Jeśli chodzi o wygląd zewnętrzny to niewątpliwie
najpiękniejszą cerkwią Beskidu Niskiego, jaką widziałam, jest cerkiew w
Świątkowej Małej.
Już sam Beskid Niski zdaje się być na końcu świata, a i tak
w nim samym można dodatkowo wyodrębnić różne końce. Na jednym z końców świata Baskidu
Niskiego leży wieś Świątkowa Mała. Wychwalać piękno i spokój, malowniczość i
niepowtarzalność Świątkowej, to tak jak wychwalać wszelkie przymioty Beskidu
Niskiego - żadne słowa nie oddadzą wszystkiego, czym ten rejon Karpat bogaty.
Najpiękniejsze w nim jest to, że nie jest modny jak Bieszczady, czy inne rejony
polskich gór, więc rzesze oszołomów jak przysłowiowa "babka w
klapkach" z wiersza Sławka Buchcica, nie rozmieniają go na drobne. Ma się
więc Beskid Niski i wszystkie jego końce świata niemal na wyłączność.
Cerkiew w Świątkowej Małej, podobnie jak większość cerkwi,
jest orientowana. To znaczy, że prezbiterium zwrócone jest na wschód. Do tak
postawionej świątyni, gdziekolwiek ona stała, prowadziły drogi. Dziś,
niegdysiejsze główne wejścia na tereny przycerkiewne, prowadzę w pole. Tak jest
nie tylko w Świątkowej Małej, ale w większości miejscowości, których historia
jest bliźniaczo podobna. Poznawszy dzieje jednej wsi, czy miasteczka można
wywnioskować, że dzieje pozostałych nie różnią się wiele. W Łosiu np. było tak,
że lokowano miejscowość na prawie magdeburskim, ale ani właściciel, ani
zamieszkująca ją ludność, nie byli w stanie sprostać trudnym warunkom, jakie
dyktowało życie w surowych górach. Trud uprawiania roli, kapryśna pogoda z
krótkim okresem wegetacji, a także narażenie na ataki grasujących rozbójników
powodowały, że miejscowości pustoszały. Po jakimś czasie lokowano je ponownie,
tym razem na prawie wołoskim, ściągano Wołochów i Rusinów i ci potrafili sobie
poradzić z surowym i wymagającym światem. Niechciane przez innych osadników
ziemie stawały się domem dla nacji mniej wybrednych, biedniejszych, godzących
się na trudy życia w górach. Trudnili się przede wszystkim pasterstwem, z
czasem całe wsie wyspecjalizowały się w charakterystycznych dla danej
miejscowości zawodach i uprawiający je ludzie przemieszczali się ze swoimi
warsztatami po całych Karpatach, od wsi do wsi, od miasteczka, do miasteczka,
świadcząc usługi, sprzedając wyroby i technologię - mówiąc współczesnym
językiem.
Historia kościołów na łemkowszczyźnie jest równie bogata,
jak bogata była historia tych ziem targanych pomiędzy Wschodem a Zachodem.
Najpierw wiara na te ziemie przyszła z Rusi, Rzym chciał mieć swoje wpływy
również, potem nastąpiła Unia Brzeska, następnie jakieś schizmy i tak wieś za
wsią raz była wyznania prawosławnego, to zaś greckokatolickiego, czy wręcz
rzymskokatolickiego. Były i są w Beskidzie Niskim cerkwie obu wyznań i kościoły
"papy rymskiego", jakby powiedział bohater Vincenzowskiej epopei.
Wiadomo czym skończyła się niechlubna Akcja Wisła, której pokłosiem m.in. było
zniszczenie wielu cerkwi prawosławnych i greckokatolickich, w najlepszym
przypadku przemianowanie ich na kościoły rzymskokatolickie. Ikonostasy zostały
zniszczone, rozkradzione, albo (również w najlepszym przypadku) przeniesione do
muzeów. Niektóre społeczności zabrały ze sobą na wygnanie całe ikonostasy,
niektóre tylko fragmenty. W niektórych cerkwiach zaadaptowanych na kościoły
rzymskokatolickie zachowano jako taki szacunek dla ikonostasu i zrobiono zeń
ołtarz główny lub coś w tym stylu (jak np. w Binczarowej). Pomimo, że wypędzona
ludność wraca na łemkowszczyznę, wiele ze świątyń nie zmienia już właściciela.
Niektóre świecą pustkami, są po prostu zamknięte - ograbione z historii,
dziejów, obrzędów i tradycji jak z ikonostasu i zabytków. Niektóre wpisano na
listę dziedzictwa światowego (najsłynniejsza w Kwiatoniu), narodowego,
kulturowego. Wszystkie znajdują się na Szlaku Architektury Drewnianej. Część w
Beskidzie Sądeckim, mnóstwo w Beskidzie Niskim i w Bieszczadach. I tak ciągną
się aż po najdalej wysunięty na wschód kraniec Karpat (ukraińskich).
Wytyczono nowe drogi, z których od innej strony wchodzi się
na teren przycerkiewny i podróżuje w innych celach niż podróżowali dawniej
ludzie. Nikt już nie pokonuje odległości pomiędzy jedną, a drugą miejscowością
w górach na piechotę - no może tylko turyści, więc drogi mają być szybkie i
wygodne, by współczesny człowiek prędzej i prędzej mógł przemierzać swoje
życie. Skoro wytyczono nowe drogi, zmieniła się orientacja wsi i miejscowości.
Już nie w kierunku świątyń ojców, tylko w kierunku nowych dróg. Gdzieś tam
jeszcze wprawne oko obserwatora zauważy ślady po sadybach ludzkich. Zdradzają
je kępy gęstej roślinności, ani nie łąkowej, ani nie leśnej. Gęstej tym
bardziej, że wybujała w miejscach, gdzie zbierano gnój z odchodów ludzi i
zwierząt. Niektóre miejscowości Beskidu Niskiego mają nazwy dwujęzyczne i takie
podwójne znaki stoją przy tych nowych drogach. Co prawda więcej miejscowości o
dwujęzycznej nazwie jest za południową granicą, u Słowaków, ale i u nas nie
należy to do rzadkości.
Na jednym z końców świata Beskidu Niskiego, niedaleko
Świątkowej Małej przy drodze znajdują się znaki ostrzegające: "Zwolnij!
Niedźwiedzie!", "Zwolnij! Wilki!", "Zwolnij! Rysie!".
Rzeki, potoki i strumienie płyną sobie w korytach wydrążonych przez siebie;
człowiek nie zdążył tam jeszcze swoją ręką wnieść poprawek do natury. Przy
cerkwi w Świątkowej rośnie stara jabłoń uginająca się od nadmiaru niezwykle
słodkich i soczystych owoców. No i jest oczywiście cmentarz. Stary jak tamten
świat. Z kamiennymi krzyżami ( wyrób kamiennych krzyży to specjalność
mieszkańców Bartnego i okolic) pełniącymi wartę nad pamięcią o przeszłych
wiekach, o ludziach, których ostatnie pokolenia wypędzono, o ich miłości i
zrozumieniu tego końca świata. I co, że wracają potomkowie tamtych? Przecież
ich urodziła i wykarmiła inna ziemia. Stawiają pomniki z granitowymi płytami
pamiątkowymi swoim ojcom i dziadom. Raz do roku Łemkowie i Rusini zjeżdżają się
do Zdyni na swoją kultową imprezę "Łemkowska Watra". Jeszcze stoi
wiele chyżych. Szczególnie na tym końcu świata, w którym na świątynnym wzgórzu
króluje cerkiew w Świątkowej Małej. Jeszcze ludzie samodzielnie zajmują się
pieczeniem chleba i wyrobem nabiału i innej żywności i chętnie dzielą się z
bliźnim. Wędrowiec, gdy go spotkać, przystanie w swej wędrówce i będzie
rozmawiał, jak z kim znajomym, opowiadając o sobie rzeczy, które w świecie
ludzi zabieganych strzeże ustawa o ochronie danych osobowych.
Tak więc nie stanęła moja noga we wnętrzu cerkwi pw. św.
Michała Archanioła w Świątkowej Małej. Dostępne źródła informacji podają, że
wnętrze biedne, gołe, rozgrabione z ikonostasu i tylko uzupełniono brakujące
części i dzieła innymi nieoryginalnymi, nie tak wartościowymi jak były tamte.
Ale i tak twierdzę, że cerkiew w Świątkowej Małej jest najpiękniejszą jaką
widziałam z zewnątrz. Po prostu bajka o Beskidzie Niskim.
![]() |
Cerkiew pw. Michała Archanioła w świątkowej Małej |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz