MOTTO

"Powiadają przecie:
nie dla bryndzy bryndza
nie dla wełny wełna
ani pieniądz nie dla pieniądza".
(St. Wincenz "Na wysokiej połoninie")

Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 9 czerwca 2011

Macierzyńswo

24 lata temu po raz pierwszy zostałam mamą.
Czekałam na moje pierwsze dziecko z wielką miłością. Pewnie wszystkie matki tak czekają. Były to czasy bez możliwości wejrzenia do wnętrza bezpiecznego schronienia dzieciątka, bez możliwości sprawdzenia czy jest chłopczykiem, czy dziewczynką, zdrowe, czy chore, z wadami, czy bez wad rozwojowych.
Czekało się inaczej niż czeka się dzisiaj. Czekało się bez wiedzy. Czekało się z nadzieją. Mówiło się: nieważne czy chłopczyk, czy dziewczynka, byle było zdrowe. Potem dopiero przychodziła refleksja: no przecież, gdyby było chore, to co? Głupie gadanie przekazywane z pokolenia na pokolenie. No, przecież, gdyby było chore, to jest powodem do jeszcze większej miłości i jeszcze większego wzrastania wszystkich wokół. To, że więcej trudu trzeba włożyć w wychowanie i pielęgnowanie chorego dziecka? Zapytajcie matek chorych dzieci co to za trud? Jest to trud pogłębiający miłość i oddanie matki. Wszystko staje się normalnością kiedy oswoimy się z innością.
Moja córeczka urodziła się różowiutka i piękna. Najpiękniejsza na świecie. Potem jeszcze dwukrotnie doświadczyłam cudu urodzenia najpiękniejszych na świeci dzieci.
Moja córeczka chorowała przewlekle. Są dzieci bardziej chore, to wiem. Są dzieci śmiertelnie chore i odchodzą w którymś momencie niezależnie, albo pomimo trudu, jaki rodzice wkładają w leczenie i pielęgnację. Na to nie ma rady. Moja córeczka nękana kaszlem i dusznościami nauczyła nas rygoru codziennej rehabilitacji oddechowej, pomiaru PEFR i systematycznego podawania leków, prowadzenia dzienniczka z objawami choroby i stosowanym leczeniem itd. Minione noce i dni, podczas których coś w moim mózgu tężało na dźwięk kaszlu na zawsze odcisnęły piętno. Do dziś budzę się w nocy, bo we śnie słyszę ten kaszel.
Ciągłe hospitalizacje, leżenie pod tlenem z wkłutymi wenflonami. Znów muszę odwołać się do tego, że były to czasy, kiedy matka nie mogła zostać ze swoim dzieckiem w szpitalu. Matka nawet nie mogła zobaczyć swojego dziecka przez cały jego pobyt w szpitalu. Kiedy po raz pierwszy zostawiałam na oddziale pediatrycznym moją 15-miesięczną córeczkę z ciężkim obustronnym zapaleniem płuc, lekarze kręcili głowami. Nie pozwolono mi zostać z moją córeczką. Potem przyplątała się odma płucna i kazano nam przygotować się na wszystko. Wszystkim okazała się tragiczna śmierć mojego Brata w czasie, w którym moja córeczka zwalczyła objawy choroby.
Kiedy moja córeczka w wieku niespełna sześciu lat pojechała na dwa miesiące na leczenie do specjalistycznej placówki, serce pękało mi z bólu spowodowanego rozstaniem. Gdy widziałam na ulicy małe dziewczynki nie mogłam powstrzymać łez.
Mijał rok za rokiem. Rabka stała się drugim domem dla mojej córeczki. Szpital poniekąd również. Astma mojej córeczki była o bardzo nietypowym przebiegu.
Żyliśmy w miarę normalnie - na ile się dało. Sporo jeździliśmy i zwiedzaliśmy. Chodziliśmy po górach. Chorzy na astmę mogą przecież aktywnie żyć. Teraz się mówi, że powinni. Przedtem zaczęto mówić, że mogą...
Zaszczepiłam w mojej córeczce miłość do książek i do harcerstwa. Na razie odwzorowuje moje życie - jest żoną i matką.  Moja Mała Duża Córeczka.
Całkiem realne jest to, że jeszcze dzisiaj moja córeczka zostanie mamą... A kiedyś, kiedyś w przyszłości, dalej będzie mogła robić to, co jej mama. Zaszczepiłam w niej miłość do tego.

Pierwszy z największych cudów w moim życiu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz