MOTTO

"Powiadają przecie:
nie dla bryndzy bryndza
nie dla wełny wełna
ani pieniądz nie dla pieniądza".
(St. Wincenz "Na wysokiej połoninie")

Łączna liczba wyświetleń

piątek, 23 listopada 2018

Życie z przymusami


Autystycy, prócz wszystkich przymusów, które czynią ich neuronietypowymi – czyli tłumacząc na nasze – czynią życie z nimi i dla nich trudne do zniesienia, mają też przymus życia w prawdzie, sprawiedliwości itd. Przymus taki nie ominął naszej H. Słysząc od kilku lat, no od dwóch, że Mniejszy Brat (który tak naprawdę przybył tu z innej epoki, bo z wewnętrznego nakazu zwraca się do dorosłych w trzeciej osobie) jest obiektem, który jeden z kolegów szkolnych wykorzystuje do sprawdzenia swoich umiejętności bokserskich itp., gdy tylko namierzyła łobuziaka - przywaliła mu, tzn. w imieniu brata oddała pięknem za nadobne. I tak już kilka razy.
Męska, dorosła część rodziny chce H. postawić piwo. Jednak panowie będą musieli poczekać, gdyż H. jest w pierwszej klasie zaledwie.
Oczywiście, że będąc matką humanistką, w dodatku harcerskim wychowawcą, nie podzielam przemocy fizycznej. Ale, gdy opowiadano mi o reakcji szkoły na zgłaszaną przemoc wobec Mniejszego Brata to… to chętnie i ja postawię H. piwo.

piątek, 9 listopada 2018

Piątek inny od wszystkich

Formalnie dzisiaj kończy się okres karencji po napromieniowaniu radioaktywnym izotopem, choć w nawiasie i drobnym druczkiem padła informacja, że dla większego bezpieczeństwa organizmów rozwijających się, dobrze by było izolować je ode mnie aż przez trzy miesiące, a nie tylko dwa tygodnie. Coś w tym musi być, ponieważ obu, z towarzyszką z izolatki, ponad dwadzieścia lat temu (czyli, gdy byłyśmy organizmami rozwijającymi się) przyszło nam opiekować się napromieniowanymi matkami. Z mojego pojmowania i rozumienia słowa mówionego wynika, że takie napromieniowanie organizmu rozwijającego się od osoby poddanej terapii radioaktywnym jodem skutkować może rozwojem raka tarczycy, co właśnie nam się przytrafiło.
I bardzo mi się podoba mój obecny status osoby napromieniowanej. Gdziekolwiek i komukolwiek zwrócę na ten fakt uwagę (taka już jestem, że zwracam uwagę), od razu robi się wokół mnie wolna przestrzeń, co bardzo mi odpowiada, ponieważ nie lubię kłębiących się w pobliżu mnie innych osób; zawsze to w kolejce do kasy ktoś wjedzie koszykiem w moje kolana lub potrąci mnie wybijając z trudem utrzymywanej statecznej postawy... No i w autobusie, gdy jechałam do Krakowa, miałam dwa miejsca dla siebie.
W ubiegłym tygodniu zadzwoniła do mnie pracowniczka Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej i głosem nieznoszącym sprzeciwu, poinformowała, wręcz nakazała zgłosić się do MOPSu po decyzję w związku z podwyżką kwoty zasiłku pielęgnacyjnego. Jej głos brzmiał tak, że miałam wrażenie, iż niezgłoszenie się i nieodebranie decyzji poskutkuje co najmniej pozbawieniem mnie prawa do tego zasiłku. Ja już abstrahuję od faktu, że urzędnik i cały aparat socjalny ma czelność wydzwaniać do osób niepełnosprawnych, by te osobiście zgłosiły się po odbiór pisma, natomiast informacja o leczeniu nowotworowym i napromieniowaniu podziałała jak zaklęcie. Pani od razu znalazła rozwiązanie: to ja do pani wyślę pocztą. Przecież mogła nawet gońcem wysłać, ja się nie upierałam. 😉
Jedna z moich znajomych, którą zapytałam o fenomen wielkiego przejęcia się moim rakiem tarczycy, że przecież mam w sobie wiele więcej groźniejszych i bardziej śmiertelnych chorób i na nikim nie robią one takiego wrażenia jak informacja o raku, który to rak jest takim sobie schorzeniem przy wszystkich tamtych, odpowiedziała: ale raka wszyscy sobie potrafią wyobrazić, a nazw tamtych chorób nawet nikt nie jest w stanie wypowiedzieć.
No więc, zastanawiam się, czy by tych przywilejów wynikających z informacji o napromieniowaniu nie pociągnąć dłużej. 😉