Z niedowierzaniem zaglądam w ulubiony zaułek miasta, który uchował się w samym centrum - jeszcze wolny, z ulicą zaledwie bitą, w dni mokre kwitnącą błotnymi kałużami. Staję bezradnie a ręce i ramiona opadają mi coraz niżej; mam wrażenie, że ciężar asfaltu wylanego na wolną dotąd ulicę przybija mnie do bruku. Jak będzie żył teraz ten dziki ogród, którego ogrodzenie połknęły minione lata, ale furtka wciąż strzeże do niego dostępu? Zmuszą do uporządkowania, wycięcia zbyt lekkiej w stosunku do wagi miejsca roślinności, może nawet ogrodzą nowomodnym ogrodzeniem, pobudują dom będący cackiem współczesnej architektury miejskiej i zamienią kolejny azyl będący portem do czasów minionych, w wypielęgnowane miejsce godne centrum miasta?
Kiedy po wielu latach stanęłam na ścieżkach dzieciństwa zamienionych w ruchliwe ulice i osiedla, nie umiałam nawet przywołać ani w pamięci, ani w wyobraźni wyglądu tej rajskiej krainy. Zniknęła tamta góra Karmelu ze Świętą Tereską - niegdyś mroczna, zalesiona - dziś jasna, otwarta, okrojona hałaśliwym miastem, co wkradło się na dostojne ścieżki, po których stąpało co najmniej dwóch prawdziwych świętych.
Zawróciłam. Musiałam rozpaczliwie poszukiwać alternatywnego rozwiązania, bo dostrzegłam coś, co do tej pory było niewidoczne - dróżkę prowadzącą do... Przecież nigdy tamtędy nie szłam! Będę musiała wejść kiedyś na tę drogę, bo tam na pewno jest wielka tajemnica. Jeszcze większa od tej, którą zalano właśnie asfaltem i zamieniono z cudownego, tajemniczego miejsca, w miejsce pospolite. Jak teraz będzie żył ten biedy ogród, do którego oficjalne wejście nie było używane tak długo, że na ścieżce tuż za bramką wyrosło drzewo, z którym w pojedynkę trudno się zmierzyć, by opasać je ramionami? Zadławi się oparami asfaltu, dostanie niestrawności spowodowanej fizycznym kontaktem z zatruwającą naturę wszędobylską wygodą wspołczesności. Być może jeszcze nie wie, że urzędnik przybija właśnie pieczątkę z planami uśmiercenia go i nawet nie dmuchnął w pieczęć, bo ta przecież jest automatyczna, a już unicestwił i zmiótł z powierzchni ziemi to, co miało w sobie zaczyn historii miasta i ludzi. W samym jego centrum.
Pani utworzyła olbrzymie góry suchych liści. Kiedyś z lubością tarzałam się w takich. Teraz mogę utopić tylko myśli i wspomnienia. Żeby ocalić choć trochę. Bo niebo zasnuło się ciężkimi chmurami i zbliża się czas skostniałej niepamięci.
![]() |
Furtka do ogrodu, którego nie ma |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz