MOTTO

"Powiadają przecie:
nie dla bryndzy bryndza
nie dla wełny wełna
ani pieniądz nie dla pieniądza".
(St. Wincenz "Na wysokiej połoninie")

Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 18 listopada 2014

Cień pokolenia

Dom, w którym urodził się Tadek z ostającymi uszami, już nie występuje w przyrodzie w takiej formie, w jakiej istniał wtedy. Najpierw ścięto lipę, która latem była mieszkaniem zapachu i świergotu ptaków. Ponadto dawała chłód i orzeźwienie w samym środku miasta, pozwalając przetrwać zwrotnikowe upały. Vis a vis lipy parasolem nad innym domem rozpościerała cień czereśnia. Ta żywiła wszystkie szpaki i dzieci z okolicznych domów aromatyczną koralową czerwienią swoich owoców. Choć Tadek z odsztającymi uszami był jeszcze wtedy za mały, by jeść czereśnie, mógł patrzeć przez okno jak drzewo wiosną stroi się w piękne kwiaty, latem w dojrzałość, jesienią w złoto a zimą okrywa się peleryną białego puchu. Nieraz widziałam Tadka w tym właśnie oknie, z którego mógł patrzeć na czereśnię w ogrodzie po drugiej stronie ulicy. Podpierał się na łokciach na parapecie, śmiesznie wyginał przedramiona jak jakiś cyrkowy człowiek - guma, na splecionych pod brodą dłoniach opierał głowę, która chyba z racji wielkich odstających uszu potrzebowała oparcia i patrzył. A oczy Tadek miał równie wielkie jak uszy. Jakkolwiek wielkie by nie były, nie mógł już Tadek ujrzeć gruszy, bo ta, choć rosła ciut dalej, to na jednej linii z domem, w którym Tadek przesiadywał na oknie. Grusza była tak wielka jak lipa i dawała złote, słodkie i soczyste owoce. Tak soczyste, że na ich wspomnienie jeszcze teraz chcę wycierać usta i brodę z kapiącego soku. Patrząc w głąb ulicy widziało się orzech. Ten to owocował! Przez wrzesień i październik dzieci przynosiły od właściciela drzewa kopy orzechów, któreśmy zjadali w długie jesienne wieczory. Takie świeżutkie, że trzeba było obierać ze skórki, by nie dawała goryczy mlecznemu miąższowi zamkniętemu w skorupkach. Gawrony gromadziły na zimę orzechy, więc zawsze chciały zdążyć przed ludźmi. Czasem zgubiły jeden czy dwa, przelatując od drzewa do swej skrytki, a te spadając z wysokości na trotuar, wydawały charakterystyczny dźwięk.
Po śmierci lokatorów domów z lipą, czereśnią, gruszą i orzechem, rodziny pozbyły się nieruchomości. Nowi właściciele w pierwszej kolejności pozbyli się drzew. Zaraz po drzewach, pozbyli się starych domów. Więc najpierw wyprowadził się Tadek z odstającymi uszami. Właśnie przyszła na świat jego siostra. I ona nie miała już szczęścia zamieszkać w starym ceglanym domu pod pachnącą latem lipą. Poszli mieszkać do bloków. Od tamtego czasu minęło już wiele lat. Tadek z odstającymi uszami jest już dorosłym mężczyzną. Dom spod lipy przebudowano zabierając na ten cel cały ogród, który i tak wielki nie był. Dziadek Mróz, w którego ogrodzie rósł pyszny orzech, za życia często jeździł na rowerze. Może wziął rower ze sobą na tamten świat, bo nie wyobrażam sobie, by mógł się bez niego obejść nawet w niebie. Cały ogród Dziadka Mroza wycięto w pień. Razem z orzechem. Przy maleńkim, starym drewnianym domku z czereśnią, stała śmieszna mała ławeczka. Siadywali na niej goście, nierzadko biesiadowali. Dziś nie ma śmiesznej małej ławeczki, maleńkiego domku ani czereśni. Dawniej żaden z tych domów, o których mówię, nie był ogrodzony. Można było przejść wąskimi ścieżkami pomiędzy nimi i skrócić drogę obraną do celu... Ludzie lubią sobie robić takie drogi na skróty. Lubią też sadzić drzewa. Tylko z drzewami to jest tak, że z ich cienia korzystają dopiero kolejne pokolenia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz