MOTTO

"Powiadają przecie:
nie dla bryndzy bryndza
nie dla wełny wełna
ani pieniądz nie dla pieniądza".
(St. Wincenz "Na wysokiej połoninie")

Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 6 stycznia 2015

Książki domowe

Czytam nieśpiesznie, bo wiem, że każda przeczytana książka zamyka przede mną drzwi do świata, który skrywa się pomiędzy jej okładkami. Wyznaczam sobie miejsce i czas na czytanie, bo nie może być tak, żeby czytaniem wypełniać wolne chwile, zabijać czas. Czytanie to pewnego rodzaju nabożeństwo. Potrzebuje namaszczenia. Bo daje błogosławieństwo. Zamykam się przed światem rzeczywistym i odcinam ciemnością i ciszą nocy, by nikt ani nic nie zmąciło podróżowania do innych światów, do nieba. Celebruję każdą podróż, której drogi wiją się ścieżkami wyłożonymi drogocennymi słowami jak tatrzański szlak granitowymi kamieniami. Pomimo nieśpieszności, każda książka kiedyś się kończy. Rozkładam czytanie tak, by ostatnie słowo książki odprowadziło mnie do granicy snu. Granica między snem a jawą łatwiejszym sprawia pożegnania. Tego we wczesnym dzieciństwie nauczyła mnie Moja Niania. Kładła mnie do łóżeczka i usypiała nucąc dumki, a gdy wracałam ze snu jej już nie było za to nade mną pochylała się mama. Często skończona książka snuje się za moimi myślami jeszcze przez długi czas nie pozwalając mi wejść w nową przygodę. I lubię ten stan, i nie lubię. Lubię, ponieważ przedłuża to przeżywanie. Nie lubię, bo słyszę nawoływania oczekujących nowych przeżyć. Ale nie mogę, no po prostu nie mogę odpowiedzieć na ich zew, bo nić poprzednich słów ukształtowanych w ścieżki zdatne do pięknej wędrówki jest mocna i nie chce się skończyć ani przerwać.
 
Oczywiście nie zawsze tak było. Niegdyś czytałam łapczywie łapiąc każdą chwilę i wykorzystywałam ukradziony innym zajęciom czas na czytanie. Byłam niecierpliwa i miałam wrażenie, że coś mi ucieknie, że nie zdążę. Czytałam w łóżku i przy stole. Rano, wieczorem, w środku dnia, czasem na lekcjach, gdy chodziłam jeszcze do szkoły, w autobusie podczas podróży, w łazience. Nie umiałam tylko czytać podczas kąpieli. To pewnie dlatego, że woda, nawet ograniczona w wannie do małej ilości budziła we mnie lęk, nie dawała możliwości na pełen relaks. Mogłam czytać przy włączonym telewizorze, przy rozmawiających ludziach. Tak myślę, że dokonywałam strasznej profanacji względem tego nabożeństwa.

W dzieciństwie to Moja Mama dobierała mi lektury. Gdy odprowadzana przez starsze rodzeństwo powędrowałam drogą pod górkę do szkoły pani bibliotekarka z biblioteki szkolnej szybko wyczuła moje preferencje czytelnicze i wespół z Moją Mamą kształtowała mój czytelniczy gust żłobiąc równocześnie wrażliwość i charakter. Radiowo-jedynkowa audycja "Lato z radiem" podpowiedziała mi kilka pozycji w czasie, gdy miałam kilkanaście lat i najbardziej podatną na romantyczne uniesienia wrażliwość. Kiedy już miałam mocno ukształtowany gust, wrażliwość i charakter nikt nie miał wpływu na dobór moich lektur. Zawsze wiedziałam po jaką książkę sięgnąć a czyjeś polecenie raczej zniechęcało mnie do przeczytania niż zachęcało. Gdy pojawiły się na świecie dzieci to ja byłam odpowiedzialna za ukształtowanie ich wrażliwości czytelniczej. Czas wspólnego, głośnego czytania był chyba najpiękniejszym czasem spędzanym z dziećmi.

Obecnie większość książek, które czytam pochodzi z biblioteki domowej Małej Dużej Córeczki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz