Ptyś i Balbina - walentynki w kocim wydaniu |
MOTTO
"Powiadają przecie:
nie dla bryndzy bryndza
nie dla wełny wełna
ani pieniądz nie dla pieniądza".
(St. Wincenz "Na wysokiej połoninie")
Łączna liczba wyświetleń
poniedziałek, 14 lutego 2011
Nierasowa radość
Po ponad dwóch tygodniach nieobecności Mała Dziewczynka wróciła po feriach wczoraj wieczorem do domu. Wieczór nie był zbyt późny, ale też i nie młody, kiedy przekroczyła próg domu. Najbardziej z powrotu Małej Dziewczynki ucieszyły się nasze futrzaki - Syn Dzikiego Żbika i Córka Króla Syjamskiego. Choć Córka Króla Syjamskiego już po ogłoszeniu ciszy nocnej, to jest w momencie kiedy ostatnia osoba, czyli ja, kładła się spać, obiegła kilkakrotnie cały dom z dzwoneczkiem w zębach - jak jaka owieczka mała - oznajmiając całemu światu kocią radość, to i tak nie wiedzieć dlaczego, koty najbardziej cieszyły się w godzinach między 4 nad ranem a 8 rano. Wprost i dosłownie szalały z radości. Aż bałam się wstawać, bo wyobraźnia podsuwała mi obraz niesamowitych zniszczeń dokonanych przez kociarnię z tej wielkiej radości. Co rusz do moich uszu dochodził dźwięk spadających zewsząd na ziemię wszelakich przedmiotów. Na szczęście wśród rozlicznych odgłosów nie odróżniłam dźwięku, który wydają szklane przedmioty przy zetknięciu się z twardym podłożem kuchennych płytek... Nie było też aż tak wielkiego rumoru podczas tego dzikiego szału radości z powodu powrotu Małej Dziewczynki, który mógłby na przykład świadczyć o odczepieniu się którejś z kuchennych szafek z wiecznego zawieszenia na ścianie, ale i tak spadło wystarczająco dużo różnych rzeczy, których pacnięcia o podłogę nie dało się w jednoznaczny sposób skojarzyć z konkretnym przedmiotem i to budziło mój lęk przed kompletnym wybudzeniem się ze snu i powstaniem do rzeczywistości. Tak sobie myślałam, że dopóki śpię, to przecież nie wstanę. Dopóki nie wstanę, nie zobaczę obrazu zniszczeń. Dopóki nie zobaczę obrazu zniszczeń, nie będę musiała sprzątać w furii złości na nasze sympatyczne futrzaki, które panoszą się po domu jakby faktycznie były królewskimi potomkami, a są przecież tylko zwykłymi, nierasowymi futrzakami, które nierasowo mruczą do ucha, nierasową tulą się do człowieka grzejąc w zimowe popołudnia, nierasowo łaszą się, przymilają i napraszają pieszczot, jakby faktycznie płynęła w nich błękitna krew i w sposób szczególny upoważniała do takich zachowań... Mmmrrryyy...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz