MOTTO

"Powiadają przecie:
nie dla bryndzy bryndza
nie dla wełny wełna
ani pieniądz nie dla pieniądza".
(St. Wincenz "Na wysokiej połoninie")

Łączna liczba wyświetleń

piątek, 22 sierpnia 2014

Świątkowa Mała - z cyklu: Cerkwie Beskidu Niskiego

Jeśli chodzi o wygląd zewnętrzny to niewątpliwie najpiękniejszą cerkwią Beskidu Niskiego, jaką widziałam, jest cerkiew w Świątkowej Małej.   

Już sam Beskid Niski zdaje się być na końcu świata, a i tak w nim samym można dodatkowo wyodrębnić różne końce. Na jednym z końców świata Baskidu Niskiego leży wieś Świątkowa Mała. Wychwalać piękno i spokój, malowniczość i niepowtarzalność Świątkowej, to tak jak wychwalać wszelkie przymioty Beskidu Niskiego - żadne słowa nie oddadzą wszystkiego, czym ten rejon Karpat bogaty. Najpiękniejsze w nim jest to, że nie jest modny jak Bieszczady, czy inne rejony polskich gór, więc rzesze oszołomów jak przysłowiowa "babka w klapkach" z wiersza Sławka Buchcica, nie rozmieniają go na drobne. Ma się więc Beskid Niski i wszystkie jego końce świata niemal na wyłączność.
Cerkiew w Świątkowej Małej, podobnie jak większość cerkwi, jest orientowana. To znaczy, że prezbiterium zwrócone jest na wschód. Do tak postawionej świątyni, gdziekolwiek ona stała, prowadziły drogi. Dziś, niegdysiejsze główne wejścia na tereny przycerkiewne, prowadzę w pole. Tak jest nie tylko w Świątkowej Małej, ale w większości miejscowości, których historia jest bliźniaczo podobna. Poznawszy dzieje jednej wsi, czy miasteczka można wywnioskować, że dzieje pozostałych nie różnią się wiele. W Łosiu np. było tak, że lokowano miejscowość na prawie magdeburskim, ale ani właściciel, ani zamieszkująca ją ludność, nie byli w stanie sprostać trudnym warunkom, jakie dyktowało życie w surowych górach. Trud uprawiania roli, kapryśna pogoda z krótkim okresem wegetacji, a także narażenie na ataki grasujących rozbójników powodowały, że miejscowości pustoszały. Po jakimś czasie lokowano je ponownie, tym razem na prawie wołoskim, ściągano Wołochów i Rusinów i ci potrafili sobie poradzić z surowym i wymagającym światem. Niechciane przez innych osadników ziemie stawały się domem dla nacji mniej wybrednych, biedniejszych, godzących się na trudy życia w górach. Trudnili się przede wszystkim pasterstwem, z czasem całe wsie wyspecjalizowały się w charakterystycznych dla danej miejscowości zawodach i uprawiający je ludzie przemieszczali się ze swoimi warsztatami po całych Karpatach, od wsi do wsi, od miasteczka, do miasteczka, świadcząc usługi, sprzedając wyroby i technologię - mówiąc współczesnym językiem.
Historia kościołów na łemkowszczyźnie jest równie bogata, jak bogata była historia tych ziem targanych pomiędzy Wschodem a Zachodem. Najpierw wiara na te ziemie przyszła z Rusi, Rzym chciał mieć swoje wpływy również, potem nastąpiła Unia Brzeska, następnie jakieś schizmy i tak wieś za wsią raz była wyznania prawosławnego, to zaś greckokatolickiego, czy wręcz rzymskokatolickiego. Były i są w Beskidzie Niskim cerkwie obu wyznań i kościoły "papy rymskiego", jakby powiedział bohater Vincenzowskiej epopei. Wiadomo czym skończyła się niechlubna Akcja Wisła, której pokłosiem m.in. było zniszczenie wielu cerkwi prawosławnych i greckokatolickich, w najlepszym przypadku przemianowanie ich na kościoły rzymskokatolickie. Ikonostasy zostały zniszczone, rozkradzione, albo (również w najlepszym przypadku) przeniesione do muzeów. Niektóre społeczności zabrały ze sobą na wygnanie całe ikonostasy, niektóre tylko fragmenty. W niektórych cerkwiach zaadaptowanych na kościoły rzymskokatolickie zachowano jako taki szacunek dla ikonostasu i zrobiono zeń ołtarz główny lub coś w tym stylu (jak np. w Binczarowej). Pomimo, że wypędzona ludność wraca na łemkowszczyznę, wiele ze świątyń nie zmienia już właściciela. Niektóre świecą pustkami, są po prostu zamknięte - ograbione z historii, dziejów, obrzędów i tradycji jak z ikonostasu i zabytków. Niektóre wpisano na listę dziedzictwa światowego (najsłynniejsza w Kwiatoniu), narodowego, kulturowego. Wszystkie znajdują się na Szlaku Architektury Drewnianej. Część w Beskidzie Sądeckim, mnóstwo w Beskidzie Niskim i w Bieszczadach. I tak ciągną się aż po najdalej wysunięty na wschód kraniec Karpat (ukraińskich). 
Wytyczono nowe drogi, z których od innej strony wchodzi się na teren przycerkiewny i podróżuje w innych celach niż podróżowali dawniej ludzie. Nikt już nie pokonuje odległości pomiędzy jedną, a drugą miejscowością w górach na piechotę - no może tylko turyści, więc drogi mają być szybkie i wygodne, by współczesny człowiek prędzej i prędzej mógł przemierzać swoje życie. Skoro wytyczono nowe drogi, zmieniła się orientacja wsi i miejscowości. Już nie w kierunku świątyń ojców, tylko w kierunku nowych dróg. Gdzieś tam jeszcze wprawne oko obserwatora zauważy ślady po sadybach ludzkich. Zdradzają je kępy gęstej roślinności, ani nie łąkowej, ani nie leśnej. Gęstej tym bardziej, że wybujała w miejscach, gdzie zbierano gnój z odchodów ludzi i zwierząt. Niektóre miejscowości Beskidu Niskiego mają nazwy dwujęzyczne i takie podwójne znaki stoją przy tych nowych drogach. Co prawda więcej miejscowości o dwujęzycznej nazwie jest za południową granicą, u Słowaków, ale i u nas nie należy to do rzadkości.
Na jednym z końców świata Beskidu Niskiego, niedaleko Świątkowej Małej przy drodze znajdują się znaki ostrzegające: "Zwolnij! Niedźwiedzie!", "Zwolnij! Wilki!", "Zwolnij! Rysie!". Rzeki, potoki i strumienie płyną sobie w korytach wydrążonych przez siebie; człowiek nie zdążył tam jeszcze swoją ręką wnieść poprawek do natury. Przy cerkwi w Świątkowej rośnie stara jabłoń uginająca się od nadmiaru niezwykle słodkich i soczystych owoców. No i jest oczywiście cmentarz. Stary jak tamten świat. Z kamiennymi krzyżami ( wyrób kamiennych krzyży to specjalność mieszkańców Bartnego i okolic) pełniącymi wartę nad pamięcią o przeszłych wiekach, o ludziach, których ostatnie pokolenia wypędzono, o ich miłości i zrozumieniu tego końca świata. I co, że wracają potomkowie tamtych? Przecież ich urodziła i wykarmiła inna ziemia. Stawiają pomniki z granitowymi płytami pamiątkowymi swoim ojcom i dziadom. Raz do roku Łemkowie i Rusini zjeżdżają się do Zdyni na swoją kultową imprezę "Łemkowska Watra". Jeszcze stoi wiele chyżych. Szczególnie na tym końcu świata, w którym na świątynnym wzgórzu króluje cerkiew w Świątkowej Małej. Jeszcze ludzie samodzielnie zajmują się pieczeniem chleba i wyrobem nabiału i innej żywności i chętnie dzielą się z bliźnim. Wędrowiec, gdy go spotkać, przystanie w swej wędrówce i będzie rozmawiał, jak z kim znajomym, opowiadając o sobie rzeczy, które w świecie ludzi zabieganych strzeże ustawa o ochronie danych osobowych. 
Tak więc nie stanęła moja noga we wnętrzu cerkwi pw. św. Michała Archanioła w Świątkowej Małej. Dostępne źródła informacji podają, że wnętrze biedne, gołe, rozgrabione z ikonostasu i tylko uzupełniono brakujące części i dzieła innymi nieoryginalnymi, nie tak wartościowymi jak były tamte. Ale i tak twierdzę, że cerkiew w Świątkowej Małej jest najpiękniejszą jaką widziałam z zewnątrz. Po prostu bajka o Beskidzie Niskim. 

Cerkiew pw. Michała Archanioła w świątkowej Małej

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz