MOTTO

"Powiadają przecie:
nie dla bryndzy bryndza
nie dla wełny wełna
ani pieniądz nie dla pieniądza".
(St. Wincenz "Na wysokiej połoninie")

Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 9 listopada 2014

Czesiek - z cyklu: Opowieści dla Zośki



To jest Czesiek. Czesiek od września chodzi do przedszkola. Ponieważ poranki są zimne, dlatego ma kurtkę, przysposobioną zresztą od innego miśka. Czesiek jest w grupie Krasnali i do przedszkola przynosi go ta mała łapka z ostatniego zdjęcia. Każdego ranka w domu ubiera mu kurtkę, by w przedszkolnej szatni zdjąć ją z niego i powiesić we wspólnie dzielonej szafce na ubrania. Właścicielka małej łapki nie mówi jeszcze ludzkim głosem, ale Cześka nazwała. Przynajmniej tak zrozumieli to dorośli... Zanim nastał wrzesień, Czesiek należał do Mniejszego Brata, ale ten nie troszczył się o niego zbytnio. Nawet go nie nazwał. Dobrze więc, że właścicielka małej łapki zaopiekowała się tym misiem. Czesiek ma cienką szyję przysposobioną do tego, żeby mała łapka trzymała go właśnie w tym miejscu. Nasza Łaskawość - właścicielka małej łapki - i Czesiek, bardzo się ze sobą zżyli. Właściwie to dzisiaj już nie wiadomo kto bez kogo nie może żyć. Któregoś wieczoru Czesiek zaginął tuż przed snem. Dom rozdarł straszliwy płacz, bo Nasza Łaskawość nie wyobrażała sobie, by zasnąć bez Cześka. Po bardzo długich poszukiwaniach Czesiek odnalazł się w pralce. Wszedł tam zaraz po tym, jak cały zmókł, gdy nieumiejętnie pił herbatę podczas kolacji. Czekał i czekał na pranie ale nikt się nie zjawiał, by włączyć pralkę.

Przyjechali Mali Ludzie i przywieźli moc różnych opowieści. Maleńka Wnuczka dała mi bezcenną radę, bym nie usługiwała wszystkim, bo się do tego przyzwyczają i będą to wykorzystywać, a ja potem będę się czuła jak pokojówka. Nakładałam właśnie obiad dla dziewięciu osób.
Narobili zamieszania. Smakował im kompot malinowy. I placek drożdżowy z kakaem też im smakował. A i obiad był bardzo dobry. Podobało im się na cmentarzu, bo tam, gdzie oni mieszkają, nie mają na cmentarzu nikogo swojego bliskiego, a mama bardzo chciała iść na groby. A babcia Jańcia ma swojego zmarłego męża na cmentarzu, chociaż ona jeszcze żyje! Wystawili mandatów w liczbie równej karteczkom z notesika, który wisiał na lodówce... I zauważyli każdą flagę podczas spaceru, wiedząc, że to flaga państwowa, bo przecież za niedługo będzie święto narodowe...
Ech! Ci Mali Ludzie! Strasznie szybko rosną.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz