Dzisiaj niebo miało kolor czyichś oczu i zlewało się w jedną barwę. Po tej mojej chorobie, nie-chorobie odkrywam świat na nowo. Zresztą, nie byłam w Stanicy od grudnia.
Stałam dziś na werandzie i patrzyłam jak na tle przeciwległej góry pada deszcz wiany zalotnym wiatrem. Śmiesznie wyglądał. Jak nie deszcz. Widok z werandy jest na południe. Deszcz padał tylko w tle - do granicy potoku, który płynie w dole za ulicą, dzieląc Kosarzyska na pół głęboką rysą. Pięknie ten deszcz wyglądał na tle lasu. Wyglądał, jak zwiewne sukienki Aniołów. Naraz z półprzezroczystego, zrobił się mleczny. Jakby jakieś mgły przyciągnął od zachodu. Albo jakby Anioły zamieniły tiulowe sukienki na białe, z organdyny. To płatki śniegu zmieszane z kroplami deszczu przebrały Aniołom sukienki.
Stałam na werandzie naszego drewnianego starego domu. Oparta o framugę podziwiałam ten teatr. A moje serce i wszystko we mnie napełniało się ogromnym bólem, którego źródło odkrywałam. Był to ból tęsknoty za tym domem. Za tym widokiem. Za wszystkim...
A On powiedział mi wtedy to, czego nie mogę zrozumieć.
Drewniane framugi. Drewniane ściany wewnątrz i bale na zewnątrz... Wszystko ubrane w stare ciepłe drewno.
Kilka ściętych przed zimą sosen leżało na dolnym tarasie jak trupy po przegranej bitwie. Już gałęzie i konary miały odrąbane. Sąsiadce, tej z dołu przeszkadzały i trzeba było zmniejszyć ich krąg wokół Stanicy. Nasi Seniorzy też odchodzą. A przecież sami sadzili te sosny. A może tych, co sadzili dawno już nie ma?
Gdybym wtedy pozwoliła na to, by wypłynął ze mnie cały ten ból, pewnie wypłakałabym ostatnią łzę.
Ale w tym właśnie momencie, kiedy zdawało się, że tama puszcza, On powiedział: pomóż Mi. Kiedyś spotkałam Go przy drodze. Wisiał na swoim krzyżu. Chciałam przysiąść mocno zdrożona i po prostu odpocząć. Powiedział: to Ja potrzebuję twojej pomocy, pozwól Mi wesprzeć Moje zwisłe nogi na twoich ramionach... potrzebuję twojej siły...
Nawet niebo nie płakało w tej chwili.
Pozwoliłam więc, by tylko zachód płakał. Bo to stamtąd wiatr powiewał tymi zwiewnymi sukniami Aniołów. A wyglądało, jakby to był dziwny deszcz, co padał tylko na tle ściany lasu, za Czerczem, przed górą.
Lekarze powiedzieli, że mam za duże serce.
Pewnie od płaczu, który musi znaleźć ujście.
Wtedy serce powróci do swoich rozmiarów i znowu będę widziała tylko zwykły deszcz w tańcu Aniołów.
Tylko, czy wtedy ja, to będę ja?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz