Najczarowniejsze chwile pojawiały się, kiedy dzień kłaniał się zachodzącemu słońcu i potem, kiedy nie wiedzieć skąd, przychodziła pani noc. Tak było na każdym obozie, rajdzie i biwaku. Ale szczególnie na obozach. W Hucie Wysowskiej w '82 roku na pożegnanie dnia w wieczornym kręgu, śpiewaliśmy "Apel". Ze splecionymi dłońmi, czekając na najbardziej zaczarowany moment każdego dnia, moment, w którym drużynowyt puszczał w krąg iskrę przyjaźni, niósł się po leśnej polanie cichy śpiew:
Znad wód rechot żab rozlega się
i słońce żegna szczyty gór
w purpurze zórz
czas kończyć obozowy dzień
czas kończyć już.
Na apel, na apel
echo głos nasz nieś
czuj, czuwaj, czuj czuwaj
sztandarowi cześć
na apel na apel czas
czuj-czuwaj odkrzyknął las.
Już zgasł ognia blask podaj mi dłoń
jak brat...
Zanim to jednak nastąpiło czyniliśmy przygotowania do niepowtarzalnego wieczoru. Każdy wieczór miał nutę niepowtarzalności.
Najważniejsze było wieczorne obrzędowe ognisko. Rozpalaliśmy je nieopodal naszego "Świętego ognia", który dniami i nocami płonął wtedy na wysowskiej polanie. Płonął takim światłem, które na dobre zajaśniało w naszych sercach. Płonie do dziś pozwalając nam robić to, co robimy. Więc braliśmy wtedy żagiew, za pomocą której przenosiliśmy płomień ze "Świętego ognia" do wieczornego ogniska. Skupialiśmy się wszyscy w ciasnym kręgu, trochę z zimna, trochę z potrzeby bliskości, trochę po temu, by nie uronić ani słowa z gawędy drużynowego. Ptaki już wtedy spały snem głębokim. Nawet wiatr ułożony w koronach najwyższych drzew, ucinał sobie drzemkę. Ktoś, może nocna warta, rozpalała na niebie wciąż nowe gwiazdy, a księżyc zaglądał zaciekawiony zza ściany lasu. I w takich momentach rozpalaliśmy nasze obozowe ognisko. Staliśmy w harcerskich mundurach czekając, aż zajmą się polana pieczołowicie ułożonego stosu. Kiedy języki ognia zaczynały trawić wysuszoną brzozową korę, cienką jak pergamin i sięgać pierwszej warstwy najcieńszych gałązek rozbrzmiewał śpiew starej, obrzedowej piosenki:
Płonie ognisko i szumią knieje
Drużynowy jest wśród nas
Opowiada starodawne dzieje
Bohaterski wskrzesz czas
O rycerstwie spod kresowych stanic
O obrońcach naszych polskich granic
A ponad nami wiatr szumny wieje
I dębowy huczy las
Płonie ogień jak serca gorący
Rzuca w niebo iskry gwiazd
Jedna przeszłość i przyszłość nas łączy
Szumi wokół senny las
W blasku iskier jawi się historia
Tyle zdarzeń miało barwę ognia
Przy ognisku zasiadły wspomnienia
Dziejów kraju uczą nas
Na znak drużynowego mogliśmy usiąść. Łączyło się to zazwyczaj z odśpiewaniem kolejnej piosenki, która sugerowała, że spocząć należy. Bo, kiedy się usłyszało "dość włóczęgi na dzisiaj, przy ognisku czas siąść", to już drużynowy nie musiał dawać żadnych znaków. Słowa piosenki same zapraszały, by zasiąść przy ogniu. Gdy wybrzmiały słowa i tej piosenki robiło się cicho. Słychać było trzaskające polana w ogniu, charakterystyczny odgłos rozsypujących się iskier lecących w noc, ku niebu, ku gwiazdom. Te iskry tak pchały się na firmament, by choć przez chwilę poczuć się ważne i wielkie w towarzystwie gwiazd. Jakby nie wiedziały, że ich największy czar polega na tym krótkim momencie wysypywania się z ognia niczym fajerwerki. Kiedy już wsłuchaliśmy się w ciszę, co rozpanoszyła się wczesną nocą na leśnej polanie, drużynowy rozpoczynał swoją gawędę. Mówił o przyjaźni i służbie. O pracy nad sobą i dla siebie. Mówił o umiłowaniu Ojczyzny i drugiego człowieka. Były to czasy, kiedy poza kościołem i własnym domem nie można było głośno mówić o służbie Bogu i o tym, że Bóg jest Miłością. I przez to właśnie, im bardziej słowa były niewypowiedziane, tym głośniej brzmiały w naszych sercach i umysłach.
Nasz drużynowy potrafił mówić tak, że każde słowo docierało do najgłębszych zakamarków duszy i rodziło mocne postanowienia słuchających o niezaprzestaniu służby Bogu, Ojczyźnie i bliźnim. Ileż to gawęd, pięknych, wzruszających i pouczających usłyszeliśmy od naszego drużynowego? Kto to jest w stanie dzisiaj powiedzieć? Ile napomnień do życia według harcerskich ideałów? Zgodnie z Prawem i Przyrzeczeniem Harcerskim w cieniu szarej, czy złotej lilijki?
Nasze cienie w rogatywkach rozbiegły się po leśnej polanie.
A księżyc wędrował po niebie.
My dotykaliśmy krzyża harcerskiego rozgrzanego i rozświetlonego ogniem, biciem naszych serc i emocjami, które budował nasz drużynowy. Budował je misternie i wzywał do czynów, wznosząc solidną konstrukcję naszych charakterów.
Przy ogniu siedzi Urszulanka, zapewne najbliżej mnie, bo zawsze byłyśmy sobie bliskie.
Siedzi Krzysiu, którego dotyk dłoni najmilej wspominam.
Siedzi Paseczek, wciąż walcząca ze wszelkim złem i przeciwnościami. Paseczek zmienia końcówki zwrotek i refrenów. Tym samym zmienia ich znaczenie.
Siedzi Jerzy i w wielkim milczeniu i skupieniu przygotowuje puentę opowieści, którą się potem podzieli zdecydowanym głosem ze wszystkimi.
Siedzi Natalka, która zawsze najbardziej ze wszystkich chce i najbardziej nie może być sobą. Bo zawsze jest przede wszystkim dla innych.
Siedzi Paweł S. i zapewne myśli jego są dużo dalej niż najdalsza galaktyka, bo zapewne wpadł na jakieś wielkie odkrycie naukowe i zapomniał, że tuż przy nim toczy się życie, ogień płonie, iskry skaczą i noc coraz większym mrokiem i chłodem spowija ziemię.
Siedzi Śrubek, żałując zapewne, że tak długo nie dają mu dojść do słowa, wszak zawsze ma coś ciekawego do powiedzenia.
Siedzi Monika i musi w swej głowie pomieścić milczenie z poezją.
Siedzi Paweł W. i lepiej wystrzegać się jego spojrzenia, bo rozśmieszy do rozpuku i czar nocy pryśnie.
Siedzi Balo, bliźniak Moniki, co bada życie i ludzi dosadnością swoich komentarzy.
Siedzi Jerzynka, cichy towarzysz przybywający z daleka.
Siedzi Marta H., która zapewne w złym momencie swojego życia wypowiedziała słowa: "nigdy nie będę mieć dzieci". Ucieka w sen przed rzeczywistością. Marta przespała swoje zobowiązanie instruktorskie!
Siedzi Bogusia, cicha i spokojna. Można ją przeoczyć.
Siedzi Mariusz. Należało się spodziewać, że nie sprosta najważniejszej próbie: próbie czasu.
Siedzi Marta W. i nawet milcząc przerywa ciszę. Pewnie już wtedy rozdziera ją ból, jakiego dozna w przyszłości.
Siedzi Jasiek dumny, bo wykonał kolejny ekslibris, podobny do tego na chustach CISOWCÓW.
Siedzi Anka, wysoka. Tak wysoka, że zasłania chmury.
Siedzi Jarema. Z łokciem wspartym na kolanie i brodą na dłoni wygląda całkiem jak Chrystus Frasobliwy. I tak też duma.
Siedzi Dorota T. nie przeczuwając nawet jak prędko życie zagoni ją do obowiązków matki licznej gromady. A może się mylę, może zastanawia się, jak pomieści w swym sercu tyle radości? A potem smutku...
Siedzi Agata i swoje zdolności przekuwa na przyszłe życie u boku męża marynarza.
Siedzi Marek D., który już wtedy zapałał wielką miłością do starej chałupy w Pieninach i temu poświęcił życie tworząc piękne i pełne klimatu miejsce pod Durbaszką?
Siedzi Marek C. i buduje ten swój horyzont, odległy i tajemniczy, a nas zamyka w środku i zaklina.
Siedzę ja i pragnę, by czar tych chwil nie prysł, jak bańka mydlana.
Siedzi Druhna Anielka, a z jej oczu sypią się skry podobne do tych, co sypią się z ogniska. Może to gwiazdy odbijają się w czarnych koralach jej oczu?
Siedzi Druhna Halina wraz z Druhem Cudzymużytkiem i z pobłażliwością i ciepłym przyzwoleniem przyglądają się marzeniom wyrysowanym na naszych twarzach.
Siedzi wreszcie drużynowy. Nasza legenda. W niedalekiej przyszłości bezsilny w starciu z rzeczywistością.
Na polanie dogasa ognisko
Cicho w locie srebrzyste mkną skry
Gwiazdy zgasły poranek już blisko
A ty śnisz tęczowe sny
Wśród zygzaków złocistych płomieni
Co tak jasno dziś złocą twą twarz,
Jawią ci się twe twórcze marzenia
Komendancie wodzu nasz.
Nikt ci nie dał złocistych odznaczeń
Taki szary harcerski masz strój.
Lecz bez złota, bez szlif i odznaczeń
Tyś nam wodzem w życia bój.
Będą kiedyś te iskry zaklęte
Co tak jasno dziś złocą twą twarz.
Opowiadać o tobie legendę
Komendancie wodzu nasz.
Bardzo cicho niosą się słowa piosenki. Tak cicho, by nie spłoszyć nocy, która na dobre ogarnęła świat i nas w samym jego środku. Nasze głosy drżą ze wzruszenia. Drżą też ramiona drużynowego. Z jego oczu płyną łzy. Człowiek, który dał nam prawdziwie wolne życie w czasach, kiedy nadzieja na życie w wolnym kraju zaledwie się rodziła, płacze bezgłośnie. Dał nam siebie. Dał nam nas. Zapalił w naszych sercach światło "Świętego ognia", które lśni niezmiennie mocnym płomieniem. Pokazał na czym polega przyjaźń. Pokazał jak pełnić służbę i czerpać z tego radość. Wszystko po to, by przygotować nas na znój całego życia. Na znój, który dla niego samego był nie do udźwignięcia.
Jesteśmy spleceni ze sobą więzami przyjaźni. Jak niegdyś nasze dłonie w kręgu. Z rąk do rąk, z serca do serca przechodzi iskra przyjaźni na znak pokoju. Z naszych serc, dzięki gestom naszych rąk idzie w świat. Stosujemy maksymę Baden-Powella, by zostawić świat nieco lepszym, niż go zastaliśmy, bo nią tętni w naszych żyłach krew. A wspomnienia poruszają serca.
Gdybyśmy nie mieli siebie, pewnie trudniej byłoby nam przyjmować dobre i złe dary losu. A tak dzielimy radości i smutki na wszystkich, przez co radość staje się radośniejsza, a smutek możliwszy do zniesienia.
Wszyscy mamy w sercach zapisaną przyjaźń i braterstwo.
Już księżyc blednie,
Już do odwrotu głos trąbki wzywa
Alarmując ze wszech stron
Staje wiara w ordynku szczęśliwa
Serca biją w zgodny ton
Każda twarz się uniesieniem płoni
Każdy laskę krzepko dzierży w dłoni
A z młodzieńczej się piersi wyrywa
Pieśń potężna, pieśń, jak dzwon.
Do zobaczenia na niebieskich polanach, Druhu Drużynowy. Nasza legendo.
Kto raz przyjaźni poznał moc
nie będzie trwonił słów
przy innym ogniu w inną noc
do zobaczenia znów.
CZUWAJ!
Czuwaj Druhno Dorotko!
OdpowiedzUsuńPrzypadkiem trafiłam na Druhny blog,. Jestem Druhnie bardzo wdzięczna, ponieważ Justynka, dla której cała Polska, harcerze, instruktorzy, nauczyciele i ludzie dobrej woli zbierają pieniądze na przeszczep płuc jest z Oławy tak jak ja. Justynkę znam od dziecka, to wszystko co o niej piszą, jest prawdą. Jest wspaniałym człowiekiem i dlatego bardzo nam zależy, żeby wróciła do zdrowia. My instruktorzy Hufca Oława jesteśmy bardzo wdzięczni Druhnie i wszystkim ludziom, który los naszej przyjaciółki nie jest obojętny. Życzę Druhnie dużo dobrego i błogosławieństwa Bożego.
Czuwaj! Bożena H.
To ja dziękuję. Wielkie dzięki Druhno. Za wszystko, co czynicie dla drugiego człowieka i za to, że pozwalacie sobie pomagać :).
Usuń