MOTTO

"Powiadają przecie:
nie dla bryndzy bryndza
nie dla wełny wełna
ani pieniądz nie dla pieniądza".
(St. Wincenz "Na wysokiej połoninie")

Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 25 września 2011

Gdy idzie się pod górę

Coraz później ze snu Beskid wstaje. W dolinach mgły snują się jeszcze choć słońce już wysoko. I tak mgły oplatają ziemię same trwając w opleceniu promieni słonecznego światła. I to światło jasność ma niebywałą, jakby się bramy nieba otwarły i stamtąd promieniało na Beskid.


Stoję na werandzie zapatrzona w mglistą dal i myślę o niedalekiej słowackiej Litmanowej, gdzie na polanie, na zboczu Eliaszówki, Matka Boża ukazała się dwóm dziewczynkom nie tak znowu dawno temu.  Kiedyś odwiedziliśmy to miejsce kultu grecko-katolickiego, ale dziś oglądam Eliaszówkę ze stoku Niemcowej, z drugiej strony potoku Czercz. Opuściwszy werandę starego domu niczym bezpieczną przystań, ruszam w morze mgieł, by krok za krokiem wspiąć się ponownie na szczyty swoich ograniczeń i stanąć ponad mgłami i ponad ograniczeniami. Mam wszystko, co jest potrzebne do wędrówki po górach, ale i tak nie jest łatwo. Nie jestem sama. Za sobą słyszę głosy młodzieży prowadzonej przez Młodego Człowieka. Obecność Młodego Człowieka daje na szlaku pewność. Mogę na chwilę się odłączyć, bo to on prowadzi grupę. Chcę się odłączyć. Bo pragnę w samotności zmierzyć się z wieloma myślami.  Wolę też z pewnego oddalenia przyjrzeć się grupie młodzieży, nim rozpocznę z nią pracę.
Wszyscy idą na szczyt, ja udaję się w kierunku chatki pod Niemcową na Trześniowym Groniu. Trzeba zejść ze szlaku i mocno wydeptaną przez bywalców ścieżką przejść trawersem, mijając szczyt. Stare, drewniane chałupy z daleka zapraszają unoszącym się z kominów dymem. Łąka na zboczu już lekko zrudziała.

- Nie łamie się przepisów! - woła za mną Młody Człowiek pomny na to, że w wakacje ktoś zagrodził  ostrewką ścieżkę prowadzącą do chatki i postawił napis: "zakaz wstępu".
- Czasem muszę zrobić coś takiego! - odkrzykuję do Młodego Człowieka i wypatruję czerwieni dzikiej róży porastającej zbocze wzdłuż ścieżki.

Brnę w trawach po kolana, bo trawy słaniają się po ścieżce. Nasiona, które jeszcze nie zdążyły się wysypać z późno dojrzewających traw, rozpryskują się na wszystkie strony. Co rusz zwinka śmignie pod moimi nogami. Najeżone kolcami gałęzie dzikiej róży pilniej niż tabliczka z napisem o zakazie wstępu strzegą przejścia. Kije do Nordic Walkingu krzyżuję na ramionach, jakbym się sama pasowała na rycerza i to dwoma mieczami równocześnie. Na tej ścieżce są zbyteczne, wręcz przeszkadzają. Ścieżka, choć wąska, jakby wytyczona krokiem modelek chodzących krokiem zachodzonym, a nie turystów mocno stąpających po ziemi, ma spore nachylenie - stok stromy. Idzie się tą łąką, jak połoniną bieszczadzką. Snujący się z komina jednej z chatek dym hipnotyzuje. Na tej wysokości niebo już dawno odsłonięte z mgieł. Dzień piękny. Nigdy nie wiadomo, czy lepiej zostać przy kapliczce pod Niemcową, skąd rozpościera się widok na pasmo Jaworzyny Krynickiej, czy iść do tych chatek na Trześniowym Groniu. Obydwa te miejsca są niepowtarzalne. Sam szczyt Niemcowej nieciekawy. Kusi wysokością przekraczającą 1000 m.n.p.m. i niczym poza tym.  Dlatego wolę go ominąć na korzyść odwiedzenia Trześniowego Gronia. Przy chatkach huśtawka. Takiej nie ma nigdzie! Zawieszona na drzewie pozwala huśtać się na taką wysokość, by dotykać raz palcami, raz piętami samego nieba. Huśtając się widzi się Beskid Sądecki i Niski, Lubowelskie Góry i hen daleko, daleko sięgając wzrokiem na północny wschód góry za siedmioma górami i lasy za siedmioma lasami.

Chatki puste, jak nigdy. Trzy młode koty przywitały mnie przed domem. Dopiero po chwili pojawił się Haris, by zaproponować herbatę. Grałam już w samotnika. Jeden z kotów gramolił mi się na kolanach, a dwa pozostałe zwinąwszy się w kłębek, zasypiały mrucząc na moim plecaku. Kot kolanowy polazł za mną na huśtawkę. Widać też lubi kontemplować z tego miejsca. Wymruczał mi tyle kocich opowieści, że odniosłam wrażenie, iż od dawna nie miał się komu wygadać. Kiedy już ze zrozumieniem wysłuchałam ostatniej, zeskoczył z gracją z moich kolan i poszedł do pozostałych kociąt. Jako dobrego, wypróbowanego przez kota słuchacza, przechwycił mnie Haris. W jego przypadku też odniosłam wrażenie, że dawno ludzie wybyli z chatek i od dawna nie miał z kim pogadać, Haris - filozof.
Kiedy w swych rozważaniach na temat Apokalipsy doszedł do oznakowań na prawej ręce i czole  zjawił się Młody Człowiek z grupą młodzieży i zapytał:

- Idziesz?

Idąc w dół nie da się myśleć tak, jak podczas, gdy idzie się pod górę. Dlatego można rozmawiać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz