MOTTO

"Powiadają przecie:
nie dla bryndzy bryndza
nie dla wełny wełna
ani pieniądz nie dla pieniądza".
(St. Wincenz "Na wysokiej połoninie")

Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 9 października 2012

Miłość i pasja

W każdej minucie dnia i nocy wypełnia mnie pasja Miłości. Pasja sprawia, że nie ma już we mnie miejsca na nic innego, zaś uczucie miłości powoduje głód i nienasycenie. Wszystko wprowadza moją duszę w czarną pustkę boleśnie odczuwalną. Czasem dotykam Miłości bezdotykowo, bo lękam się, że pęknie - taka jest delikatna i krucha. Za to pasja ma moc wodospadu drążącego skałę. Pasja i Miłość w parze stanowią dysonans, który raz unosi mnie, gdzieś pomiędzy obłoki, innym zaś razem zapadam się w głębię bez dna.
Lewis napisał na temat miłości kobiety i mężczyzny, że "gdziekolwiek mężczyzna współżyje fizycznie z kobietą, tam (...) zadzierzga się między nimi transcendentna więź, która będzie trwała wiecznie, przynosząc szczęście lub cierpienie".
Ja jednak myślę, że jedność i transcendencja wyzwala się pomiędzy ludźmi jedynie w dniach, kiedy matka nosi w sobie nowe życie. Wtedy można mówić, że dwoje ludzi stanowi jedno ciało. Wszelkie inne porównania są wyblakłym wspomnieniem tego cudownego uczucia, które zapewne jest namiastką transcendencji Bożej i jedności Boga z człowiekiem. Pewnie dlatego każdy inny rodzaj miłości i jedności jest tak niedoskonały, bo ten drugi człowiek ucieka przed wyimaginowaną groźbą utraty własnej wolności. Boi się też zapewne, że jego zaufanie może zostać wystawione na poważną próbę. Bo przecież, aby zaufać drugiemu człowiekowi - zwłaszcza w miłości - potrzeba niewyczerpanych pokładów odwagi. 
Będąc dzieckiem, kochałam rodziców, uczyłam się kochać świat i drugiego człowieka. Kiedy sama zostałam matką doznałam całkiem nowego rodzaju miłości i ta dopiero pozwoliła mi na nowo budować relacje z innymi ludźmi w miłości. Aż doszłam do miejsca, gdzie odczułam pustkę, której żaden człowiek nie jest w stanie wypełnić. 
Czasem chciałabym zrobić się maleńka jak ziarenko i wrócić tam, skąd przybyłam, bo samotne życie w czarnej otchłani i to pomiędzy obłokami za bardzo boli. Zwłaszcza, kiedy doświadczyłam owej transcendencji, która pasją wypełniła mnie całą. Boję się też, że za mało kocham, których powinnam kochać najbardziej. Albo, że nie wiem, kogo jeszcze - choć wciąż ktoś pojawia się na mojej drodze, swoim zjawieniem powodując coraz większy głód i nienasycenie, tę palącą pasję. 
Paradoksalnie im większą pustkę, głębię i ciemność odczuwam, tym bardziej czuję dotknięcie Jego Miłości. Tej najdoskonalszej, która każe mi w nieogarnionej samotności odczuwać tęsknotę i ból spełnienia. I im bardziej dotyka mnie poprzez radosne wydarzenia w moim życiu, tym bardziej płacze moja dusza z bezmiaru Miłości, której doświadczam w jej bolesnej pasji. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz