Gdyby naszym rozmowom dawniej, później i obecnie przysłuchiwał się ktoś postronny, pomyślałby sobie zapewne, że nie lubimy się wzajemnie. Tak celowaliśmy zawsze w trafnych i złośliwych ripostach. Myślę, że to one pozwalały nam pozbywać się naszych indywidualnych przywar i słabości. Aby w przyszłości uniknąć niemiłej riposty, trzeba było wyjść poza siebie, by nie dawać powodu do drwin. Wszyscyśmy ostro traktowali świat i siebie samych. Jednak zdecydowanie najbezczelniejszą w stosunku do otaczającej rzeczywistości była zawsze Paseczek. Najbezczelniejszą w sensie, że nie godziła się na żadne ustępstwa w starciu z głupotą panoszącą się w świecie i na każdym kroku i w każdym momencie stawiała jej wyzwania. Ponadto brała się z rzeczywistością ostro za rogi, wygrywając wiele potyczek. Tak mierzyła się ze wszystkim. Tak myślę. I dobrze, bo kilka lat temu najbezczelniej ze wszystkiego w swoim życiu potraktowała raka, dając mu do zrozumienia, że nie pozwoli mu na zawładnięcie swoim życiem... Tak też się stało. Wcześniej Paseczek trenowała wszędzie, gdzie się tylko dało i na każdym, na kim się dało, ćwicząc siebie i nas wszystkich we wprawkach. Natomiast co do swojej przyszłości, to już od Huty Wysowskiej przygotowywała się do ważnej funkcji w szkole. Wtedy, co prawda, pełniła mało zaszczytną, ale za to niewątpliwie najważniejszą rolę, woźnej szkolnej, odgrywając z Gośką Mireczkiem scenkę, dzięki której pozostali uczestnicy kursu pokładali się ze śmiechu na przepięknej wysowskiej ziemi. Kto wtedy wiedział, że Paseczek zostanie (vice)dyrektorem szkoły, który doskonale będzie radzić sobie w rozmowach ze wszystkimi stronami? Gdyby nie ta scenka, która rozegrała się w Hucie Wysowskiej, kto wie, co robiłaby dzisiaj Paseczek? Paseczek zawsze dogryzała Markowi. Temu samemu, w którym pozostała część naszego zastępu i naszej drużyny kochała się niezmiennie, przez wszystkie lata. No, może ze strony Paseczka taki to był rodzaj okazywania swojego zainteresowania, tego nie wiem. Ale ile "kurduplów" skierowanych do Marka wyleciało z ust Paseczka, to już prędzej byłabym w stanie powiedzieć. Czyśmy się obrażali na siebie? Ci, którzy nie potrafili śmiać się z siebie zapewne przestali się pojawiać. Część osób przestała przyjeżdżać pewnie z innych powodów. Ale wciąż pojawiały się nowe indywidualności. Paseczek sprowadziła do drużyny swojego starszego brata Piotra. Oboje wnieśli do naszego kręgu, zakorzenioną w domu rodzinnym miłość do przyrody, przejawiającą się pod wszelkimi postaciami. Piotr z lasu uczynił nawet swój dom na całe swoje życie. Paseczek w lesie czuje się jak w domu. Kiedy oni oboje zaczynają mówić o lesie, to są to najpiękniejsze opowieści, jakie w życiu słyszałam. Żadna bajka, choćby o największych skarbach świata, nie może równać się opowieściom Paseczka i Piotra o lesie i jego skarbach. Tylko ten żywioł, tylko ten świat panuje nad Paseczkiem całkowicie. Tylko wobec niego jest pokorna, czując podświadomie swoje poddaństwo wobec sił rządzących światem przyrody. Piotr, będąc leśniczym, jest członkiem koła łowieckiego. Paseczek mówi ze swadą, że zwierz musiałby podejść na linię strzału jej brata, gdyż ten nigdy nie celuje do zwierząt... Paseczek i jej brat od zawsze byli dla mnie uosobieniem idealnej miłości, jaka powinna panować między bratem i siostrą. Piotr spokojny i stonowany, emanujący ciepłem i serdecznością, otaczał opieką swą młodszą siostrę podczas wspólnych wypraw. Starczało tego i dla innych, tyle w sobie zawsze miał ciepła. Paseczek odwdzięczała się jemu i wszystkim pozostałym, niespotykanym optymizmem, który pomógł jej przetrwać niejedną trudną chwilę w życiu. Posiadła nawet większą zdolność: cały świat wokół siebie potrafi zarazić tym swoim optymizmem i ciepłym, ale stanowczym traktowaniem wszystkich przeciwności. Z tej swojej wielkiej bezczelności wobec otaczającej ją rzeczywistości.
"Opadły mgły wstaje nowy dzień"
Opadły mgły i miasto ze snu się budzi,
Górą czmycha już noc,
Ktoś tam cicho czeka, by ktoś powrócił;
Do gwiazd jest bliżej niż krok!
Pies się włóczy popod murami - bezdomny;
Niesie się tęsknota czyjaś na świata cztery strony
A ziemia toczy, toczy swój garb uroczy;
Toczy, toczy się los!
Ty co płaczesz, ażeby śmiać mógł się ktoś?
Już dość! Już dość! Już dość!
Odpędź czarne myśli!
Dość już twoich łez!
Niech to wszystko przepadnie we mgle!
Bo nowy dzień wstaje,
Bo nowy dzień wstaje,
Nowy dzień!
Z dusznego snu już miasto się wynurza,
Słońce wschodzi gdzieś tam,
Tramwaj na przystanku zakwitł jak róża;
Uchodzą cienie do bram!
Ciągną swoje wózki - dwukółki mleczarze;
Nad dachami snują się sny podlotków pełne marzeń!
A ziemia toczy, toczy swój garb uroczy;
Toczy, toczy się los!
Ty co płaczesz, ażeby śmiać mógł się ktoś
- Już dość! Już dość! Już dość!
Odpędź czarne myśli!
Porzuć błędny wzrok!
Niech to wszystko zabierze już noc!
Bo nowy dzień wstaje,
Bo nowy dzień wstaje,
Nowy dzień!
Słowa E. Stachura, muz. K.Myszkowski (śpiewa SDM)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz