Książkę zaczęłam czytać kilka dni temu i po przeczytaniu pierwszego fragmentu stwierdziłam, że treść jest trudna, więc będę musiała potraktować ją jako zadanie i codziennie wyznaczać sobie fragment do przeczytania. Jednak już następnego dnia akcja książki wciągnęła mnie tak, że o żadnym przymusie nie ma mowy. Zapewne nie na darmo Andrić dostał nagrodę Nobla za powieść, której głównym bohaterem jest... most.
Rzeka Drina jest graniczną rzeką pomiędzy Bośnią a Serbią. Ale też dzieli świat na wschód i zachód a ludzi na chrześcijan i muzułmanów.
Andrić jest mistrzem prozy poetyckiej. Do tego w sposób niezwykły ukazał historię swojej ziemi rodzinnej, obyczajowości, kultury, tradycji, która w momencie powstania mostu, stała się nierozerwalnie związana z tą budowlą. Kapitalnie przedstawia typy ludzkie tak pod względem charakterologicznym, jak psychologicznym.
Czytanie Andricia jest wielką przyjemnością, której oddaję się z upodobaniem. Większość zdań i całe fragmenty czytam kilkakrotnie, by zapamiętać albo nauczyć się i przyjąć za swoje piękne poetyckie opisy zwykłych codziennych zjawisk, wydarzeń i zachowań ludzkich.
Widziałam na zdjęciach, że rzeka Drina tworzy przepiękne przełomy i płynie w głębokim kanionie. Po obu jej brzegach piętrzą się olbrzymie góry, które na pierwszy rzut oka przypominają nasze Pieniny, tylko są o wiele wyższe. Wiem z opowieści, nie z kart powieści, że ani w Bośni, ani w Serbii nie ma tradycji chodzenia po górach. A szkoda! Wiem też z tych samych opowieści, że nie wszystkie szlaki i trakty w tych pięknych górach są rozminowane po wojnie, która jeszcze nie przebrzmiała, a jej echo odbija się po całych Bałkanach, szczególnie po Bośni. Przecież nie kto inny jak Dziadek był członkiem misji pokojowych ONZ i brał udział w rozminowywaniu terenu.
Wspaniała egzotyka języka powieści, nazewnictwo przemieszane z tradycją mowy ludzi naszych gór - może za sprawą tłumacza, lecz bardziej za sprawą słowiańskiego języka - z kulturą wschodu pozwalają zakochać się w Wyszegradzie - mieście, które leży w miejscu średniowiecznej kasaby, którą połączyła budowla wielkiego wezyra Mehmedpaszy. Jak sam Andrić podaje "Długość mostu wynosi około dwieście pięćdziesiąt kroków, a szerokość prawie dziesięć, z tym, że pośrodku, gdzie rozszerzają się dwa jednakowe tarasy po obu stronach, osiąga podwójną szerokość. Ta część mostu zwie się kapiją".Kapija (znaczy brama, ale w tym wypadku chodzi o wnękę, wykusz), jest miejscem, gdzie kwitnie życie towarzyskie mieszkańców Wyszegradu. Most w drugiej połowie XVI wieku budowano przez 5 lat. Istnieje przepiękna legenda o bracie i siostrze, bliźniętach Stoji i Ostoi zamurowanych w dwóch z jedenastu przęseł mostu.
Cudowną przygodą jest ta podróż przez stulecia. Podróż, która nie odrywa się od miejsca, a trwa tylko w czasie. W XVIII wieku miasto nawiedziła powódź, podczas której cały most przez kilka dni był pod wodą. Tylko na kapiji zatrzymały się drzewa, które płynęły wraz z szalejącym nurtem, choć ona sama nie wystawała ponad powierzchnię wody. Filozofia i mądrość z jaką mieszkańcy zalanych terenów podchodzili do żywiołu godna jest przekazania współczesnemu człowiekowi. Ludzie, miast lamentować i biadolić, szczycili się tym, że to za ich życia zdarzyła się klęska takich rozmiarów i potem po kres swoich dni opowiadali młodym pokoleniom o tych wydarzeniach, budząc podziw i szacunek.
Ivo Andrić w sposób rewelacyjny pokazuje wszystko, co jest ludzkie w człowieku. A zawartą na kilku kartkach scenę nabijania człowieka na pal czytałam z zapartym tchem.
Niezwykły realizm zawarty w tym opisie, wcześniej opis mechanizmu ludzkiego strachu doprowadzającego do wskazania ofiary już w tym fragmencie czynią autora mistrzem budowania napięcia oraz mistrzem znajomości psychologii.
Nie chciałabym, aby cośkolwiek w mojej wypowiedzi zabrzmiało jak recenzja, bo daleka jestem od analizy i oceny. To raczej moje wrażenia. Ja zakochałam się w miejscu, w moście, w rzece, w mieście. W książce. I choć nie dane mi było zobaczyć niegdyś na własne oczy i nie dane mi będzie - przynajmniej w tym roku - poznać "Ludzi Stamtąd", tym bardziej tęsknię i oczekuję na realne dotknięcie tego, czego dotykam teraz różnymi zmysłami czytając powieść Andricia.
Most na Drinie - listopad 2011 (fot. St. Gniady) |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz