Zakończyłam kolejną serię rehabilitacji. Pan R. natrudził się nad wypracowaniem u mnie odpowiednich nawyków podczas ćwiczeń. Drugiego dnia wspólnej pracy powiedział: - Myślimy o prostej pozycji, myślimy o zachowaniu osi w kończynie, myślimy o oddychaniu przeponą, myślimy o ćwiczeniu mięśni dna miednicy z wyłączeniem tłoczni brzucha, myślimy... - Za dużo myślenia - przerwałam mu. Innym razem polecił: - Stajemy na lekko ugiętych kolanach z zachowaniem osi kończyn i schylamy się, i podnosimy nie zmieniając pozycji kolan. No i jak ja to miałam zrobić? Pan R. stał obok i powstrzymywał śmiech. Więcej mi tego ćwiczenia nie zadawał.
Doktor, podczas ostatniej wizyty, powiedział: - Jak najwięcej ruchu. Rower, wycieczki w góry i rower. Jeszcze nie mogę siadać na siodełku, no może mogę, ale niezbyt długo, więc przystawiam krzesło do roweru i pedałuję z krzesła. Pomysł wycieczki rowerowej w terenie podoba mi się bardzo, ale najpierw muszę zużyć cały kwas hialuronowy z apteki, by wyleczyć jedno z pól operacyjnych ostatniego zabiegu ;). I kupię sobie "beret". "Beret" to gumowa poduszka rehabilitacyjna z kolcami do ćwiczeń sensomotorycznych (służąca do balansowania, udająca grząskie, niestabilne podłoże). Bardzo mi się ćwiczenia z "beretem" podobały. W pierwszych dniach przygody z tym przyrządem nogi trzęsły mi się jak galareta, by pod koniec drugiego tygodnia dojść do wprawy i wyćwiczyć mięśnie ud i podudzi do takiego stopnia, że wykonywałam po sto kilkadziesiąt powtórzeń różnych ćwiczeń, stałam na "berecie" bez zachwiania i zmęczenia aż sama z siebie byłam/jestem zadowolona.
Zabiegi rehabilitacyjne, choć zalecone na kolano, stały się doskonałym środkiem na ogólne wzmocnienie i wyjście z marazmu, w którym tkwiłam po ostatniej operacji (ginekologicznej). Nie było możliwości, by rozczulać się nad sobą, bo w przychodni, do której trafiłam tym razem, każdy pacjent miał swoją poważną przeszłość medyczną. W ciągu tych dwóch tygodni zapomniałam więc o bólu brzucha i drugiego pola operacyjnego i gdyby nie anemia, która powoduje osłabienie i momentami krytyczną bezsilność, byłabym już całkiem jak młody bóg.
O ile zdrowszym bylibyśmy społeczeństwem, gdyby każdy mógł ze dwa razy do roku korzystać z dobrodziejstw czynnej rehabilitacji i nabrał nawyku powtarzania tych ćwiczeń w domu/polu?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz