojny jedna za drugą.
Ale zanim pierwsze spotkanie robocze misji pokojowej mogło się odbyć, musiała dokonać się podróż. Lot był spokojny. Gdy transportowiec nie leciał jeszcze zbyt wysoko, to z ziemi dobiegał głos dzieci:
- Panie pilocie, bo dziura w samolocie.
Pierwszy kapitan i pilot zarazem zorientował się, że dzieci z ziemi krzyczą tak dlatego, ponieważ poza transportowiec wystawały nieobute nogi członków ekspedycji w kolorowych skarpetkach. Narrator usilnie łaskotał członków misji pokojowej po stopach, ale nie wzbudziło to respektu, tylko wielki, niepohamowany śmiech. Więc dzieci z ziemi wołały i wołały. Wreszcie transportowiec osiągnął pozycję ponad najwyższym pułapem chmur. Ziemi z pokładu widać nie było. Nikomu już nie przeszkadzały te wystające nogi członków ekspedycji w kolorowych skarpetkach.
Pod koniec pierwszego tygodnia lotu transportowiec wpadł najpierw w turbulencje, potem w burzę, by na koniec wpaść w trąbę powietrzną. Członkowie ekspedycji uspokojeni głosem narratora bardziej śmiali się z tych zawirowań, niż lękali. Narrator zapewniał, że wielki, olbrzymi transportowiec, który na na swym pokładzie mógł pomieścić 12 czołgów, kilkanaście karetek ratownictwa medycznego i kilkanaście samochodów transportowych opancerzonych, jest najnowszej generacji, z wszelkimi zabezpieczeniami przed katastrofami wszelakimi.

Ledwo wielki, olbrzymi transportowiec wyszedł z opresji pogodowych znalazł się nad owym  najodleglejszym zakątkiem świata, w którym od dziesięcioleci nie ma pokoju, panują wojny jedna za drugą. Lądował pod ostrzałem, a wręcz w kanonadzie wybuchów bombowych. Członkowie ekspedycji byli nieustraszeni. Transportowiec - niezawodny. Bezpośrednio po wylądowaniu odbył się wyładunek przywiezionych karetek ratownictwa medycznego oraz samochodów transportowych opancerzonych oraz pak i skrzyń z przywiezioną żywnością dla ludności najodleglejszego zakątka świata, w którym od dziesięcioleci nie ma pokoju, panują wojny jedna za drugą. No i zaraz po tym owo pierwsze spotkanie robocze, o którym już wspominałam.
Podczas pierwszego spotkania roboczego ustalono sposób żywienia i zamieszkiwania członków misji pokojowej. Sami członkowie misji pokojowej przygotowali karty hotelowe i bloczki żywnościowe na trzy posiłki dziennie. Musieli wszystko zrobić samodzielnie, ponieważ cała ludność najodleglejszego zakątka świata uwikłana była w konflikt zbrojny. Nie miał kto pracować, wychowywać dzieci, modlić się i wypoczywać. Dosłownie wszyscy zajmowali się tylko wojnami i sporami.
Kiedy członkowie misji pokojowej przydzielili już sobie bloczki żywnościowe ruszyli do wypełnienia misji pokojowej. Musieli zobrazować piękno świata, tak aby mieszkańcy najodleglejszego zakątka świata, w którym od dziesięcioleci nie ma pokoju, panują wojny jedna za drugą mogli zobaczyć, jak wygląda świat bez wojen, konfliktów i sporów.
Zaczął powstawać piękny kolaż. Sprawa obrazowania świata skomplikowała się kiedy po jednego z dziennikarzy i fotoreporterów wojennych, tego, którego pasją są samoloty, przyszedł tata. Potem babcia zabrała na basen jedyną lekarkę i prawniczkę, która jeszcze do tego była dziennikarką wojenną i jedyną kobietą zdolną przygotowywać posiłki wydawane na bloczki w kantynie, oraz jej brata pierwszego dziennikarza i fotoreportera wojennego, którego pasją są konie. Ale za to przyszli obywatele innych państw, którzy przyłączyli się do misji pokojowej akurat w momencie jej wypełniania.
Toteż praca, która powstała, do artystycznych nie należy. Przedstawia za to artyzm wszystkich członków misji pokojowej w najodleglejszym zakątku świata, w którym od dziesięcioleci nie ma pokoju, panują wojny jedna za drugą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz