MOTTO

"Powiadają przecie:
nie dla bryndzy bryndza
nie dla wełny wełna
ani pieniądz nie dla pieniądza".
(St. Wincenz "Na wysokiej połoninie")

Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 6 czerwca 2011

Wartościowa Przygoda

Świat jest taki wielki, piękny i niepowtarzalny, że akcję tej przygody można umieścić w każdym jego zakątku. To tylko niektórzy ludzie zamieszkujący ten najpiękniejszy ze światów są czasami dziwni i inni. Niestety tą niepożądaną dziwnością i innością.
Ku przygodzie ruszam często. Często zmieniam towarzyszy mych podróży. Tak mnie życie nauczyło. Taka tam jedna z mądrych zasad, by nie przywiązywać się za bardzo do ludzi i miejsc... a wtedy i ludzie,  i miejsca będą bliskie.
Za każdym razem, gdy ruszam ku przygodzie świat czeka na mnie z otwartymi bramami swych najpiękniejszych zakątków. Każde miejsce może być wytyczonym szlakiem, parkiem, rezerwatem. Tak też i teraz nie przywiązując się do miejsca, ani do konkretnych ludzi przeżyłam piękną i niepowtarzalną przygodę. Ludzie naturalnie są ważni w tej opowieści i we wszystkich innych opowieściach. Miejsca również.  Przy takim założeniu poznaję wciąż nowych ludzi. Czasem dobrze mi tak, a czasem: "dobrze mi tak!".
Tym razem świat przygarnął mnie w jednym z piękniejszych swoich zakątków, z ludźmi, z którymi już kiedyś przemierzałam fragment Drogi. Instruktorska służba kazała nam podsumować kolejny harcerski rok. Zostałam zaproszona przez Namiestnictwo Harcerskie do udziału w kilkudniowym biwaku. Biwak przygotowały Druhna M. i Druhna E. Mają one niewyczerpane pokłady pomysłów na realizację pracy metodycznej, toteż z wielką radością przyjęłam zaproszenie.
Na dobry początek, jak to na początek - apel. Potem chwila zabawy, wspólne przyrządzanie i spożywanie kolacji, jak na prawdziwie harcerski biwak przystało. Potem kominek, gra nocna, capstrzyk, alarm nocny i Przyrzeczenie.
Początkowo planowałam wrócić do domu na noc, bo mi coś w plecy wlazło i bolało od rana, że, jak to Druh Tadeusz powiedział, nie było siły wyć z bólu. No, ale Druhna M. nie byłaby sobą, gdyby pozwoliła, by dzień skończył się na tyle wczas, by komukolwiek zaświtała w głowie myśl o śnie. O powrocie do domu nie wspominając. Zajęcia dnia poprzedzającego skończyły się ok. 4-tej nad ranem, (w sam raz na Blusa o 4-tej nad ranem) a o 7:30 miałam odgwizdać pobudkę. Mój gwizdek i moje gwizdanie spodobały się Druhnie M. Oprócz gwizdania przydzieliła mi jeszcze gawędy wszelakie z tą najważniejszą, podczas Przyrzeczenia.

Scenariusz gry nocnej mogła wymyślić tylko Druhna M. /Biedne/ dzieciaki musiały iść kilkadziesiąt metrów drogą przez las, ciemną nocą, od punktu, do punktu i wykonywać polecenia, nim dotarły do Druhny E., która stojąc sama na końcu tej trasy w głębokim lesie, prawie umarła ze strachu. Od prawie umarłej Druhny E. /dzielne/ dzieciaki wracały już dwójkami. Harcerzem być, to jednak prze...gwizdane.
Nikt nie stchórzył.
Najmłodsze maluchy są w trzeciej klasie podstawówki. Wszystkie wróciły z tego lasu odmienione. Dumne z siebie i niepokonane.
To był dość spory kawał lasu do przejścia, w obcym miejscu, tylko z latarką w garści, własnym strachem i tym przekazanym przez koleżanki i kolegów, widziadłami kryjącymi za drzewami, szczekającymi we wsi psami, których szczekanie mogło pomylić się z wyciem wilka. Mnie tamtej nocy, ani żadnej innej, nie byłoby stać na taki wyczyn.
Toteż, gdy wszystkie buzie i oczy zamknęły się wreszcie w zasuniętych po uszy śpiworach, można było odgwizdać alarm nocny. Po to tylko, by całoroczną pracę potwierdzoną tym aktem wielkiego bohaterstwa, nagrodzić przyznaniem stopni harcerskich niektórym harcerkom i harcerzom oraz dopuszczeniem do złożenia i złożenia Przyrzeczenia Harcerskiego przez innych.

Mgły przelewały się przez ulicę na łąkę od południa. Pierwsze ptaki zaczęły stroszyć piórka i głośno oznajmiać to światu. Słońce, choć jeszcze za horyzontem, wyraźnie dawało znak, że zbliża się kolejny dzień. I w takiej magicznej chwili 13 osób z trzech drużyn powiedziało: "Mam szczerą wolę służyć Bogu i Polsce, nieść chętną pomoc bliźnim i być posłusznym Prawu Harcerskiemu."

Czy kto zdążył mieć jakie sny potem? Pewnie tak. Dzieciaki pewnie śniły o swoim wielkim bohaterstwie. O planach na przyszłość, o których tak pięknie mówiły podczas świeczkowiska. O swej pracy i umiłowaniu jasnej strony swojego ja. Pewnie wciąż czuły dłonie, związanych kręgiem braterskiej przyjaźni, przyjaciół harcerzy. I dobrze, bo wszystko to było im potrzebne, by rozegrać grę, w której jak w miejscowej legendzie, dobro walczy ze złem, a klejnoty i skarby mamią ludzi swym złudnym bogactwem.

Gra, do której scenariusz zrodził się i powstał w głowach Druhny M. i Druhny E., była wspaniała. Zajęła kilka godzin. Przebiegała w malowniczej scenerii Rezerwatu Przyrody  i pozwoliła uczestnikom poznać spory kawałek historii tych dziewiczych dla nas, choć niedalekich terenów, niezliczoną ilość razy przejść Rezerwat tam i z powrotem, od punktu, do punktu i poznać wszystkie jego osobliwości.
Byłam w tej grze "Zwykłym Człowiekiem", który w tej swojej zwyczajności był niezwykły, bo dał Rycerzom cenną radę i miał wiedzę o miejscach, w których Rycerze mogliby się przydać, a poza tym poszukiwała go Kasia z legendy. Kasię nieco omamiły skarby i drogocenne kamienie. Stała się więźniem Diabła Boruty. W lesie grasowali Zbójcy od Złego Zbója, słynnego na całą okolicę, ale gdy otarli się o śmierć postanowili się zmienić. To dlatego Rycerze nie mieli już czego szukać w okolicy. Trzeba było tylko przekupić Borutę...
Ale wymagało to wielogodzinnego biegania po lesie, który w tym miejscu był Rezerwatem Przyrody z tymi swoimi osobliwościami.

Świat kryje w sobie tyle niespodzianek. Daje tak wiele możliwości i niejednokrotnie zaskakuje przedziwnymi rozwiązaniami. Czego doświadczyłam z pokorą.
Ważne by nasi wychowankowie uwierzyli, że świeci w nich Światło, które powinni rozprzestrzeniać na innych. To jest najlepszy sposób na zmianę świata. I na nauczenie ludzi wiary w drugiego człowieka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz