MOTTO

"Powiadają przecie:
nie dla bryndzy bryndza
nie dla wełny wełna
ani pieniądz nie dla pieniądza".
(St. Wincenz "Na wysokiej połoninie")

Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 25 czerwca 2012

Teraz są już spokojni

Poprad w tym roku od dawna jest groźny. Bywają dni i tygodnie, że jest łagodny i niczym nie przypomina rwącej górskiej rzeki. Jednak w ostatnim czasie gliniastego koloru wody kotłowały się w nim i piętrzyły bez przerwy. Owszem tamtego dnia nieco opadł, ale woda i tak była mętna i zbyt niebezpieczna. Zwłaszcza, że chłopcy wybrali miejsce, w którym zawsze jest głęboko i niebezpiecznie.
Trzech pierwszoklasistów z miejscowego gimnazjum postanowiło przepłynąć Poprad wpław właśnie tego dnia i w tym miejscu. Plecaki i ubrania zostawili na brzegu, bo za chwilę mieli przecież wrócić. Nico poniżej jest kładka dla pieszych, piękny łukowaty  most. Każdy turysta udający się z centrum Piwnicznej do Zdroju musi go pokonać, a i mieszkańcy Zawodzia mają na piechotę bliżej i krócej do rynku, niżby się mieli wybierać samochodem i robić wielkie koło.
Nie wiadomo, czy jeden z kolegów przestraszył się jednak wielkiej wody, która już z mostu jest niebezpieczna i nie pozwala spokojnie patrzeć na swój nurt, cóż dopiero z poziomu, gdy patrzący stoi niemal  na równi z powierzchnią rzeki, w każdym razie nie bacząc na ewentualne kpiny kumpli, zdecydował, że zostaje na brzegu. Dwaj pozostali wskoczyli do wody i też nie wiadomo, czy miały to być zawody, kto pierwszy dopłynie do brzegu, czy chodziło o wyczyn sam w sobie. Kuba w pewnym momencie został pokonany przez żywioł i zaczął kotłować się w wodzie. Kolega chciał mu pomóc, ale nie był w stanie nic zrobić. Całą sytuację oglądał z brzegu operator ciężkiego sprzętu, który wykonywał jakieś prace nieopodal. Nie namyślając się długo wskoczył do wody, by ratować chłopaka, udało mu się nawet złapać go za rękę... Niestety woda potrzebowała ofiary. Ręka Kuby wyślizgnęła się z wielkiej, wyrobionej ciężką pracą dłoni mężczyzny i Kuba zniknął pod wodą.

Przez 6 dni trwała gehenna wszystkich ludzi zaangażowanych w poszukiwania ciała. Brały w nich udział jednostki specjalistyczne profesjonalne i ochotnicze, służby mundurowe, rodzina, sąsiedzi i obcy ludzie. W tak małej miejscowości, jaką jest Piwniczna-Zdrój właściwie wszyscy się znają, a już takie nieszczęście jednoczy obcych i swoich, przyjaciół i wrogów. W ulewnym deszczu, przy znów wzbierających wodach przeszukiwano dno rzeki godzina za godziną, dzień za dniem. Matka powiedziała dziennikarzom, że cały czas jest nadzieja, że jej syn wyratował się, że wyszedł z wody, jest w szoku i schował się gdzieś. Przeszukiwano jednak dno rzeki a nie pagórki i lasy.
Penetracja rzeki trwała na odcinku aż do Dunajca, a potem nawet i do Jeziora Rożnowskiego. W ludziach wyzwoliło się mnóstwo pozytywnej energii. Nawet na forum regionalnego portalu internetowego nikt nie zamieszczał bezmyślnych i okrutnych komentarzy. 6 dni spędził struchlały ojciec w żółtym sztormiaku z bosakiem na łodziach na wodzie, matka zaś skulona na brzegu.  Były momenty, że z nieba lały się strugi deszczu. Nikt nie zaprzestawał poszukiwań. Wczoraj rano odprawiona została Msza św.
W końcu dzisiaj tuż po południu dwóch młodych chłopaków biorących udział w poszukiwaniach, całkiem niedaleko miejsca, w którym zniknęło pod wodą, natrafiło bosakiem na ciało Kuby. Rodzice powiedzieli, że czują ulgę, że ciało ich syna się znalazło.


Trzynastolatek. Powinien raczej pakować podręczniki do pudła na strych, by na biurku i w pokoju zrobić miejsce dla wakacyjnej przygody, a nie leżeć na dnie Popradu, który prawie każdego roku przed mającymi się rozpocząć wakacje zbiera żniwo, w postaci młodych chłopców.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz