MOTTO

"Powiadają przecie:
nie dla bryndzy bryndza
nie dla wełny wełna
ani pieniądz nie dla pieniądza".
(St. Wincenz "Na wysokiej połoninie")

Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 3 lutego 2011

Dłonie złączyć w jedną

Natalia, Krzysiu, Paweł S. i Jerzy z Andrzejem zjawili się w moim życiu i w historii drużyny podczas Chorągwianego Zlotu Zwycięstwa w Grybowie w maju '82 roku. Andrzej z czasem nie wytrzymał i odpadł. Fajny był z niego chłopak, ale widocznie nie na tyle, by potrafić śmiać się z samego siebie... Może też coś całkiem innego stanęło mu na przeszkodzie i nie mógł już kontynuować członkostwo w naszej drużynie? Ze wszystkich osób, które przestały pracować w drużynie, jedynie Brygida z Gorlic napisała list do rady drużyny z informacją o rezygnacji z powodów rodzinnych. Brygida spełniła ważną rolę w naszej drużynie. Jej mama zrobiła proporzec CISOWCÓW. Ten sam, który zaginął, a dowody świadczą, że powinien znajdować się u Śrubka. Krzysiu, Paweł, Jerzy i Natalia chodzili chyba do jednej klasy. W Grybowie na zlocie reprezentowali swoją szkołę, jako delegacja harcerska. Szkołę podstawową! Musieliśmy zrobić na nich wrażenie, skoro przylgnęli do nas już podczas zlotu. Można powiedzieć, że byli w drużynie od samego początku, bo przecież wtedy powstała nazwa drużyny. Wszyscy oni od zawsze byli niezwykle ambitni. Może bardzo chcieli zasłużyć sobie na miano członków drużyny, a może chcieli dorównać starszemu towarzystwu, kto to wie? O Jerzym wiemy już, że był zasadniczy. Do dzisiaj zasadniczo nie wiemy, jak wygląda jego życie. Paweł był niezwykle poważny, typ naukowca. Studiował na Węgrzech medycynę, nikt nie wie jakim sposobem kaleczył język wypowiadając te węgierskie "Gulosz paposz, potem bekosz". Natalia prawdopodobnie od samego początku "kłamała", bo przecież w końcu kiedyś u Moniki przyznała się do tego. Było to pod koniec którychś wakacji. Natalka nie miała wtedy jeszcze dzieci. Za to dzień przed owym wydarzeniem odebrała polskie prawo jazdy. Bo kiedyś miała już amerykańskie prawo jazdy. Monika zaprosiła nas do siebie, tzn. do Piwnicznej na ognisko. Natalia namówiła mnie na wspólny wyjazd maluchem i obiecała, że wrócimy do domu na pewno nad ranem. Bardzo zależało mi, aby być w domu zanim Mirek wyjdzie do pracy, bo moje dzieci miały wtedy zapewne niewiele lat, więc pozostawienie ich w domu bez opieki byłoby ryzykowne. Mirek, wiadomo, zawsze wychodził do pracy niemalże wtedy, kiedy ja kładłam się spać. Po tym ognisku u Moniki Natalia stwierdziła, że ona nie może od razu siąść za kierownicą, bo przecież jest zmęczona, a nie jest sprawnym kierowcą. W związku z tym musi choć na godzinę przyłożyć głowę do poduszki. Był czas, mogła przyłożyć. Ale kiedy budziłam ją po dwóch i kolejnych godzinach i usiłowałam wpłynąć na dane mi słowo, że na pewno wrócimy, Natalia rozbrajającym tonem stwierdziła: "Kłamałam". I powiedziała to tak, że do chwili obecnej, gdy ktoś z nas da obietnicę, której z jakichś, zazwyczaj niezależnych od niego przyczyn, (bo przecież jesteśmy przede wszystkim obowiązkowi) nie jest w stanie spełnić, wystarczy, że powie "kłamałam/em" i już wszystko jest mu odpuszczone. Ale Natalia, jak widać, potrafi śmiać się z samej siebie i... do dziś cierpliwie znosi chwilę swojej słabości sprzed lat.  Krzysiu w dorosłym życiu powiedział o sobie: "Jestem pryncypialny". Oj, Krzysiu?! Cokolwiek mogłabym o Krzysiu powiedzieć, nie będzie równało się ze stwierdzeniem, że z Krzysiem najlepiej trzymało się za ręce. Odkryłam to podczas zimowiska w '84 roku w Nowej Hucie, na którym byliśmy ZK, jak zwykle. A przypomniałam sobie o tym całkiem niedawno. Na letnim obozie w Stanicy przebywał syn Krzysia i w jakiejś sytuacji, czy to przy przeprawie przez strumyk, czy podczas zabawy musiałam go wziąć za rękę... Dłoń Krzysiowego syna była dłonią Krzysia, jaką moja dłoń zapamiętała. Na zimowisku w Nowej Hucie w '84 roku było nas dziesięcioro, bo podczas kominku o Prawie i Przyrzeczeniu Harcerskim rozdzieliliśmy gawędy o każdym punkcie prawa po jednej dla każdego. Ale to kominek o Szarych Szeregach dał początek śpiewaniu ulubionej, szczególnie przeze mnie, piosenki "Jaka rozkosz spleść dwie dłonie w jedną..."
Właśnie! Kominek!
Kominek o Szarych Szeregach. Czy uwierzysz nam Druhu, że jesteśmy coś warci? Czy sprawiło ci radość, że ten kominek był właśnie taki? Płynie gawęda za gawędą. Piosenka za piosenką. Przerastamy siebie, wychodzimy ze skóry, chcemy... Potoczyły się z moich oczu łzy. Zerkam dyskretnie na Urszulę. Po jej twarzy też ciekną dwie ogromne łzy. O! Jest i trzecia, czwarta... dość. Z powrotem kieruję wzrok na płomień świec. Widzę, jak drżą plecy wartownika. Uniosłam lekko głowę. Patrzę na twarze siedzących na przeciw. Wszyscy wsłuchani w słowa Jaremy. Wsłuchani w warkot samolotu... Ścisnęłam mocniej rękę Krzysztofa. Nie! Te bomby dzisiaj nie spadną! Krzysztof, powiedz, że nie... Zaczarowany ogniu, bądź dobrym ogniem. Dawaj zawsze światło i ciepło. Nie przynoś zniszczenia i śmierci. Mocniej, coraz mocniej zaciskam palce. Krzysztof to poczuł. Siłujemy się, kto mocniej? Nareszcie ulga. Jarema skończył, warkot samolotu ucichł. Rozluźniamy z Krzysztofem uścisk dłoni. Wyprostowuję palce. Patrzę w ogień. Nie śmiem się ruszyć. Długo trwa milczenie. Wszyscy tak trwamy zapatrzeni w ogień, milczący, zasłuchani w ciszę. Serca krzyczą o pokój. Dusza chce wyrwać się i krzyczeć:
                              I będziem szli przez Polskę
                              Szarymi Szeregami
                              I będzie prawo z nami
                              I będzie Bóg nad nami
                                         I będziem szli jak hymny
                                         Wskroś wsi i miast polami
                                         I będziem równać w prawo
                                         Szarymi Szeregami
                             Czy rzucą nam wezwanie
                             Ze wschodu, czy z zachodu
                             Zawisza miecz nam poda
                             I pójdziem do pochodu
                                         Zadudni ziemia czarna
                                         Gąsienic tysiącami
                                         I będziem szli do boju
                                         Szarymi Szeregami...
                                                                     (oryginalny fragment mojego pamiętnika)

Przy kominku siedzieli: Urszulanka, Natalka, Jarema, Maniuś, Paweł W., Śrubek, Paweł S., Jerzynka, Krzysztof, Marek, dwa Cudze-Użytki oraz nasz drużynowy i cały kurs drużynowych harcerskich. I nie z Urszulanką, nie z Natalką, ani z nikim innym nie złapałam się za rękę podczas tych wzruszających chwil, tylko z Krzysiem. Czy ktoś taki mógł stać się pryncypialny? Powiem więcej. Na tym zimowisku wspólnie z Krzysiem przeleżeliśmy każdą wolną chwilę w jednym łóżku. W moim łóżku. W pokoju dziewczyn. W obecności dziewczyn, przy otwartych drzwiach, na oczach całego zimowiska. Krzysiu przychodził, kładł się obok mnie, gdy tylko leżałam i tak fajnie było kontynuując słowa ulubionej piosenki "Jaka rozkosz spleść dwie dłonie w jedną, ciałom dwóm pozwolić być ciałem jednym...". Nie, nie, nie! Niech nikt nie pozwala wodzom swojej fantazji ruszyć na pola zakazane! Nic z tych rzeczy! Na mnie czekał ukochany w żołnierskim mundurze. Stał  na warcie i liczył dni do skończenia służby. A wszystko, co działo się między nami w drużynie, budowało li tylko nasze więzi braterskie... Zaś, gdy dotknęłam dłoni Krzysia po latach, po bardzo wielu latach, wtedy, kiedy przypomniałam sobie o tym niezwykłym doświadczeniu poprzez dotyk dłoni Krzysiowego syna, dłoń Krzysia była dłonią zupełnie innego człowieka. Być może tego pryncypialnego...


     (...)Podajmy sobie dłonie i mocny zwiążmy krąg
     Niech iskra naszej myśli przenika z rąk do rąk
     Romantyzm naszych marzeń w powszedni wplećmy dzień
     Chodźmy dalej, chodźmy wyżej ponad cień...
               Instruktorski zwiążmy krąg
               Niech przyjaźń krzepi
               Siłę naszych rąk...
                                     (fragment "Pieśni instruktorskiej")

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz