MOTTO

"Powiadają przecie:
nie dla bryndzy bryndza
nie dla wełny wełna
ani pieniądz nie dla pieniądza".
(St. Wincenz "Na wysokiej połoninie")

Łączna liczba wyświetleń

sobota, 4 listopada 2017

Synek

Synek przyjechał. Po ponad dwóch latach nieczucia nawet koty miały problem z rozpoznaniem, bo nie pamiętały czy to zapach gościa, czy swojego. I choć Ptysiek na dźwięk słów: Synek przyjeżdża nastawiał uszy i smętnie wiódł wzrokiem ku drzwiom, to kto wie czy większej mocy nie miało słowo przyjeżdża od Synka. Najprędzej miejsca przypomniały sobie o Synku i już to w łazience i w innych pomieszczeniach zrobił się rozgardiasz, by Synek poczuł się jak w domu.
Jest wiele części składowych przyjazdu Synka. Ten najważniejszy. Potem tęsknota za widokiem z okna i snem na poddaszu. Smak chleba, kiełbasy i gołąbków nie do odnalezienia w odległych stronach. I Wszystkich Świętych, Dzień Zaduszny - odwiedziny na grobach, by dziadek zaprzestał odwiedzin w snach. Może też trochę chciał spotkać nas bardziej w domu niż poza nim.
Na zew Synka ze wszystkich stron większego i mniejszego świata zjechali się promieniście koledzy. Koledzy harcerze. Bo choć kumpli Synek ma wielu, to jednak wraca zawsze do tych z harcerskiej drużyny.
Uradował się dokolny świat z przyjazdu Synka i nawet słońcem rozbłysły góry, więc się chłopaki wybrały na wędrówkę. Ze śpiworami, to pewnie i na noc. Zaś koty popadły w apatię, bo nie od dziś wiadomo, że koty nie lubią, gdy ktoś najpierw jest a potem uporczywie go nie ma. Ptysiek pilnuje Synkowego koca, śpiąc na nim od początku do końca. Wyjściowe buty, zamienione na górskie Karolowe, rozbrykały się w przedpokoju, całkiem tak, jakby sam Synek tam brykał. Z kontaktu w łazience zwisa kabel ładowarki. Laptop zatrzymał się w biegu na pufie w przedpokoju (to ta sama pufa, której - choć od dawna nie pasuje do wystroju - nie można się pozbyć, bo robił ją Dziadek). Wyjściowe ubranie, z którego Synek wyskoczył przebierając się w turystyczne ciuchy, zemdlało w łazience i opadło na kosz. Na umywalce dodatkowa szczoteczka do zębów; na łazienkowych półkach elegancka woda kolońska, która sprawiła, że Synek jednak inaczej pachnie. Pod prysznic wprowadziła się kolejna butelka z płynem do kąpieli. Natomiast wisząca na wieszaku kosmetyczka przypomina, że to tylko chwilowe.
Przez krótki czas, od kiedy Synek jest, zdążył odwiedzić wiele miejsc. Z bólem odnotował, że zlikwidowany został mały plac zabaw pod blokiem Babci - huśtawka i piaskownica. Że nie ma "blaszaka", choć to może i dobrze. Że wycięto w okolicy zbyt dużo drzew, a te, które zostały - urosły. Zaś reszta okolicy zmalała. Zrobił sos włoski do gołąbków a pod moim okiem uczył się robić gołąbki. Tylko żeby były bardziej takie jak Babcia robiła niż takie jak ja. Bo jak był we Włoszech i poszukując smaków włoskiej kuchni w małej knajpce w małej mieścinie kucharz - właściciel poczęstował go jakąś potrawą gołąbko podobną to łzy stanęły Synkowi w oczach - tak bardzo pachniała i smakowała babcinymi gołąbkami. Kup jakiś pojemnik, bo nie mam ci ich do czego zapakować - powiedziałam. Przecież już umiem robić gołąbki, to nie będę zabierał, najwyżej ze dwa dla K. na spróbowanie. Podglądałam jak Synek robi sos włoski, bo Mała Duża Córeczka donosiła, że receptura jest tajna, zaś Synek opowiadał, że kumpel wymienia się innymi produktami na sos i w ogóle żadna potrawa bez tego sosu nie może się obejść, że jak Synek go robi, to zazwyczaj w większej ilości, żeby było na zaś w słoikach. No więc nie zdradzę receptury, ale ku mojemu wielkiemu zdziwieniu do sosu Synek władował kilka doniczek ziół. Na szczęście bez ziemi i plastiku, ale dla mnie - oszczędnej w wyrazistość ziołowych dodatków - był to wielki szok. Synek z K. jeżdżą po świecie w poszukiwaniu smaków. Nie dlatego, że jest to modne. Wydeptują ścieżki historii i kultury regionów, a jedno z drugim (jedzenie z kulturą i historią) jest jakoś nierozerwalnie złączone. Synek uwielbia historię i dobre jedzenie.
Synek pracuje w innej dziedzinie niż tkwią jego pasje. Zawsze wszystko robił na opak. Miał dziwne sposoby na przetrwanie w szkole. Powiela je w pracy. Mówi: kiedy nie mogę poradzić sobie na jakimś etapie prac z moimi pracownikami, dzwonię po S. i on ze swoimi ludźmi to robi. Identyczna sytuacja była, gdy na ostatniej wywiadówce przed maturą, podpisując zagrożenie z matematyki, wysłuchałam, że Synek ma oddać kilka prac, że inaczej nie dostanie pozytywnej oceny, że konferencja klasyfikacyjna za kilka dni, a on prac wciąż nie oddał. Po powrocie ze szkoły zastałam Synka przy komputerze - bynajmniej nie rozwiązywał czterdziestu zadań z matmy tylko grał w najlepsze. Co robisz? zapytałam, przecież masz kupę zadań z matmy. Robią się - odpowiedział najspokojniej na świecie. Jak to: robią się? No, takto, dałem kumplowi z "piątki", żeby mi zrobił, przecież on idzie na matmę to musi ćwiczyć, a mi po co to? Z perspektywy czasu (to już prawie 10 lat) ta taktyka pracy (nauki) była lepszą niż ta, którą mnie wyuczono. Bo Synek zawsze wszystko robił na odwrót. Nawet pisał lewą ręką a piłkę kopał prawą nogą. Mówili, że ma ADHD, choć ja mówiłam, że to autyzm. Teraz mówią, że ADHD to też autyzm.
Nie znoszę starych ludzi - mówił zawsze - starzy ludzie śmierdzą. W Sączu są sami starzy ludzie - powiedział wczoraj. - Co będzie jak oni umrą? My będziemy starzy - odpowiedziałam mu. Kto wam chleb sprzeda w sklepie?
W laptopie Synka siedzi praca o Procesie Norymberskim. Zaczęłam czytać. Gdzieś w czasie ulotniła się dysleksja i po odparowaniu pozostałych "specyficznych problemów szkolnych" została kwintesencja Synka - wrażliwy, z analitycznym umysłem.
Prawa dziedziczności odrzuca. Zaledwie usiadł w fotelu zaraz po przyjeździe, wygiął dłoń tak jak tylko potrafią ci, co odziedziczyli. Nie mów mi o tym! - kończy, gdy ja zaczynam.
- Chciałabym jeszcze zobaczyć Twoje dzieci - mówię czasem. Albo: - Nie rób tego swoim dzieciom, żeby nie poznały mnie w tym życiu. Wszyscy - nie tylko ja - ciekawi są dzieci Synka. Jakie też będą? Synek, gdy patrzy na dzieci swojej siostry, kręci głową i mówi ze zdziwieniem: jak można być takim, żeby nie usłuchać jak się do niego mówi. Albo czy te dzieci muszą być takie hałaśliwe i, czy te dzieci muszą tak biegać?
No.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz