Jechałam autobusem. Siedziałam na pierwszym siedzeniu. Obok mnie - Duża Mała Dziewczynka. Podróż
dobiegała końca, autobus musiał pokonać jeszcze tylko trzy ulice, byśmy dotarły
do przystanku, na którym wysiadamy. Podczas podróżowania zawsze z wielkim
zadziwieniem oglądam świat, który pojazd pruje na dwie części. Ponieważ dom był
na wyciągnięcie ręki, na pierwszy plan w moich myślach wyszła sprawa obiadu ale
i tak nie traciłam nic z rozpościerających się widoków. Uwielbiam tę trasę tam i z powrotem i choć pokonałam ją setki razy to moje oczy wciąż są
nienasycone. Nagle zobaczyłam niecodzienną scenę. Na przystanku autobusowym
stało kilka osób, w tym młode małżeństwo z dzieckiem. W pewnym momencie zachowanie
mężczyzny w stosunku do żony stało się niepokojące. Zauważyłam agresję. Kobieta
pociągnęła dziecko za rączkę i schowała się za plecami pozostałych oczekujących
pasażerów. Oddalała się od niezbyt licznej grupy. Za nią podążał mężczyzna i
nagle doskoczył do niej i zaczął ją okładać rękami po głowie. Jak bokser na
ringu – obiema rękami po jej jednej głowie.
To wszystko działo się w mgnieniu oka. Rejestrowałam obraz i
zdarzenie z prędkością poruszającego się po mieście autobusu. Nie mogłam uwierzyć
w to, co zobaczyłam, więc zapytałam Dużą Małą Dziewczynkę, czy również to
widziała. Potwierdziła moje spostrzeżenie.
Sparaliżowało mnie. Autobus już był na naszym przystanku. Wychodząc
sięgnęłam do kieszeni po telefon. Wybrałam numer policji. Cały czas byłam w
ruchu – szłyśmy w kierunku domu. Chyba wieczność minęła nim dyżurny się
zgłosił. Na pewno przeszłyśmy spory kawałek.
- Jechałam autobusem. Na przystanku autobusowym przy tym
sklepie stało młode małżeństwo z maleńkim dzieckiem. Takim maleńkim – pokazałam
ręką odległość od ziemi do końca domniemanego dziecka, jakby policjant w
telefonie miał widzieć – takim zaledwie
stojącym na własnych nóżkach. Mężczyzna strasznie bił kobietę po głowie. Równie
dobrze zaraz może zacząć bić dziecko. Nie wiem czy zdążycie dojechać, czy oni jeszcze
będą na tym przystanku ale moje sumienie nie pozwoliło mi zareagować inaczej. –
Coś strasznego dławiło moje słowa, myślałam, że zacznę płakać na głos; wyć.
Długo się nie mogłam uspokoić. Uświadomiłam sobie, że po raz
pierwszy w życiu na własne oczy widziałam taką brutalność.
Nie mogłam odpędzić myśli.
Po wielu godzinach przyszła mi do głowy refleksja: dlaczego
kierowca autobusu się nie zatrzymał? Albo, dlaczego ja nie krzyczałam, żeby się
zatrzymał? Czy tamte osoby stojące na przystanku zareagowały? Gdyby cały autobus zareagował odpowiednio,
może by się drań przed następnym uderzeniem, w inny dzień, zastanowił? Bał? Dlaczego w człowieku nie ma natychmiastowej
reakcji na zło? Dlaczego najpierwszą moją reakcją było zamurowanie, bezradność
z pozycji siedzenia w autobusie wśród obcych ludzi, niemożność podjęcia działania? Dlaczego nie mamy w sobie
odruchu na natychmiastowy krzyk? Na alarm, by przeciwstawić się złu i brutalności?
Dlaczego reakcja przychodzi z opóźnieniem, a najczęściej wcale? Dlaczego
ludziom tak trudno jest wstawić się za pokrzywdzonym i odwracają się plecami,
albo – jak w tym przypadku – nie odwracają się we właściwą stronę?
- Chciałabym, żeby w ludziach był sprzeciw. Kategoryczny i
jednomyślny sprzeciw nastawiony na panoszące się zło.
- Dziewczyno! Gdyby tak było jak mówisz, to by to nie było życie
tu i teraz. To by było niebo! – powiedział Mężczyzna, Który Kiedyś Był
Chłopcem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz