MOTTO

"Powiadają przecie:
nie dla bryndzy bryndza
nie dla wełny wełna
ani pieniądz nie dla pieniądza".
(St. Wincenz "Na wysokiej połoninie")

Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 31 sierpnia 2014

Album rodzinny - ze stukaniem maszyny do pisania w tle. Z cyklu: Opowieści dla Zośki.

Wychowałam się ze stukaniem maszyny do pisania w tle. Miesiąc przed moim przyjściem na świat Mój Ojciec zaczął pracować w Gazecie. Wcześniej był korespondentem, więc on sam pewnie nie wiedział, tym bardziej ja nie wiem, w którym momencie Gazeta stała się największą miłością jego życia. I choć do Mojej Mamy mówił zawsze: "Iśka, jesteś moją największą miłością", to wszystko, co robił w swoim życiu, świadczyło inaczej. 
Uwielbiam więc ten charakterystyczny, a kompletnie wyeliminowany dziś ze świata dźwięków, odgłos czcionek uderzających o papier przewijający się na wałku. Stukanie w Moim Domu rozlegało się o każdej porze dnia i nocy. Było gwarantem tego, że Mój Ojciec jest w domu, a miewał przecież wielkie trudności z dotarciem na łono rodziny ;). Po każdym stukaniu następowało telefonowanie i długie dyktowanie tekstu paniom maszynistkom w wydawnictwie.
Zupełnie niespodziewanie dla siebie samej otwarłam wczoraj kufer pamięci. Ktoś oczekiwał ode mnie starych fotografii z Mojego Miasta, więc długo w noc przeglądałam zdjęcia z odległych czasów. Dałam nawet pochopnie obietnicę, że mam całe pudło dokładnie takich zdjęć, na jakie ten ktoś czekał. I gdy zaczęłam je przeglądać oczami oczekującej na nie osoby, stwierdziłam, że to nie są te zdjęcia, o których myślałam. W pierwszym impulsie, który trwał tak długo, że poszłam z nim nawet spać, pomyślałam, że ktoś wyciągnął z pudełka zdjęcia, o których myślałam, że w nim są. Zaczęłam nawet szukać winnego, a że podczas poszukiwań weszłam do łóżka, sen mnie zmorzył i przeprowadził nie tylko przez świat i czas, Kiedy Ja Byłam Małą Dziewczynką, ale i przez inne światy i czasy. Wtedy zrozumiałam. Zrozumiałam, bo zapewne zobaczyłam to, co zawsze widzę oglądając zdjęcia z magicznego pudła, w którym wciąż żyją miejsca, czas i ludzie, choć wszystkiego tego, całego tamtego świata, od dawna już nie ma.

Mój Ojciec, Którego Wtedy Nazywaliśmy Tańcia, w swoim warsztatcie pracy, prócz maszyny do pisania, miał aparat fotograficzny. Ot, taki "Zenith", o którym w dzisiejszych czasach kolekcjonerzy sprzętu fotograficznego marzą. Zawsze mówił, że fotografowanie to jest jego hobby. Więc robił sporo, jak na czasy czarno-białej kliszy, zdjęć. Niestety popełnił ten błąd, który powiela się w myśleniu wielu ludzi. Myślał, że wszystko to, co jest na wyciągnięcie ręki, tak po prostu jest i zawsze będzie. Toteż, kiedy tylko był poza miejscem zamieszkania pozwalał sobie robić tzw, widokówki - zdjęcia krajobrazu, pejzaże, widoczki, ulice miast, zabytki itd. Za to w Moim Mieście na zdjęciach są głównie ludzie. Ale jakoś nigdy dotąd tak tych zdjęć nie odbierałam. Widziałam zdjęcie z Moją Mamą trzymającą mnie na rękach, i widziałam fragment miasta, w którym to zdjęcie było zrobione. Ba! Widziałam więcej: scenerię i gwar dziecięcych zabaw, nawoływania rodziców, odgłos przejeżdżającego motocyklu, czułam zapach i widziałam wszystkie kolory łąki... a tymczasem na tym zdjęciu istotnie jest Moja Mama trzymająca mnie na rękach, na tle niewielkiego fragmentu budynku. I tak każde zdjęcie. Kiedy Ja Byłam Małą Dziewczynką i później, oglądaliśmy wszystkie rodzinne fotografie podczas specjalnych sesji. Wyglądało to tak, że wszyscy - rodzice i dzieci - siadaliśmy przy stole, któryś z rodziców miał przed sobą pudło i wyciągał zdjęcia jedno po drugim i opowiadał o okolicznościach, w jakich chwila została uchwycona. I chyba nikt nie spodziewał się na jak długo. Potem zdjęcie krążyło z rąk do rąk i następne, i następne... Rodzice stosowali maksymę, jaką Moja Wychowawczyni zapisując w moim pamiętniku, zapisała się w moim życiu: "Nie wspominaj, gdy zobaczysz, ale zobacz, kiedy wspomnisz", bo zanim sięgnęło się po pudło ze zdjęciami, przychodziły wspomnienia. Mój Ojciec, na Którego Wtedy Mówiliśmy Tańcia, zawsze był przegrany w starciu na wspomnienia, a mieli ich więcej niż potencjalni małżonkowie, ponieważ moi rodzice chodzili razem do klasy w szkole średniej. Nigdy nie pamiętał faktów, mieszały mu się osoby, zdarzenia, przeżycia, co wywoływało w nas salwy śmiechu, ponieważ, gdy Moja Mama utrzymywała się na pozycji tej zdecydowanie lepiej pamiętającej, Mój Ojciec mówił, powtarzając za ich wspólnym, często wspominanym, profesorem Inglotem: "A pies z tobą tańcował i małe pieski też". 

Tańci warsztat pracy


Minionej nocy, wyciągnąwszy magiczne pudło i otworzywszy kufer wspomnień, zobaczyłam na oglądanych tysiące razy zdjęciach, coś zupełnie nowego - zobaczyłam koloryt epoki, w której zostały zrobione, przez pryzmat wnętrz pomieszczeń, ubiorów i fryzur ludzi, menu znajdującego się na stołach itd. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz