MOTTO

"Powiadają przecie:
nie dla bryndzy bryndza
nie dla wełny wełna
ani pieniądz nie dla pieniądza".
(St. Wincenz "Na wysokiej połoninie")

Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 2 czerwca 2011

Druh Tadeusz

Rocznik 1928. Urodziłam się dwa lata po tym, jak uzyskał stopień harcmistrza. Całe życie zawodowe i społeczne związał z dziećmi. Dwa lata temu wstąpił na obóz letni do Stanicy Harcerskiej w Kosarzyskach. Spodenki typu "pumpy", biały podkoszulek koszula flanelowa, elegancko włożona w spodnie. Na nogach skarpety i sandały sportowe. Plecak pamiętający zapewne czasy nadania stopnia harcmistrza. Kursowym autobusem przyjechał na wędrówkę górską ze znajomymi, którzy przybyli z centralnej Polski. Po powrocie z gór przyszedł do Stanicy. Zaraz zrobiło się go wszędzie pełno. Głównie za sprawą tego, że mając kłopoty ze słuchem, sam głośno mówi. Głos ma tubalny. Dowcip cięty. Po obiedzie rozsiadł się z dziećmi na ziemi na górnym holu i grał z nimi w bierki. O, jak komenderował i przewodził w grze! Pilnował przestrzegania reguł. Dzieciaki o dziwo spotulniały, jak baranki, choć w innych okolicznościach zakładałyby zapewne proces sądowy o nieuczciwość przeciwników, lub o to, że ktoś samozwańczym sędzią się okrzyknął. Zajął nam Druh Tadeusz dzieci na całe deszczowe popołudnie.

Potem uczestniczył w kominku, podczas którego odwiedził nas duch "Siwej Brody". "Siwa Broda" przed laty był jednym z inicjatorów wybudowania Stanicy. Może określenie przed laty, nie odzwierciedla faktycznego czasu w historii naszego harcerskiego Domu. Stanica została oddana do użytku w roku, w którym urodził się Druh Tadeusz.
Przy kominku, jak wszyscy, Druh Tadeusz siedział na podłodze na górnym holu (wciąż padał deszcz), choć krzesło przyniesione specjalnie dla niego stało obok. Wtedy już nie przewodził. Wsłuchał się w słowa gawędy i wspomnienia "Siwej Brody". Zapatrzony w płomień świecy wspominał zapewne swoje dzieje na obozach w tym miejscu. Nie zdradził o czym myślał.
Przespał dwie noce na łóżku w jednym ze stanicznych pokoi, pożegnał się, założył sandały, "pumpy", koszulę flanelową, wziął swój plecak i ruszył do domu. Bo córce skończył się urlop, a wakacje, więc nie ma z kim dzieci zostawić.
Praca Hufcowej Komisji Stopni Instruktorskich byłaby uboższa, bez udziału Druha Tadeusza. Przez kilka ostatnich lat przewodniczył nawet tej pracy. Ostatnio złożył rezygnację, bo ma kłopoty ze zdrowiem. Zdarzało mu się zemdleć, ma straszne zawroty głowy, więc nie chce zaniedbać czegoś ważnego. Zdał funkcję.
A dzisiaj, zagadnięty o zdrowie, głośno, by sam siebie mógł usłyszeć, powiedział:

- Ano, już mnie ta noga tak bardzo nie boli, bo czasem bolała, że nawet siły nie było wyć. Zawroty głowy mam. Czasem jak idę, to mi nogę tak szurnie na bok i prawie się przewracam. Zawroty głowy mam. A jak się położę, to długo muszę się łóżka przytrzymać, bo mi się wydaje, że spadam. Takie zawroty głowy mam. No, lekarze badają, co mi jest. Ja nie wiem. Córka się o to martwi. Dali mi jakieś dwie pastylki do łykania co dzień. Ja w życiu leków żadnych nie brałem. A teraz dwie pastylki! Drugi lekarz pewnie dołoży następne dwie. Ale, to nie mój problem, tylko ich! Niech się oni martwią.

Machnął ręką i dziarskim krokiem zszedł po schodach.

Wciąż mam cudownych nauczycieli, którzy są prawdziwymi mentorami.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz