MOTTO

"Powiadają przecie:
nie dla bryndzy bryndza
nie dla wełny wełna
ani pieniądz nie dla pieniądza".
(St. Wincenz "Na wysokiej połoninie")

Łączna liczba wyświetleń

piątek, 25 maja 2012

Szeroka Polana

Został tylko kawałek łąki, ale za to najpiękniejszy. Złocą się na nim jaskry. Soczystość zieleni sprawia, że chciałoby się położyć w trawie i jak Dyzio marzyciel Tuwima oglądać obłoki. Ale sielskość widoku oglądanego z werandy psuje wyrwa w krajobrazie Szerokiej Polany. Spory kawałek stoku górskiego został wyrównany. Zmieniło się wszystko. Zmieniły się perspektywy a nawet wspomnienia. Wprawdzie po mocno nachylonym stoku nikt nie chodził i polana nie służyła niczemu innemu, jak kontemplacjom i oglądaniu z werandy, ale Szeroka Polana zawsze była stokiem. Już przed laty ktoś zaburzył naturę robiąc przed domem trzy tarasy. Potem trwały spory, czy nachylenie stoku przed domem było aż tak duże, jak sugerują to uskoki tarasów, czy też to tylko złudzenie optyczne. Ale przez ponad ćwierć wieku wszyscy przyzwyczaili się do tarasów. Ze dwa lata temu trzeba było na pierwszym tarasie zrobić odwodnienie. Pod ziemią przeprowadzono pajęczynę rur plastikowych, powierzchnię wyłożono żwirem. Ale po dwóch latach trawa z powrotem zaczęła zarastać, co do niej należy i zmniejszył się obszar wyżwirowanej płaszczyzny.
A teraz Szeroka Polana stała się całkiem innym miejscem. Wysiana na wyrównanej płaszczyźnie trawa z ledwością pokryła gliniaste podłoże delikatnym meszkiem. W miejscu, gdzie kończy się wyrównanie, goła ziemia w kolorze gliny świeci pustką i nicością. Stok wygląda, jakby jakiś wygłodniały olbrzymi stwór żywiący się ziemią i darnią traw ugryzł wilki kęs i tak zostawił oddalając się w pośpiechu. Ślad łyżki koparki do złudzenia przypomina zęby olbrzyma. Tam trawy nikt nie wysiał. A powyżej złocą się jaskry, jakby z nieba spadło krocie gwiazd...
Boleję nad tą ranną górą, bo często ranę podobnej wielkości w duszy odczuwam. Rany tak głębokie w duszy noc głębszymi czyni. Dzień w słonecznym cieple zabliźnia rany gór. Noc z tych, które nie pozwalają ani chwili na sen stracić, kołysała świat w swoich ramionach w rytm deszczowej kołysanki otuliwszy mrokiem. Mroczne tulisko jakby głośno wypowiadało "nie", które w pół śnie, w pół jawie wiele razy słyszałam. Księżyc bał się, że zmoknie i nie wychylił nosa zza Piwowarówki. Może rozpłynął się w deszczu, albo w palącym pragnieniu?
I jak te rany mają się w duszy zabliźnić, skoro nawet górskim stokom gwałt taki zadano? Górom gwałt zadano! Zimnym i ostrym narzędziem, jak słowem śmiertelnym dźgnięto. Słowem, które miast leczyć, ból daje.
Noc dłoń swoją na człowieczym podołku położyła i trwała tak nieruchomo. Chciała zwyciężyć swój własny upór, więc rano z tryumfem wstała, minę kapryśną przybierając. Wcześniej, w brzasku dnia, musiała wysłuchać długiej opowieści, którą miłość snuła. Ta miłość nie zważa na kaprysy nocy i raz zdeptana powstaje, jak trawa na Szerokiej Polanie, gdy ją dziecięce stopy zgniotą. Nawet, gdy brzydkie jej imię ktoś nada, ona trwa sycona dziwnymi siłami. Jak to miłość. Nie może żyć sama dla siebie - chce innym służyć. Na Szerokiej Polanie znajdzie niejedno istnienie do obdarowania. Nawet sarny upodobały sobie to uroczysko. Miłość mówi: potrzebuję, a na myśli ma: weź mnie. I czeka, czy ją ta sarna skubnie, czy może człowiek jakiś odnajdzie. Choć sama czuje, że ona raczej nie z tego świata jest i nie tej nocy powinna robić wyznania. Słowa jednak uwalnia, a noc w jeszcze większym bezruchu trwa. Aż ptasie trele wypędzą ją z pieleszy. I snem się staje rana, rannym opatrunkiem brzasku i festiwalu słońca i i jasności opatrzona.
Może dała ta noc więcej snu, niż dać powinna?
Noce z dniami na przemian na Szerokiej Polanie goszczą. Miesiące przesiadają się z miejsca na miejsce przy ognisku, a pory roku w te i we w te przeganiają. Miłość, nocą szukająca przytuliska, dniem dzieli się jak kromką chleba, a echo po górach odbija wspomnienie-nie-nie-nie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz