Cały czas myślałam, że histopatolog wziął sobie wolne na planowany dzień mojej operacji tylko dlatego, by tłusty czwartek mógł być w tłusty czwartek, a nie tydzień wcześniej. Dopiero w tłusty czwartek okazało się, że to dlatego, bo Duża Mała Dziewczynka dostała zapalenia płuc i musiałam z nią iść do lekarki. Akurat w ten dzień. Prawdę mówiąc, idąc do lekarki nie wiedziałam, że DMDz ma zapalenie płuc; kaszlała podejrzanie, dzień wcześniej dostała gorączkę i była niewyraźna, ale gdy szłam, myślałam, że idę na zapas, by poprosić lekarkę o ewentualne wypisanie recepty z antybiotykiem na tzw. "zaś", gdyby się sytuacja niepomyślnie rozwinęła, kiedy już w końcu będę w szpitalu, zwłaszcza w związku z tym, że mam być w szpitalu. Znów ta gorączka nie była aż tak strasznie wysoka, a kaszel jak przy zapaleniu płuc!
Wyrobiłam ciasto na pączki i w czasie, kiedy ono rosło, my poszłyśmy do lekarki.
Duża Mała Dziewczynka ma strasznego pecha. Albo jest bardzo chorowita. Właśnie przepadła jej rehabilitacja, która ze względu na ostatni uraz rzepki i tak już raz była przekładana na późniejszy termin. I kolejną rehabilitację, mającą się rozpocząć w najbliższy poniedziałek, też trzeba było przełożyć. Lekarka powiedziała, że żadną miarą w poniedziałek nie będzie jej mogła rozpocząć.
W minioną noc koczowałam na skraju łóżka Dużej Małej Dziewczynki. Dość późno stawiałam jej bańki. Dopiero gdy wszyscy uczestnicy tłustoczwartkowego spotkania CISOWCÓW wyszli i uprzątnęliśmy gościniec zaczęliśmy ją przekonywać, by zgodziła się na ten zabieg. Od początku miała jakieś ale. Pierwszy raz w życiu stawiałam bańki bezogniowe i szło mi to zdecydowanie trudniej, niż z tradycyjnymi. A Duża Mała Dziewczynka jeszcze jęczała, jakby ją parzyło... Dzisiaj od rana oglądała w lustrze (słownie:) sześć zasinionych miejsc i powtarzała: matka stosuje przemoc domową wobec mnie. Miejsca były (są) bardzo zasinione. Oj bardzo.
Kiedy Mała Duża Córeczka była maleńka, stawiałam jej cyklicznie bańki przez kilka miesięcy. Już nie pamiętam w jakim odstępie, pewnie dwutygodniowym. Pulmonolog tak zabierała się za leczenie astmy u niej. Ojciec Mężczyzny, Który Kiedyś Był Chłopcem nauczył mnie wtedy stawiać bańki. Zawsze powtarzał: Pamiętaj! Człowiek wszystko potrafi zrobić. A bieda to nawet nauczyła człowieka lepić pierogi! Najpierw postawił sobie kilka baniek na udzie udzielając instrukcji. Zaraz potem nadstawił swoje plecy, jako poligon doświadczalny, i przy każdej postawionej przez mnie bańce mówił: idealnie. Potem stał nade mną, gdy stawiałam Małej Dużej Córeczce i znów powtarzał: idealnie. A jeszcze potem lekarka moich dzieci polecała mnie matkom swoich małych pacjentów... Najmniejszy człowiek, któremu stawiałam bańki miał 4 miesiące. Nie, żebym robiła to stale i nieustająco, ale też rzadko zaleca się w dzisiejszych czasach stawianie baniek chorym. Może faktycznie jest to sposób, by uodpornić Dużą Małą Dziewczynkę?
Skąd się wzięło u Dużej Małej Dziewczynki zapalenie płuc? Ano przyniosła sobie najprawdopodobniej ze szpitala, jako zakażenie szpitalne. Mała Duża Córeczka zawsze ze szpitala wracała z biegunką.
Kaszle. Krótko i przerywanie. Płytko. Na kaszlu to ja się znam!
- Mamo. Boli mnie w plecach, jak oddycham - powiedziałam, gdy wstałam, będąc małym brzdącem. Był słoneczny dzień. Moja Mama weszła do małego pokoju, by mnie zbudzić. Planowałam ten dzień spędzić na polu z koleżankami. Dokładnie pamiętam, że poprzedniego wieczora rozstawałam się z nimi z nadzieją, że noc szybko minie i od rana znów zaczniemy się bawić. Możliwe, że nie chodziłam jeszcze wtedy do szkoły.
Mama jęknęła, sięgnęła po telefon i zadzwoniła do przychodni, by mnie zarejestrować do lekarza. Zaczęłam płakać, by mnie nie rejestrowała, że nie chcę iść do lekarza, że to nic takiego. Z rozpaczą w głosie ubolewałam: - Po co ja ci to mówiłam??? - płakałam - Mogłam ci nic nie mówić. I teraz nie będę mogła iść na pole, łeeee - ryczałam.
- Zapalenie płuc - powiedziała wtedy doktorka. Zaordynowała zastrzyki. Bańki.
Gdy pielęgniarka z sąsiedztwa przychodziła ze swoim metalowym pudełkiem wypełnionym strzykawkami i igłami wielorazowego użytku, by zrobić mi zastrzyk, robiło mi się ciemno przed oczami. Sąsiadka z góry stawiała mi bańki. Potem razem z Moją Mamą nakrywały mnie pierzyną i zajmowały się rozmową. Czas stawał w miejscu. Płakałam. Pewnie niejeden raz krzyczałam. Ze strachu. Może też z bólu. Z niewygody. I ze złości na los, że znów spędzę tyyyle czasu w łóżku!
Jak się ma niewiele lat, brakuje cierpliwości w chorobie. Duża Mała Dziewczynka sprawia wrażenie obrażonej na mnie, że jest chora. Ja też złościłam się na Moją Mamę, że zadzwoniła do lekarza.
Dziecku wypada obwiniać innych za swoją niemoc, bezradność a nawet za popełniane przez siebie błędy. Iluż dorosłych tak robi, nie wiedząc nawet o tym, że im nie wypada? Brakło im lekcji pokory?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz