MOTTO

"Powiadają przecie:
nie dla bryndzy bryndza
nie dla wełny wełna
ani pieniądz nie dla pieniądza".
(St. Wincenz "Na wysokiej połoninie")

Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 8 sierpnia 2019

Ona

Gdy dotarłam na stację ona już tam była. Kobieta o dłoniach mojej Mamy. Przedtem spotkałam ją w autobusie i gdy jej o tym powiedziałam, pogłaskała mnie po tworzy i powiedziała dziecko. Wprost z autobusu wbiegłam w pierwszy zaułek i płakałam, bo dawno nikt tak do mnie nie mówił, a przecież każdy wciąż chce być dzieckiem. Więc patrzyłam na te matczyne dłonie przyczepione do innej kobiety i tak jak przedtem myślałam tak by wyglądała. Bo tamta kobieta ma tyle samo lat. Tak oceniłam. Już miałam powiedzieć dzień dobry poznaje mnie pani, gdy zjawił się stary mężczyzna. I spłoszył mnie. Powietrze zagwizdało uuu i pociąg zgrabnie wjechał na stację. Stoi tylko tyle, by wszyscy wsiedli i natychmiast odjeżdża. Nie szukałam ich w pociągu. Zresztą zaraz moja uwaga zajęła się obserwacją kobiety, która wpłynęła na następnej stacji do wagonu. Musiała to być dorosła córka Słonia Trąbalskiego, bo była taka wielgachna i grubachna jak tylko mogłaby być dorosła córka Słonia Trąbalskiego. Towarzyszyła jej dziewczynka zapatrzona w książkę i chłopiec, który utkwił w ekranie smartfona. A ona usiadła obok strasznie chudej zakonnicy, która dotąd drzemała, ale natychmiast popatrzyła przerażona zbliżającą się katastrofą i tak zassała powietrze wokół niej, że aż usta zrobiły jej się jak rybi dzióbek. A ludzie tylko się dosiadali i dosiadali. Konduktor nie chodził po pociągu, sprzedawał bilety w przejściu i wszystko miał pod kontrolą. Siedziałam nieruchomo i tylko mój plecak wciąż się wiercił. Siedział obok, wskoczył na moje kolana, wyskoczył pod sufit. I tak przez całą drogę. Most rozpięty nad rzeką, znad której w albumie rodzinnym bledną zdjęcia, niby ten sam, choć wyremontowany. Stary. Pamięta cesarza. Tańcia by zawołał wychodź z wody, bo idzie przypływ. Ale nad wodą nie było nikogo, a rzeka była zamulona po nocnej ulewie. Miasteczko ma w sobie wiele smutku, chyłkiem przemykają cienie ludzi, których już dawno nie ma. Tymi samymi torami wywieziono ich w drogę bez powrotu. W oddali płonęła olbrzymia watra, ale kto to dzisiaj pamięta? Od tamtej pory biegałam z dziewczyną o jasnych włosach trzymając się za dłonie. Dobrze, że nie zdążyłam powiedzieć kobiecie na stacji dzień dobry i czy mnie pani pamięta. Wtedy nie mogłam pozwolić sobie na płacz. Za dużo tych wspomnień spłynęło letnią ulewą. Moich i przysposobionych. One wciąż są. Żyją. Błądzą od niepamięci do... do kogoś, kto je przygarnie i weźmie jak swoje. Trzeba być tylko uważnym. Czujnym, by w źdźble suchej trawy zobaczyć psa, którego w swej wyobraźni zrodziła najmłodsza dziewczynka. Młode pieski tam wciąż wyrastają. Merdają swoimi trawiastymi ogonami i czekają, bo może kiedyś najmłodsza dziewczynka zjawi się osobiście albo przybędzie w fantasmagorii innego dziecka, które ma równie wielkie pragnienie. Apetyt na życie. I żeby ocalić od zapomnienia. Bo pamięć jest najważniejsza.


Tekst powstał z inspiracji działań Pana Dariusza Popieli, wielkiego ambasadora pamięci, który w kolejnym galicyjskim miasteczku stawia kolejny pomnik pomordowanych Żydów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz