W wyznaczonym czasie telefon trwał w uporczywej zajętości. Starałam się zachowywać rozsądne odstępy pomiędzy podejmowanymi próbami połączeń i było to jedno z trudniejszych postanowień. Kiedy czas się kończył, wziąwszy telefon do ręki powiedziałam całkiem na głos: - Nie. I to jest ostatnia próba. - I było w tym tyleż goryczy, ile nadziei, która, okazało się, gdy wypowiedziana głośno, przyniosła spełnienie.
Głos po drugiej stronie należał do kobiety z klasą.
- To Paniom będzie bliżej do W. niż do B. - Usłyszałam. Wystraszyłam się, że powstał nowy ośrodek, o którym nawet internauci nie wiedzą - a ci, wiadomo - wszystko wiedzą, i że Głos chce mnie tam odesłać, a ja przecież wyczytałam, że to Głos jest najlepszym specjalistą. Jedynym najlepszym - powiedziałabym, by zaakcentować. - I ja tam jestem również - kontynuował Głos.
Ucieszyłam się. Bo faktycznie W. jest bliżej niż B., ale z drugiej strony do B. nigdy nie podróżowałam i zaplanowałam nawet, że przy okazji zobaczę jeszcze T. i G. Są przecież więcej niż warte zobaczenia.
Dziwnie się czuję stojąc o krok od rozwiązania zagadki, która wielu pokoleniom kobiet w moim rodzie po kądzieli, zbyt wcześnie gasi światło. Genetyka jest Temidą i z zasłoniętymi oczami i bez pośpiechu dotyka nas tak lub inaczej.
Więc jestem o krok od rozwiązania zagadki. Chociaż nie zmieni to niczego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz