MOTTO

"Powiadają przecie:
nie dla bryndzy bryndza
nie dla wełny wełna
ani pieniądz nie dla pieniądza".
(St. Wincenz "Na wysokiej połoninie")

Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 22 czerwca 2015

Karpacka Troja - ziemia obiecana

Usypiałam czas delikatnym kołysaniem i przyglądałam się słońcu, które wybrało się w najdłuższą podróż. Z wielkim zdumieniem obserwowałam, jak zgrabnie przemknęło przez uskok pomiędzy Beskidem Wyspowym a Pogórzem Rożnowskim i nie zachwiawszy się, już było po drugiej stronie. Córka Syjamskiego Króla zasiadła na moim ramieniu, wtuliła miękką mordkę blisko mego ucha i wprawiając w ruch membranę schowaną gdzieś w swoim wnętrzu, pomagała mi w uśpieniu czasu uspokajającym mruczeniem. Gdyby ktoś poświęcił chwilę, by spojrzeć w naszą stronę, mógłby się zastanowić kto - kot, słońce czy ja - sprawia wrażenie najbardziej rozleniwionego elementu tego obrazka. Choć słońce, kiedy już znalazło się na szczytach Pogórza nabrało prędkości, jakby wiedziało, że nabroiło, przechodząc poza wyznaczone granice i spodziewało się, że słoneczna matka wychyli swą twarz z okna i rozlegnie się wołanie: Słońceeee! Dooo dooomuuu!, więc pośpieszyło się, by dojść jak najdalej. Pod koniec biegło. Słoneczna matka nie wychyliła jednak swej twarzy z okna, tylko podeszła chyba na palcach - w każdym razie ja nie słyszałam kroków, choć wokół panowała cisza - złapała słońce za rękę i pociągnęła w swoją stronę. Była jednak po drugiej stronie góry, więc nie mogłam niczego zobaczyć, a tylko wyobrazić, przypominając sobie zachowania Mojej Mamy z czasów, Kiedy Ja Byłam Małą Dziewczynką.
Dziś słońce towarzyszyło nam w długiej wyprawie. Trochę w przestrzeni, ale bardziej w czasie. Nie pamiętam, czy kiedykolwiek zaproponowaliśmy mu tak odległą podróż. Kiedy w podręczniku historii, w szkole podstawowej, oglądaliśmy zdjęcia z Biskupina, marzyliśmy, by się tam znaleźć. Musiało minąć naprawdę bardzo dużo czasu i wydarzyć się wiele - niepoliczalnie i niemierzalnie wiele - by marzenie się ziściło. One wszystkie - marzenia wybujałe na książkowej wiedzy o świecie - coraz częściej się spełniają. Kto wie? Może tak jest przed końcem czasu?

Dotknęliśmy dzisiaj epoki brązu. Nawet się w niej wylegiwaliśmy pod dachem ze strzechy w domostwach z plecionki oblepianej gliną. Nie było to w Biskupinie, tylko w Trzcinicy pod Jasłem, co nie przeszkadzało nam czuć się jakbyśmy byli literami podręcznikowej lekcji historii z V klasy i przeciskali się pomiędzy stronicami od zdania do zdania i od zdjęcia do zdjęcia budując wyobrażenie tego, co niewyobrażalne. Za chwilę mogliśmy się czuć prawdziwymi wędrowcami w czasie, bo zgrabnie, nie wiedzieć kiedy, z podręcznikowej lekcji przeskoczyliśmy wprost do epoki brązu, by zaraz potem wskoczyć do wczesnego, przedchrześcijańskiego (na tym terenie) średniowiecza.
Jeśli spojrzeć na Karpaty z góry śmiało można się doszukać w nich kształtu salamandry. Mógłby to również być smok, albo jakiś inny niż salamandra płaz, gad lub jaszczur, ale to salamandra jest charakterystyczna dla Karpat, więc umawiamy się na salamandrę. I w miejscu, gdzie u salamandry łeb łączy się z tułowiem jest w Karpatach najdogodniejsze, bo chyba najszersze miejsce do przenikania z południa świata, a przynajmniej Europy, na północ. I to jest Przełęcz Dukielska, która w związku z tymi dogodnościami wiecznie jest uwikłana w wielkie wydarzenia z dziejów ludzkości. Tą właśnie przełęczą, na długo przed jej nazwaniem, bo około roku 2100 p.n.e. na północne flanki Karpat dotarły ludy cywilizacji anatolijsko-bałkańskiej i na kilka wieków za swój dom obrały sobie dziwne w budowie, z bardzo stromymi zboczami wzgórze wyrosłe nad Ropą, z trzech stron otoczone  dolinami i kotlinami. I tak za stroną www.karpackatroja.pl napomknę, że:
W początkach epoki brązu zbudowano tu osadę warowną. Broniona była ona wałem drewniano-ziemnym z palisadą, palisadą, fosą i samą stromizną stoków. Mieszkała w niej ludność grupy pleszowskiej kultury mierzanowickiej (2100-1650 p.n.Ch.) pozostająca pod silnymi wpływami zakarpackimi. Potem w latach 1650-1350 p.n.Ch. żyła tu zakarpacka ludność kultury Otomani-Füzesabony, o bardzo wysokim poziomie cywilizacyjnym. Zbudowała ona drogę i bramę wjazdową do grodu, wzmocniła obwarowania, a po ich pożarze odbudowała fortyfikacje i powiększyła osadę do powierzchni prawie 2 ha, zabezpieczając ją palisadą i fosą od strony najłatwiejszego dostępu. W tym czasie spotykamy tu oddziaływania kulturowe idące od strony wielkich cywilizacji basenu Morza Śródziemnego, ale także od północy docierały tu wpływy kultury trzcinieckiej. Było tu znaczące pradziejowe centrum kulturotwórcze.

Ale to nie wszystko, bo:

W okresie wczesnego średniowiecza (780-1031 r. n. e.) znajdował się tu ośrodek lokalnej władzy, a potężny, wieloczłonowy gród zajmował ponad 3 ha powierzchni opasanej wałami o łącznej długości 1250 m. Umocnienia grodu w Trzcinicy były wielkimi konstrukcjami inżynieryjnymi naszych przodków. 

Jest dla mnie nieprawdopodobne, by - licząc współczesnych i tylko te zbadane i udowodnione ślady bytności różnych społeczności - na jednym i tym samym skrawku ziemi wciąż ktoś się osiedlał i budował swoje życie, rodził dzieci, uprawiał rolę. Ziemia obiecana. Kraj mlekiem i miodem płynący.

A ja myślałam, że to atrakcja typu "park dinozaurów" zrobiona pod publiczkę, by za wszelką cenę ściągnąć turystów.

Może to nie my słońce, a słońce nas zaprowadziło dziś w tamto miejsce? I potem, gdy my, zmęczeni pokonywaniem stromizny wzgórza po niezliczonej ilości schodów, w bezsilności i niemocy rozkoszowaliśmy się kolejnym spełnionym marzeniem, słońce brykało jeszcze po niebie, przeskakując z góry na górę, z pasma na pasmo, dopóki słoneczna mama nie zagoniła go do spania na tę najkrótszą w roku noc.

Po kliknięciu w tę linijkę nastąpi przekierowanie do albumu ze zdjęciami

Karpacka Troja, Trzcinica k. Jasła




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz