MOTTO

"Powiadają przecie:
nie dla bryndzy bryndza
nie dla wełny wełna
ani pieniądz nie dla pieniądza".
(St. Wincenz "Na wysokiej połoninie")

Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 8 czerwca 2015

Koniec Wsi w Beskidzie Niskim

Już zimą odkryliśmy tę profanację. Ktoś ściął modrzew - jedyny w okolicy. I nie był to zwykły modrzew, bez historii, który wyrósł na skraju lasu zarastającego kolejną polanę w Beskidzie Niskim. Modrzew nie był chory, bo od lat kryliśmy się w jego cieniu przed upałami, poza tym przekrój pnia pokazywał regularność i poprawność przyrostu. Ten modrzew miał wielkie znaczenie. Stanowił kanwę opowieści pewnego starca, który kiedyś był małym chłopcem mieszkającym w okolicy. Ten modrzew był wartownikiem stojącym na straży porządku beskidzkich hal, dającym cień i schronienie w upalne dni nie tylko pastuszkom, ale i całym stadom pasących się owiec. Kiedy jeszcze Rachelowskie Góry były jednym pasmem łąk służących do wypasu owiec, a grzbietem przebiegał ważny trakt komunikacyjny - zupełnie niezależny od tych idących dolinami wyrytymi korytami potoków po jednej i po drugiej stronie pasma, modrzew był jedynym drzewem w szczytowej okolicy. Pomimo, iż szybko rośnie, mali pastuszkowie mieli zgoła inne wrażenie - jak to dzieci, dla których dzieciństwo jest nieskończonością. Paśli więc we dwóch, trzech powierzone im stada, ucząc się ciężkiej pracy i odpowiedzialności. Drzewo było dla nich schronieniem przed upałem i przed deszczem. Czy mieli szałas? Nie wiem. Może nie potrzebowali, bo ich domy stały nieopodal. Czy dla owiec postawiono koszary na czas dojenia i nocny spoczynek? Tego też nie mówił, a ja nie pytałam. Ponieważ jego opowieść dotyczyła modrzewia, który był dla niego świętym wspomnieniem nie było potrzeby, by rozwijać temat, który był tylko tłem opowieści. Tamtego dnia, kiedy mały chłopiec w ciele starca opowiadał o swoim modrzewiu, gładząc delikatnie i z pieszczotą jego korę, moja pamięć postawiła przed oczami widok niegdysiejszego dla mnie świętego drzewa - modrzewia - z płonącym pod nim świętym ogniem podczas jednego z rozlicznych obozów harcerskich. W linii prostej od Rachelowskich Gór nie może być daleko na polanę w Hucie Wysowskiej, na południe od Wysowej. Modrzew w Beskidzie Niskim ma wielkie znaczenie. To z powstałych z niego bali ułożonych w zręby stawiano świątynie, nad którymi królowały kopy bani zwieńczone trójramiennym krzyżem, często na półksiężycu.
Starzec wędrował dziarskim krokiem, jakby kroczenie po tej ziemi sprowadzało go do czasu chłopięctwa. Przyjechał z Zachodu, dokąd wysiedlono go z rodziną w czasie Akcji "Wisła" i skąd nigdy nie wrócił na stałe, za to wracał po wielokroć podczas marzeń sennych, gdy śnił o świętym i czystym kraju lat dziecinnych.

- Wtedy tu było tylko to jedno drzewo. Poza nim hale i łąki. I my - chłopcy, pasący stada owiec. - Tak mówił odziany w koszulę flanelową z podwiniętymi i rękawami, i nogawkami spodni, z brezentowym plecakiem zawieszonym na chudych ramionach na skórzanych pasach, w kapeluszu wędrowca na głowie, a jego głos wciąż żywo brzmiący w mojej głowie podniósł się niemal do krzyku, gdy zimą zobaczyłam powalony modrzew. Spoczywał przykryty pierzyną śniegu w koronie swoich konarów i odgałęzień. Dziś o jego braku świadczy wyrwa w krajobrazie, większa plama słońca, kilka nadłamanych brzóz, które poświęciły się i nadwyrężając swoje wątłe sylwetki, złagodziły jego upadek, oraz bujniejsze trawy w najbliższym sąsiedztwie. Zapewne przybyło jakichś unikatowych kwiatów, a wraz z nimi owadów, którym groziło wyginięcie. Może chłopiec w ciele starca jest już po drugiej stronie życia i mając spojrzenie na stan rzeczy inny niż ludzki, wie, że tak trzeba było dla dobra ekosystemu łąk, a jego wyzwolony ze starego ciała duch snuje się z mgłami po grzbiecie Rachelowskich Gór, tych samych, które w dzieciństwie tyle razy przemierzył, a które ukształtował jego wspomnienia i marzenia do tego stopnia, że w snach wracał i wtedy jeden jedyny raz wrócił naprawdę... Może. Mnie jednak trudno jest przyzwyczaić się do tego miejsca po jego profanacji. Skoro starzec powierzył mi jego tajemnicę widocznie był w tym jakiś cel - nie powierza się ot tak sobie, przygodnie spotkanej osobie, najświętszych wspomnień. Więc wtedy, ponad 70 lat temu, był tylko ten modrzew, którego dziś już nie ma, i nagi masyw. Dziś są lasy, kilka łąk i nie ma modrzewia. Ale pamięć o nim została przekazana. Więc i Ty, Czytelniku, nigdy nie zapomnij, że wszystko na tej ziemi ma swoją wartość mierzoną czyimś najświętszym wspomnieniem.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz