MOTTO

"Powiadają przecie:
nie dla bryndzy bryndza
nie dla wełny wełna
ani pieniądz nie dla pieniądza".
(St. Wincenz "Na wysokiej połoninie")

Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 24 maja 2012

Wadowicka Biblioteka Publiczna

W żadnej bibliotece nie czułam się tak dobrze, jak w bibliotece, w której pracowała Moja Mama. Obfitowała w stare, zakurzone książki z kartkami wytartymi od przekładania. Wszystkie stały oprawione w szary papier pakunkowy, a wiele z nich klejonych było gumą arabską, której słoik zawsze stał w pogotowiu na zapleczu. W słoiku czekała zanurzona drewniana szpatułka cała oblepiona klejem. Kiedy przychodzili czytelnicy książek się nie kleiło. Takie czynności wykonywało się w środę. Środa była dniem wewnętrznym. Wtedy kleiło się rozklejone książki, a te których nie dało się skleić samodzielnie, wędrowały na stos książek oczekujących na wycieczkę do introligatora. Introligator to było trudne słowo, którego nauczyłam się w dzieciństwie. Dawniej dzieci nie znały tylu trudnych słów, co dzisiaj. W środę zamieniało się zniszczone oprawki na nowe. Układało się na bibliotecznych regałach niesforne książki, które jakimś cudem zawieruszyły się i błąkały po biurkach. Jest mi znana księga inwentarzowa, więc pewnie nie było specjalnego stanowiska do inwentaryzowania i opracowywania książek.
W pozostałe dni biblioteka oczekiwała na czytelników. Przychodzili nieustannie. Każdy chwilę postał i porozmawiał nim wyszedł z wypożyczoną książką. To były zupełnie inne czasy dla bibliotekarzy. Nigdy nie stała kolejka niecierpliwie oczekujących czytelników, przeciwnie, każdego można było wysłuchać. Każdy odwdzięczał się za poświęcony mu czas ciekawą opowieścią. Skoro opowiadał o sobie i był wysłuchiwany, to nic dziwnego, że bibliotekarki wiedziały, jakie książki lubi czytać. Dlatego też same często polecały czytelnikom książki odpowiednie dla nich, a ci zawsze wracali zadowoleni i ukontentowani.
W wypożyczalni znajdowały się regały z książkami. Przechadzanie się pomiędzy regałami, zabawa w chowanego z innymi dziećmi, to było coś! Mamy nam nie pozwalały, ale my przecież m.in. po to przychodziłyśmy do biblioteki. Po książki nie trzeba było chodzić do magazynu, bo wszystkie były pod ręką. Każda książka miała swoją kartę - kartonowy bloczek z rubrykami służącymi do wypełniania numerem karty czytelnika i datami. Czytelnicy też mieli swoje karty. Kiedyś wprowadzono nowość - karty z kieszonkami, do których wkładało się karty wypożyczonych książek. Uprościło to pracę bibliotekarzom.
Gdzieś z boku, na specjalnym stoliku, stał mebel z maleńkimi szufladkami. To był katalog książek i autorów. Tam, w szufladkach, na prowadnicy z drutu przebiegającego przez całą długość, zamknięte były karty katalogowe. Kiedy ktoś szukał konkretnej książki za tytułem, albo dzieła jakiegoś autora, szybko mógł sprawdzić, czy w bibliotece znajduje się dana pozycja. Jak ja lubiłam szperać w tych szufladkach!
W bibliotece bywałam prawie codziennie. Lubiłam zapach starych książek. Ale zapach nowych wprost uwielbiałam. Kartkowałam je przed nosem, by wdychać zapach farby drukarskiej i świeżego papieru...
Jedyny czas, w którym Moja Mama zabraniała mi przychodzić do biblioteki, to był czas inwentaryzacji.  Inwentaryzacja trwała zazwyczaj kilka dni, podczas których biblioteka była całkowicie zamknięta dla czytelników.
Nie wiem dlaczego, ale pamiętam, że pierwszego w życiu banana jadłam w bibliotece. W wypożyczalni stał olbrzymi filodendron i może ktoś coś sugerował? Nieraz z koleżanką chowałyśmy się pod jego liśćmi, by przeżyć jakąś niezwykłą przygodę.
Do gotowania wody na herbatę pracownice miały takie ceramiczne dzbanki z grzałką w środku. Wtedy w domach wodę gotowało się w czajnikach na piecu, zaś te ceramiczne dzbanki elektryczne kojarzyły się tylko z zakładami pracy.
Na parterze biblioteki, w której pracowała Moja Mama były dwa olbrzymie pomieszczenia: wypożyczalnia dla dorosłych po prawej stronie od wejścia i wypożyczalnia dla dzieci po lewej. Z wypożyczalni dla dzieci wydzielono czytelnię, bo księgozbiór dziecięcy był zdecydowanie mniejszy od tego dla dorosłych, więc nie było potrzebne tak wielkie pomieszczenie. Na piętrze budynku, w którym mieściła się biblioteka znajdowały się pomieszczenia administracyjne. Na piętro prowadziły kręte schody. Pomimo tego, że Moja Mama nie pozwalała mi  po nich wychodzić, bez przerwy wychodziłam na górę, ćwicząc zapewne trudną sztukę wychodzenia po krętych schodach.
W wypożyczalni dla dzieci, choć miała mniejszy księgozbiór, było więcej nowych książek. Może później powstała idea bibliotek dla dzieci, a może dzieci niszczyły książki i trzeba było wciąż odnawiać zbiory?
W bibliotece często odbywały się spotkania z autorami książek. Chodziłam na wiele takich spotkań, bo bardzo je lubiłam. Aż wylądowałam na spotkaniu w bibliotece, kontynuatorki tamtej, którą mam w pamięci i to ja byłam autorką i ze względu na mnie, na moją książkę inni przyszli na spotkanie. Choć biblioteka ta dziś jest bardzo nowoczesna i mieści się w innym budynku, to dla mnie jest w niej duch tej, która zbudowała mój obraz świata zamieszczonego na kartkach wszystkich jej książek.
Potem Moja Mama pracowała jeszcze w dwóch innych bibliotekach zakładowych, ale żadna z nich, ani też żadna inna, nie miała takiej atmosfery, jak ta, którą pamiętam z najwcześniejszego dzieciństwa. Śmiało więc można powiedzieć, że to nie osoba Mojej Mamy przyciągała mnie do owej biblioteki. To była jakaś magnetyczna siła tamtego miejsca, czasu i ludzi. Zakładowe biblioteki dysponowały literaturą fachową, a ta nie przemawiała do mojej wyobraźni tak, jak przemawiały książki beletrystyczne, przygodowe, przyrodnicze, geograficzne, kryminalne itd. itp. Tamte, w wypożyczalni biblioteki, którą pamiętam i wspominam, przemawiały do mnie nawet, gdy stały zamknięte na półkach.
Już pewnie w niewielu miejscowościach w kraju znajdują się biblioteki takie, jaką zapamiętałam, bo przecież komputery zawładnęły wszystkimi sferami życia społecznego, więc obraz, który przedstawiłam może zatrzymać pamięć o starych bibliotekach.
A z mojej strony jest przede wszystkim ukłonem w stronę dyrekcji, pracowników i czytelników Wadowickiej Biblioteki Publicznej za niezmiernie miłe i ciepłe przyjęcie, jakie mi zgotowali podczas sobotniego spotkania. Dziękuję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz