MOTTO

"Powiadają przecie:
nie dla bryndzy bryndza
nie dla wełny wełna
ani pieniądz nie dla pieniądza".
(St. Wincenz "Na wysokiej połoninie")

Łączna liczba wyświetleń

piątek, 28 lutego 2014

Lekcje pokory

Cały czas myślałam, że histopatolog wziął sobie wolne na planowany dzień mojej operacji tylko dlatego, by tłusty czwartek mógł być w tłusty czwartek, a nie tydzień wcześniej. Dopiero w tłusty czwartek okazało się, że to dlatego, bo Duża Mała Dziewczynka dostała zapalenia płuc i musiałam z nią iść do lekarki. Akurat w ten dzień. Prawdę mówiąc, idąc do lekarki nie wiedziałam, że DMDz ma zapalenie płuc; kaszlała podejrzanie, dzień wcześniej dostała gorączkę i była niewyraźna, ale gdy szłam, myślałam, że idę na zapas, by poprosić lekarkę o ewentualne wypisanie recepty z antybiotykiem na tzw. "zaś", gdyby się sytuacja niepomyślnie rozwinęła, kiedy już w końcu będę w szpitalu, zwłaszcza w związku z tym, że mam być w szpitalu. Znów ta gorączka nie była aż tak strasznie wysoka, a kaszel jak przy zapaleniu płuc!
Wyrobiłam ciasto na pączki i w czasie, kiedy ono rosło, my poszłyśmy do lekarki.
Duża Mała Dziewczynka ma strasznego pecha. Albo jest bardzo chorowita. Właśnie przepadła jej rehabilitacja, która ze względu na ostatni uraz rzepki i tak już raz była przekładana na późniejszy termin. I kolejną rehabilitację, mającą się rozpocząć w najbliższy poniedziałek, też trzeba było przełożyć. Lekarka powiedziała, że żadną miarą w poniedziałek nie będzie jej mogła rozpocząć.
W minioną noc koczowałam na skraju łóżka Dużej Małej Dziewczynki. Dość późno stawiałam jej bańki. Dopiero gdy wszyscy uczestnicy tłustoczwartkowego spotkania CISOWCÓW wyszli i uprzątnęliśmy gościniec zaczęliśmy ją przekonywać, by zgodziła się na ten zabieg. Od początku miała jakieś ale. Pierwszy raz w życiu stawiałam bańki bezogniowe i szło mi to zdecydowanie trudniej, niż z tradycyjnymi. A Duża Mała Dziewczynka jeszcze jęczała, jakby ją parzyło... Dzisiaj od rana oglądała w lustrze (słownie:) sześć zasinionych miejsc i powtarzała: matka stosuje przemoc domową wobec mnie. Miejsca były (są) bardzo zasinione. Oj bardzo.
Kiedy Mała Duża Córeczka była maleńka, stawiałam jej cyklicznie bańki przez kilka miesięcy. Już nie pamiętam w jakim odstępie, pewnie dwutygodniowym. Pulmonolog tak zabierała się za leczenie astmy u niej. Ojciec Mężczyzny, Który Kiedyś Był Chłopcem nauczył mnie wtedy stawiać bańki. Zawsze powtarzał: Pamiętaj! Człowiek wszystko potrafi zrobić. A bieda to nawet nauczyła człowieka lepić pierogi! Najpierw postawił sobie kilka baniek na udzie udzielając instrukcji. Zaraz potem nadstawił swoje plecy, jako poligon doświadczalny, i przy każdej postawionej przez mnie bańce mówił: idealnie. Potem stał nade mną, gdy stawiałam Małej Dużej Córeczce i znów powtarzał: idealnie. A jeszcze potem lekarka moich dzieci polecała mnie matkom swoich małych pacjentów... Najmniejszy człowiek, któremu stawiałam bańki miał 4 miesiące. Nie, żebym robiła to stale i nieustająco, ale też rzadko zaleca się w dzisiejszych czasach stawianie baniek chorym. Może faktycznie jest to sposób, by uodpornić Dużą Małą Dziewczynkę?
Skąd się wzięło u Dużej Małej Dziewczynki zapalenie płuc? Ano przyniosła sobie najprawdopodobniej ze szpitala, jako zakażenie szpitalne. Mała Duża Córeczka zawsze ze szpitala wracała z biegunką.

Kaszle. Krótko i przerywanie. Płytko. Na kaszlu to ja się znam!

- Mamo. Boli mnie w plecach, jak oddycham - powiedziałam, gdy wstałam, będąc małym brzdącem. Był słoneczny dzień. Moja Mama weszła do małego pokoju, by mnie zbudzić. Planowałam ten dzień spędzić na polu z koleżankami. Dokładnie pamiętam, że poprzedniego wieczora rozstawałam się z nimi z nadzieją, że noc szybko minie i od rana znów zaczniemy się bawić. Możliwe, że nie chodziłam jeszcze wtedy do szkoły.
Mama jęknęła, sięgnęła po telefon i zadzwoniła do przychodni, by mnie zarejestrować do lekarza. Zaczęłam płakać, by mnie nie rejestrowała, że nie chcę iść do lekarza, że to nic takiego. Z rozpaczą w głosie ubolewałam: - Po co ja ci to mówiłam??? - płakałam - Mogłam ci nic nie mówić. I teraz nie będę mogła iść na pole, łeeee - ryczałam.
- Zapalenie płuc - powiedziała wtedy doktorka. Zaordynowała zastrzyki. Bańki.
Gdy pielęgniarka z sąsiedztwa przychodziła ze swoim metalowym pudełkiem wypełnionym strzykawkami i igłami wielorazowego użytku, by zrobić mi zastrzyk, robiło mi się ciemno przed oczami. Sąsiadka z góry stawiała mi bańki. Potem razem z Moją Mamą nakrywały mnie pierzyną i zajmowały się rozmową. Czas stawał w miejscu. Płakałam. Pewnie niejeden raz krzyczałam. Ze strachu. Może też z bólu. Z niewygody. I ze złości na los, że znów spędzę tyyyle czasu w łóżku!

Jak się ma niewiele lat, brakuje cierpliwości w chorobie. Duża Mała Dziewczynka sprawia wrażenie obrażonej na mnie, że jest chora. Ja też złościłam się na Moją Mamę, że zadzwoniła do lekarza.
Dziecku wypada obwiniać innych za swoją niemoc, bezradność a nawet za popełniane przez siebie błędy. Iluż dorosłych tak robi, nie wiedząc nawet o tym, że im nie wypada? Brakło im lekcji pokory?



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz