Do głowy mi nie przyszło, że szef kuchni będzie wyglądał identycznie jak Bartolini Bartłomiej. A naleśniki na słodko nie są moim ulubionym daniem. .
- To są najpyszniejsze naleśniki jakie jadłam w życiu - powiedziałam, gdy spałaszowałam całą porcję naleśników, które miały w sobie w finezyjny sposób ułożony ser i jabłka z brzoskwiniami. Można je było polać śmietaną. Szkoda jednak było wspaniale chrupiącego ciasta.
- Nie. W Kosarzyskach są lepsze. - Powiedziała od niechcenia Oluśka, która załapała się na funkcję oboźnej. - Te są dobre, nawet bardzo, ale najlepsze na świecie są w Kosarzyskach.
- Właściwie to Dorota ma rację - wtrąciła Paseczek. - Są wspaniałe.
Kucharz wyszedł z kuchni i stanął pośród stołów jadalni groźnie łypiąc okiem. Mina mu się rozweseliła, kiedy zobaczył wreszcie puste talerze. To trzeci obiad na kolonii, a pierwszy zjedzony w całości. Inna sprawa, że zapasy słodyczy przywiezione przez dzieciaki z domów topnieją, ale też świeże powietrze robi swoje. No i te naleśniki... Stanął nad nami z brytfanną pełną chrupiących naleśnikowych delicji i kusił, namawiał, że trudno się było oprzeć. Zamówiłyśmy po naleśniku do popołudniowej kawy, dostałyśmy po dwa. Do tego kawa była z bitą śmietaną, podana do ogrodu. Nawet nie wiedziałam, jak bardzo przydała się ta osłoda, bo czekało mnie ciężkie popołudnie, z trudnym oczekiwaniem na wieczór.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz