MOTTO

"Powiadają przecie:
nie dla bryndzy bryndza
nie dla wełny wełna
ani pieniądz nie dla pieniądza".
(St. Wincenz "Na wysokiej połoninie")

Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 16 kwietnia 2018

Mniej luźne zapiski - z wyprawy: Beskid Niski; Iwla, Chyrowa

W poniedziałek - dość poważna operacja, sobota i niedziela po - czas w plenerze. Sobota - przystosowawczo, żeby oswoić się ze światem poza szpitalnym i domowym łóżkiem, w niedzielę samochodowy wypad w Beskid Niski z kilkoma kilometrami łagodnej wędrówki w nogach.  Pacjentka z sali na oddziale chirurgicznym, ta co nigdy w życiu nie chorowała nawet na zapalenie gardła, po tym jak jej opowiedziałam o mojej ostatniej przygodzie w Tatrach Słowackich, kiedy to przed śmiercią powstrzymała mnie tylko świadomość, że nie mam wykupionego ubezpieczenia górskiej akcji ratunkowej i Mężczyzna, Który Kiedyś Był Chłopcem zostałby ze strasznymi długami, zapytała:
- Dlaczego pani tak ryzykuje, po co pani chodzi na te wycieczki w góry, skoro ma pani tyle różnych dolegliwości i operację za operacją?
- Po to poddaję się operacjom, żebym mogła żyć i robić to, co kocham; nie wyobrażam sobie życia bez górskich wędrówek. I bez wszystkich tych rzeczy, które robię z... miłości do życia.

Trzeba mieć wyjątkowego pecha i to już drugi rok z rzędu.
W ubiegłym roku majowym weekendem rozpoczęliśmy wiosenny sezon na Pogórzy Przemyskim i w Bieszczadach. Gdyśmy zwiedzali Kalwarię Pacławską akurat było rozpoczęcie sezonu motocyklowego i pod klasztorem franciszkanów z cudownym obrazem Matki Bożej Pacławskiej (skądinąd obraz przywędrował tam z Kamieńca Podolskiego) rozlegało się wycie silników, które "chłopcy" podkręcali i podkręcali. Oooo! Jakie morze motocyklistów było wtedy na górze pątników! Potem wszyscy rozjechali się po Bieszczadach i Pogórzu Przemyskim kilkuosobowymi grupami, rozdzierając powietrze rykiem swych wypolerowanych maszyn i pogłos niósł się daleko i długo doliną rzeki Wiar.
W tym roku sezon postanowiliśmy połączyć z moją rekonwalescencją pooperacyjną i ruszyliśmy naprzeciw osobliwościom przyrodniczym Beskidu Niskiego, ku ziemi dukielskiej, w dolinę rzeczki Iwielka nad wodospad, przy którym znajdują się ruiny młyna. No, chyba że by nas po drodze coś  zauroczyło i zmienilibyśmy powzięty na szybko plan.
I nie to, że nie miało nas co w drodze zauroczyć, tylko Beskid Niski przejechaliśmy i przeszliśmy wielokrotnie, więc jesteśmy zaszczepieni na jego urok i całe piękno, dlatego dotarliśmy do Iwli. Zdawało się, że powzięliśmy chytry plan. Ale nie! Niemal równo z nami na poboczu drogi zaparkował samochód i od wysiadających ludzi dowiedzieliśmy się, że wybrali się (sic!) na otwarcie sezonu do Dukli (ma się rozumieć, że motocyklowego, a nie turystycznego - w końcu ośrodki kultu religijnego mogą wyciągnąć zdecydowanie większą kasę od motocyklistów niż od turystów człapiących na nogach), ale ich zdaniem nie było tam co robić, więc urwali się, bo przeczytali w informatorze, że nieopodal jest ten wodospad. Potem komentowali, że myśleli, że wodospad jest dużo większy, bo opis tak sugerował, tymczasem czują się zawiedzeni. Na dużo większy polecałabym skoczyć nad Niagarę. Synek minionej zimy był, podczas ostatniego pobytu w domu opowiadał o wrażeniach oraz pokazywał zdjęcia i filmy zrobione nad wodą, która zapewne nie rozczarowałaby tych, co  byli rozczarowani iwlowskim wodospadem.

Wodospad w Iwli nad potokiem Iwielka



Wiadomość o rozpoczęciu sezonu uruchomiła wyobraźnię o ryku motocyklowych silników i gromadach często rubasznie zachowujących się ludzi. O ile zbieganie na dno wodospadu i wspinanie się po ścianie zbudowanej z łupek karpackiego fliszu można nazwać rubasznym, a nie dewastatorskim.
W każdym razie starałam się robić zdjęcia bez niechcianych modeli.

Zdjęcia wodospadu w Iwli

Jadąc dalej znaleźliśmy cerkiew, której jeszcze nie zwiedzaliśmy. Pora wczesnej wiosny jest bardzo dobrą porą do wypatrywania takich miejsc. Wiadomo, że cerkwie i przyświątynne cmentarze obsadzane były drzewami liściastymi mającymi bogatą koronę, najczęściej lipami, dlatego gdy na drzewach pojawią się liście, te architektoniczne perełki skrywane są przed okiem intruzów, no chyba że ktoś przygotował się do drogi z turystycznym przewodnikiem internetowym czy tradycyjnym. My zazwyczaj idziemy na żywioł i zawsze na tym dobrze wychodzimy.
Cerkiew znajduje się w Chyrowej i już była dostępna dla zwiedzających. Zapewne zawdzięczamy to owemu "otwarciu sezonu".

Cerkiew w Chyrowej


Podróżowanie z Iwli do Chyrowej było podążaniem Doliną Śmierci, miejscem tragicznych wydarzeń z czasów II wojny światowej, o których pisałam kilka lat temu.
Zagłębialiśmy się w Beskid Niski coraz bardziej i bardziej. Aż znaleźliśmy drogi, których jeszcze nie przemierzaliśmy i miejsca, których nie poznaliśmy, aczkolwiek inne miejsca podczas innych wędrówek nabrzmiałe były opowieściami o tychże.
Na Przełęczy Hałbowskiej znajduje się mogiła zamordowanych tu w lipcu 1942 roku 1250 ofiar wyznania mojżeszowego najpierw zwiezionych z okolicznych wsi i przysiółków do pobliskiego Żmigrodu, potem wywiezionych i rozstrzelanych w leśnych ostępach. Ludność żydowska z miejscowości, w których nie było linii kolejowej, mordowana była na miejscu. Z pozostałych miejscowości ofiary wywożono do Auschwitz i przede wszystkim do obozu śmierci w Bełżcu.

Przełęcz Hałbowska

Beskid Niski, maleńka kraina z górami jak niziołki, kryje w sobie wiele piękna krajobrazu oraz dowodów zaszczytnej ludzkiej działalności, ale też i bólu wyrytego w czasie i ziemi działalnością tejże ludzkości.

Obecnie największą zbrodnią przeciwko architekturze krajobrazu jest pozwolenie na nietradycyjne dla regionu budownictwo, co jest morderstwem dla historii i dziejów tego zakątka ojczyzny wielu narodowości. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz