MOTTO

"Powiadają przecie:
nie dla bryndzy bryndza
nie dla wełny wełna
ani pieniądz nie dla pieniądza".
(St. Wincenz "Na wysokiej połoninie")

Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 12 lipca 2015

Cud. Jak ta pogoda.

Tamten dzień był zimny jak na lato. Od rana po niebie goniły się z zimnym wiatrem pierzaste obłoki. I choć odsłaniały słońce i błękit nieba, dominowały. Około południa niektóre z tych pięknych, podniebnych, kłębiastych żaglowców stały się brzemienne w deszcz, brzuchy im spuchły i zsiniały i równie nagle jak spuchły - przepuściły wodę niczym lniany worek na mąkę. W promieniach słońca lały się strugi deszczu, by na czas ustąpić i pozwolić wreszcie słońcu w sposób nieograniczony ozłocić pole widzenia. Szliśmy w aureoli szczęścia. Ktoś przesądny powiedział: - Takie będziecie mieć życie jak ta dzisiejsza pogoda.
Dobrze, że deszcz i wszelkie kaprysy losu zdarzyły się na początku naszego wspólnego życia, bo przecież wtedy mieliśmy najwięcej zapału i siły. W ilości porównywalnej do naiwności i nieznajomości życia. Hartowaliśmy się więc w naprzemiennych warunkach i nabierali odpowiedniej twardości: bardzo mocnej, ale nie aż tak, żeby nie pęknąć od środka ani nie skruszyć się na powierzchni.
Kapłan, gdy nam dzisiaj składał życzenia podczas Eucharystii powiedział: przetrwać z sobą tyle lat, to prawdziwy cud.

sobota, 11 lipca 2015

Coraz bliżej

W wyznaczonym czasie telefon trwał w uporczywej zajętości. Starałam się zachowywać rozsądne odstępy pomiędzy podejmowanymi próbami połączeń i było to jedno z trudniejszych postanowień. Kiedy czas się kończył, wziąwszy telefon do ręki powiedziałam całkiem na głos: - Nie. I to jest ostatnia próba. - I było w tym tyleż goryczy, ile nadziei, która, okazało się, gdy wypowiedziana głośno, przyniosła spełnienie.
Głos po drugiej stronie należał do kobiety z klasą.
- To Paniom będzie bliżej do W. niż do B. - Usłyszałam. Wystraszyłam się, że powstał nowy ośrodek, o którym nawet internauci nie wiedzą - a ci, wiadomo - wszystko wiedzą, i że Głos chce mnie tam odesłać, a ja przecież wyczytałam, że to Głos jest najlepszym specjalistą. Jedynym najlepszym - powiedziałabym, by zaakcentować. - I ja tam jestem również - kontynuował Głos.
Ucieszyłam się. Bo faktycznie W. jest bliżej niż B., ale z drugiej strony do B. nigdy nie podróżowałam i zaplanowałam nawet, że przy okazji zobaczę jeszcze T. i G. Są przecież więcej niż warte zobaczenia.

Dziwnie się czuję stojąc o krok od rozwiązania zagadki, która wielu pokoleniom kobiet w moim rodzie po kądzieli, zbyt wcześnie gasi światło. Genetyka jest Temidą i z zasłoniętymi oczami i bez pośpiechu dotyka nas tak lub inaczej.
Więc jestem o krok od rozwiązania zagadki. Chociaż nie zmieni to niczego.

piątek, 10 lipca 2015

Oto nas posłał







(Mt 10,16-23)
Jezus powiedział do swoich apostołów: Oto Ja was posyłam jak owce między wilki. Bądźcie więc roztropni jak węże, a nieskazitelni jak gołębie! Miejcie się na baczności przed ludźmi! Będą was wydawać sądom i w swych synagogach będą was biczować. Nawet przed namiestników i królów będą was wodzić z mego powodu, na świadectwo im i poganom. Kiedy was wydadzą, nie martwcie się o to, jak ani co macie mówić. W owej bowiem godzinie będzie wam poddane, co macie mówić, gdyż nie wy będziecie mówili, lecz Duch Ojca waszego będzie mówił przez was. Brat wyda brata na śmierć i ojciec syna; dzieci powstaną przeciw rodzicom i o śmierć ich przyprawią. Będziecie w nienawiści u wszystkich z powodu mego imienia. Lecz kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony. Gdy was prześladować będą w tym mieście, uciekajcie do innego. Zaprawdę, powiadam wam: Nie zdążycie obejść miast Izraela, nim przyjdzie Syn Człowieczy.

Są takie sprawy

Drogi Szekspirze,

w pierwszych słowach mego listu zapytuję Cię jak tam jest na niebie, czyś poznał już tajemnice tego, co komu się śniło, a co się nie śniło. I bardzo bym chciała wymienić z Tobą poglądy na temat słów, którym życiowe tchnienie nadałeś w swym wielkim dziele. Może dla kaprysu chwili chciałabym stać się wędrowcem czasu i dziwnym jakimś sposobem wnijść do kochanej i nienawidzonej epoki wiktoriańskiej i dalej nawet jeszcze, tylko powiedz, ile dróg ominąć, by nie natknąć się na tego zbrodniarza wszechczasów, który rozpruwał kobiece ciała. Wskaż lubo drogi miłe memu sercu, bym cała i zdrowa z tej wędrówki wróciła. Nie żeby pociągała mnie wyspa deszczowo-zielona lub bym nagłą zapałała chęcią poznania Twego narodu, który zawsze wydawał mi się sztywny aż nadto i niemożliwy w kontakcie, a zwłaszcza gdym wracając ostatnio z podróży, czas i miejsce dzielić zmuszona byłam chyba z samą pierwszą damą dworu królowej Elżbiety, która ostrym i ciętym spojrzeniem oraz bezgłośnym sykiem sygnalizowała niestosowność, gdym palcem najmniejszym ruszyła podczas wielu godzin owej wspólnej, ramię w ramię podróży. Tyle bezgłośnych syknięć puściła w mą stronę, aż potem, gdy powieki ciężko spuściły się na jej oczy, zrazu dyskretnie i delikatnie, aż wreszcie wyzwolił się z niej głos wcześniej tłumiony i huknął przeciągłym chrapaniem.
Wiem jednak, Drogi Panie Williamie - jeśli Pan pozwoli na taką familiarność, że dróg w tył czasu próżno szukać, odpowiedz mi przecie pismem jako ja czynię, czyś z wyżyn niebiesich zgłębił tajemnicę spraw, które się nawet filozofom nie śniły. Czyś wtedy już może, Drogi Panie, wiedział, co mówisz Hamletem, gdyżeś powiedział i zaraz wyjaśnię Ci powód mej dociekliwości.
Nie umiem powiedzieć, czy każdy człowiek na tym łez padole ma takie odczucia, ale osobiście zderzam się z nimi nader często, więc nachodzi mię i dręczy skierowanie prośby o wyjaśnienie do Ciebie, co niniejszym czynię.
Otóż, Drogi Panie Williamie, ilekroć spotka mię w życiu coś strasznego, rozumiesz? coś naprawdę podłego, przytłacza mię brzemię, które trzeba dźwignąć. Ciężkie są to dole i role, że, uwierz, o! uwierz! łatwiej zagrać, którąś z wyznaczonych przyszłym pokoleniom przez Ciebie Panie, ról niż zmierzyć się z taką zadaną przez życie. Więc, kiedy się podźwignę i ruszę ku przyszłości i kiedy strzepnę z pleców i ramion ostatni pył tamtego upadku, kiedy już nawet rany się w sercu zabliźnią a duszę uleczy zapewnienie samej siebie, że przecież nic gorszego, głupszego i podlejszego mię spotkać już nie może - to pewne - i właśnie wtedy... tak, Panie Williamie, wtedy ktoś zadaje kolejny cios, od którego następuje jeszcze mocniejsze tąpnięcie w kopalni mych uczuć i na oceanie mej bezgranicznej wrażliwości, takiej co to, wie Pan, boli od samej siebie, więc na oceanie mej wrażliwości powstaje fala tsunami... Nie wiesz Pan, Panie Williamie, co to tsunami... ha!
A! Rozumiesz...
A to co?
Usłyszałam Twój głos... To nie był głos do słyszenia. On się odezwał w mojej głowie...
Nie, niemożliwe, wracam do pisania. Tak, powiedz mi, proszę, Panie Williamie, ile tych spraw jest na niebie i ziemi, ile snów jeszcze muszą moi, Twoi i ich filozofowie wyśnić, bym zrozumiała ten świat i ludzi w ich bezgranicznym okrucieństwie i podłości jaką są w stanie zaoferować drugiemu człowiekowi... No, powiedz Pan, proszę, Panie Williamie.

Na koniec mojego listu pozdrawiam Pana bardzo serdecznie, życząc Panu pokoju wiecznego. Amen