MOTTO

"Powiadają przecie:
nie dla bryndzy bryndza
nie dla wełny wełna
ani pieniądz nie dla pieniądza".
(St. Wincenz "Na wysokiej połoninie")

Łączna liczba wyświetleń

piątek, 10 lipca 2015

Są takie sprawy

Drogi Szekspirze,

w pierwszych słowach mego listu zapytuję Cię jak tam jest na niebie, czyś poznał już tajemnice tego, co komu się śniło, a co się nie śniło. I bardzo bym chciała wymienić z Tobą poglądy na temat słów, którym życiowe tchnienie nadałeś w swym wielkim dziele. Może dla kaprysu chwili chciałabym stać się wędrowcem czasu i dziwnym jakimś sposobem wnijść do kochanej i nienawidzonej epoki wiktoriańskiej i dalej nawet jeszcze, tylko powiedz, ile dróg ominąć, by nie natknąć się na tego zbrodniarza wszechczasów, który rozpruwał kobiece ciała. Wskaż lubo drogi miłe memu sercu, bym cała i zdrowa z tej wędrówki wróciła. Nie żeby pociągała mnie wyspa deszczowo-zielona lub bym nagłą zapałała chęcią poznania Twego narodu, który zawsze wydawał mi się sztywny aż nadto i niemożliwy w kontakcie, a zwłaszcza gdym wracając ostatnio z podróży, czas i miejsce dzielić zmuszona byłam chyba z samą pierwszą damą dworu królowej Elżbiety, która ostrym i ciętym spojrzeniem oraz bezgłośnym sykiem sygnalizowała niestosowność, gdym palcem najmniejszym ruszyła podczas wielu godzin owej wspólnej, ramię w ramię podróży. Tyle bezgłośnych syknięć puściła w mą stronę, aż potem, gdy powieki ciężko spuściły się na jej oczy, zrazu dyskretnie i delikatnie, aż wreszcie wyzwolił się z niej głos wcześniej tłumiony i huknął przeciągłym chrapaniem.
Wiem jednak, Drogi Panie Williamie - jeśli Pan pozwoli na taką familiarność, że dróg w tył czasu próżno szukać, odpowiedz mi przecie pismem jako ja czynię, czyś z wyżyn niebiesich zgłębił tajemnicę spraw, które się nawet filozofom nie śniły. Czyś wtedy już może, Drogi Panie, wiedział, co mówisz Hamletem, gdyżeś powiedział i zaraz wyjaśnię Ci powód mej dociekliwości.
Nie umiem powiedzieć, czy każdy człowiek na tym łez padole ma takie odczucia, ale osobiście zderzam się z nimi nader często, więc nachodzi mię i dręczy skierowanie prośby o wyjaśnienie do Ciebie, co niniejszym czynię.
Otóż, Drogi Panie Williamie, ilekroć spotka mię w życiu coś strasznego, rozumiesz? coś naprawdę podłego, przytłacza mię brzemię, które trzeba dźwignąć. Ciężkie są to dole i role, że, uwierz, o! uwierz! łatwiej zagrać, którąś z wyznaczonych przyszłym pokoleniom przez Ciebie Panie, ról niż zmierzyć się z taką zadaną przez życie. Więc, kiedy się podźwignę i ruszę ku przyszłości i kiedy strzepnę z pleców i ramion ostatni pył tamtego upadku, kiedy już nawet rany się w sercu zabliźnią a duszę uleczy zapewnienie samej siebie, że przecież nic gorszego, głupszego i podlejszego mię spotkać już nie może - to pewne - i właśnie wtedy... tak, Panie Williamie, wtedy ktoś zadaje kolejny cios, od którego następuje jeszcze mocniejsze tąpnięcie w kopalni mych uczuć i na oceanie mej bezgranicznej wrażliwości, takiej co to, wie Pan, boli od samej siebie, więc na oceanie mej wrażliwości powstaje fala tsunami... Nie wiesz Pan, Panie Williamie, co to tsunami... ha!
A! Rozumiesz...
A to co?
Usłyszałam Twój głos... To nie był głos do słyszenia. On się odezwał w mojej głowie...
Nie, niemożliwe, wracam do pisania. Tak, powiedz mi, proszę, Panie Williamie, ile tych spraw jest na niebie i ziemi, ile snów jeszcze muszą moi, Twoi i ich filozofowie wyśnić, bym zrozumiała ten świat i ludzi w ich bezgranicznym okrucieństwie i podłości jaką są w stanie zaoferować drugiemu człowiekowi... No, powiedz Pan, proszę, Panie Williamie.

Na koniec mojego listu pozdrawiam Pana bardzo serdecznie, życząc Panu pokoju wiecznego. Amen

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz