O Moim Ojcu, w czasach, kiedy nazywaliśmy go Tańcia, Moja Mama zwykła mówić, że jest ciekawy wszelkich nowinek technicznych. Podobno w latach pięćdziesiątych, jako pierwsi mieszkańcy naszego osiedla mieli w domu telewizor. Niewątpliwie swoją ciekawość świata zaspokajał wykonując zawód dziennikarza. Pamiętam początek lat dziewięćdziesiątych, kiedy Mój Ojciec pełniąc obowiązki rzecznika ZUS-u i współpracując jednocześnie z lokalnymi dziennikami, nosił w kieszeni dyskietkę do komputera zamiast swojego dziennikarskiego notatnika i stosów papierów. Młodzież nie wie zapewne dzisiaj czym była dyskietka - to taki prototyp pendrive'a o minimalnej pojemności. Miałam wtedy małe dzieci i byłam lata świetlne od komputera. Podziwiałam go za to, że potrafił opanować bestię i miałam mgliste przekonanie, że mnie to się nigdy nie uda, bo... i tu miałam sto tysięcy wymówek usprawiedliwiających mój strach przed niepowodzeniem, które było moim udziałem przy pierwszym kontakcie z jakimś zamierzchłym komputerem w połowie lat osiemdziesiątych.
Chociaż Mój Ojciec nigdy nie potrafił "grzebać" przy sprzęcie, zawsze był na bieżąco z nowościami, zaopatrywał w nie dom i Moja Mama wyrażając swoje zdanie na temat jego zainteresowań nowinkami technicznymi nauczyła nas szacunku do jego pasji.
W obecnym wieku rozwój techniki nabrał niebywałej prędkości, chyba nikt nie jest w stanie nadążyć za wszystkimi nowościami, zwłaszcza, że wiele z nich produkowanych jest dla zwiększenia koniunktury, napędzania koła sprzedaży. Ja jednak jestem nieodrodną córką swojego ojca i uwielbiam wszelkie nowości, interesują mnie nowe technologie (z tych, które mnie interesują, gdyż znów nie sposób nadążyć za wszystkimi). Siedząc w fotelu trzymam na kolanach komputer jak Mój Ojciec niegdyś gazety. Czasem łapię się na tym, że komputer jest zamknięty a moja dłoń na nim po prostu leży. Tak samo, jak dłoń Mojego Ojca, kiedy był w agonii, leżała na gazecie, i jego palce drżąc delikatnie muskały szmatławy papier dziennika, i przy każdej próbie wyjęcia gazet spod pokrytej pergaminową skórą dłoni, robił się niespokojny. Lubię mieć swój komputer co najmniej w zasięgu wzroku, tak jak Mój Ojciec zawsze miał pióro w kieszeni. I, jak Mój Ojciec nikomu nie pozwalał pisać swoim piórem, tak ja nie znoszę, gdy ktoś korzysta z mojego komputera. To samo z telefonem. Choć bardzo długo nie miałam telefonu mobilnego, obecnie nie rozstaję się z nim w żadnej sytuacji. Lubię go mieć przy sobie. I lubię, by był z różnymi bajerami.
Dlatego bardzo mnie wkurza, gdy moje przywiązanie do współczesnych narzędzi pracy jest obiektem kpin najbliższych, tudzież innych. Boli niezrozumienie i brak tolerancji. Zwłaszcza, że niejednokrotnie miarą porównań korzystania z tych narzędzi jest czyjaś małostkowość, a punktem wyjścia czyjeś zainteresowania, a raczej ich brak. Każdy człowiek jest inny, inność tworzy różnorodność. I chociaż Maleńka Wnuczka marzy o tym, by okazało się, że byłam mistrzynią baletu (za co skłonna jest mi nadać tytuł superbohaterki, pod warunkiem, że przekażę jej tę sztukę), ja zdecydowanie czuję się mistrzynią klawiatury. Nie mam w skarbcu dzieciństwa baletek, ani "tutu", mam za to stos pamiętników pisanych od najwcześniejszych lat. O ile Maleńka Wnuczka jest zbyt mała, by zrozumieć, to jednak cały szereg ludzi dużych powinien wiedzieć, że pasja człowieka - rzecz święta.
Np. rok samodzielnej pracy nad grafiką komputerową owocuje tak:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz