MOTTO

"Powiadają przecie:
nie dla bryndzy bryndza
nie dla wełny wełna
ani pieniądz nie dla pieniądza".
(St. Wincenz "Na wysokiej połoninie")

Łączna liczba wyświetleń

środa, 14 stycznia 2015

Projekt w trakcie realizacji...

Na umówione spotkanie przyszedł przed czasem i, pomimo że dzieli nas różnica pokolenia, z miejsca wszedł do mojego życia jak dobry znajomy. Zdziwił mnie jego wygląd, ponieważ stworzyłam sobie całkiem inny obraz po tym, jak dzień wcześniej rozmawiałam z nim przez telefon. Może i przeszła mi przez głowę myśl, którą podsuwał mi zdrowy rozsądek, że będąc sama w domu otwieram drzwi przed zupełnie obcym człowiekiem, ale on przecież nie zdążył jeszcze przekroczyć progu a już nie był obcy. Zapełnił sobą całą przestrzeń małych pomieszczeń, bo najpierw bez żadnego skrępowania wszedł za mną do kuchni, gdy szykowałam kawę a potem, w nieco większym od kuchni pokoju też było go pełno. Był bardzo dynamiczny. Niby siedział na kuchennym krześle, a potem w pokoju na fotelu, ale cały czas był w ruchu. Mijała godzina za godziną i sam się dziwił, że tyle czasu u mnie spędził i w dodatku przez cały czas mówił. Po to przyszedł, by podzielić się ze mną opowieścią, ale i on przed spotkaniem słyszał głos swojego rozsądku, który natarczywie zadawał mu pytanie: jak? Jak on będzie rozmawiał z całkiem obcą osobą, o której w dodatku nie wiedział, ile ma lat. Bo ja przynajmniej tę wiedzę o nim miałam. Usiadł jednak na tym szczęsnymnieszczęsnym krześle w kuchni, a każdy kto na nim siedział przekracza granice własnych emocji i wchodzi w intymny związek z moimi emocjami. Niegdyś to krzesło było ławką i Balo bardzo martwił remont mojej kuchni i likwidacja ławki. Okazało się, że to nie o ławkę chodzi, a o miejsce. Sama o sobie nie powiem, że o moją osobę.
Więc niby siedział, jednak był w ciągłym ruchu. Dzień był słoneczny i słońce operowało jasnością i blaskiem w mieszkaniu, ale to od niego bił szczególny blask. Wraz z zagłębianiem się w opowieść jego twarz coraz bardziej się zmieniała. Może w moich oczach dojrzewała? Jakby przez tych kilka godzin stał się zupełnie innym człowiekiem od tego, który wszedł do mnie przed południem tego dnia? I całkiem innym od tego, z którym dzień wcześniej rozmawiałam przez telefon. Mam wrażenie, że wszedł młody mężczyzna, niemal gołowąs, a wyszedł bardzo dojrzały człowiek. Nie. Nie dziwiła mnie jego dojrzałość i głębia jego opowieści, bo tego się spodziewałam. I nawet nie bolała, choć najbardziej spodziewałam się bólu. Najczulsze struny we mnie poruszyła jego świeżość, kompletna odmienność postrzegania rzeczywistości niżby ją miał ktokolwiek w jego położeniu. Ten jego papieros wypalony zanim jeszcze podjął decyzję o niepaleniu, który był dla niego dowodem istnienia tu i teraz. Nie czytał Terzaniego a mówił jego słowami. Tak. Z minuty na minutę piękniał. Szybko sprawił, że śmiałam się w głos z tego, co mówił, jak mówił. Nagrywałam całą rozmowę i zanim wyszedł, uczepieni jednego kompletu słuchawek telefonicznych, każde z nas mając po jednej słuchawce w swoim uchu sprawdzaliśmy jakość nagrania. Dziwił się swojemu głosowi i szukał u mnie potwierdzenia, czy tak brzmi w rzeczywistości. Po jego wyjściu nie odważyłam się przesłuchać tego nagrania. Jeszcze nie teraz. Muszę zrobić wszystko, co mam do zrobienia i dopiero wtedy wrócę. Wrócę i wejdę, choć prawdę powiedziawszy już weszłam, do całkiem nowego świata. Jestem oszołomiona, więc póki nie pozbędę się tego oszołomienia, nie będę mogła przekroczyć tej furtki. Furtki, która w moich oczach wygląda identycznie jak tamta furtka do zdziczałego ogrodu bez domu i bez parkanu ani płotu, rozdzielająca niegdysiejsze prywatne życie ogrodu, domu i ludzi od uliczki znajdującej się w centrum miasta, będącej w dodatku do niedawna bitą drogą jak sprzed wieków, z kałużami, w których przeglądało się miasto.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz