MOTTO

"Powiadają przecie:
nie dla bryndzy bryndza
nie dla wełny wełna
ani pieniądz nie dla pieniądza".
(St. Wincenz "Na wysokiej połoninie")

Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 7 czerwca 2012

Korona Gór Polski. Babia Góra. Perć Akademików. (cz. III)

Dobrze, że w tych ostatnich chwilach potrafiliśmy się śmiać i żartować, bo zaledwie minęliśmy owo siodło, które było granicą pomiędzy reglem dolnym a górnym, zaczęły się prawdziwe schody do nieba. Myślę, że w przenośni tej jest więcej prozy niż poezji, aczkolwiek dopiero na Perci Akademików zaczęliśmy doświadczać czegoś niepowtarzalnego.
Winna jestem wyjaśnień, że Perć Akademików to nic innego jak skalne zbocze góry, które prowadzi na szczyt. Trasa tam pnie się tylko w górę i tylko po skałach. Najczęściej jest wyrobiony chodnik skalny trawersujący stok, ale są też fragmenty, które wymagają typowej wysokogórskiej wspinaczki. W tych miejscach znajdują się zabezpieczenia w postaci łańcuchów i klamer. Jest to jedyny taki szlak w Beskidach, jak Beskidy długie i szerokie, ale też góra, na którą prowadzi jest jedyna w swoim rodzaju.
Stojąc kilka tygodni wcześniej u północnego podnóża Babiej Góry myślałam patrząc z lękiem, że od tej strony góra jest nieosiągalna. Potem czytałam i słyszałam, że jest tam jednak podejście. - Dla śmiałków! - zawyrokowałam. Po 22 dniach okazało się, że właśnie my jesteśmy owymi śmiałkami.
Muszę powiedzieć szczerze, że o ile nie wyobrażam sobie już dzisiaj wychodzenia, a przede wszystkim schodzenia z gór bez kijów ( w moim przypadku nordic walking), to na odcinku Perci Akademików są tyleż niepotrzebne, co zbędne. Nie wiem, jak poradziłabym sobie z kijami samodzielnie na najtrudniejszych odcinkach, ale na szczęście nie musiałam się o to martwić, bo wyręczył mnie w tym Mężczyzna, Który Kiedyś Był Chłopcem, zabierając mi je.
Ten fragment góry pozwolił grupie na wytworzenie niepowtarzalnej atmosfery wzajemnego zaufania, a poszczególnym osobom kazał obnażyć wszystkie nieznane dotąd sobie i innym słabości i lęki. Dzięki takiemu obnażeniu mogła wytworzyć się więź wyzwolona największym trudem, jakiego nasza mała kilkuosobowa zbiorowość wspólnie doświadczyła. Nie od dzisiaj nam wiadomo, że takie momenty najbardziej scalają przyjaźń, bo w swojej trzydziestoletniej znajomości doświadczyliśmy przecież niejednego trudu i znoju.
Należy nie zapominać naszego zbiorowego wieku, który oscyluje w granicy 300 lat i dopiero zbudowaną tą wiedzą rzeczywistość przekuć na faktyczny trud, lęk i inne słabości, których doświadczyliśmy na tym odcinku trasy.
Za to trasa odwdzięczyła nam się się ucztą dla zmysłów. Takie obrazy oglądaliśmy dotąd na zdjęciach i w filmach. Żadne zdjęcie - wiadomo - nie jest w stanie oddać własnego postrzegania rzeczywistości i krajobrazów w niej zawartych. Cóż dopiero krajobrazów mierzonych własnym potem, lękiem, bólem i niepokojem.
Regiel górny początkowo zafundował karłowatą jarzębinę i kosodrzewinę tak wysoką, że przewyższała każdego z nas. Długo ścigaliśmy się z piargami rozsypanymi na stoku w siodle naprzeciw, aż w końcu stanęliśmy ponad nimi. Tam już kosodrzewina, która z każdym metrem wysokości bezwzględnej malała, tzn. robiła się niższa, zanikła niemal kompletnie. W jej miejsce pojawiło się morze białych kwiatów. To były sasanki alpejskie i rogownica alpejska. Wcześniej towarzyszące nam małe fioletowe kwiatuszki o wyglądzie postrzępionych fiołków już tylko z rzadka pojawiały się w tym białym morzu wiosennych kwiatów piętra alpejskiego.
Do nas kobiet, przemawiał argument, że skoro te delikatne efemeryczne kwiaty radzą sobie na skalnym podłożu, to jakbyśmy my - zbudowane z krwi i kości - miały sobie nie poradzić? Szłyśmy krok za krokiem, stopień za stopniem, kamień za kamieniem, pokonując trudne i najtrudniejsze odcinki trasy Perci Akademików. Aż przyszedł moment, że regularne skały zamieniły się w rumowisko skalne, z którego słynie szczyt Diablaka. Wzorzec geograficzny poznaczył na każdym kamieniu piętno wieków i zmieniających się pór roku. Wyrysował mapy z zakodowaną informacją o miejscu pochodzenia kamieni,  wędrowcom dając kolejny powód do radości, że mogli sczytać te mapy, a ich legendę odnajdywać potem we własnych wspomnieniach. Sami staliśmy się legendą tej góry, a ona stała się już na zawsze częścią naszego życia.

Zaczynają się schody do nieba.


Nie ma żartów.

Pierwsza półka skalna wspomagana łańcuchami.

Urdzik karpacki - kwiaty podobne do postrzępionych fiołków.

Pierwiosnki.

Poważna wspinaczka.

Nowe schody do tego samego nieba:)

Rogownica i sasanka alpejska wdzięczą się na skale.

Ten trawers do łatwych nie należał - wąska półka na skale.

Na zdjęciu dech zapiera, cóż dopiero w rzeczywistości.

Podejście z klamrami, to tu kwiatki skalne dały nam powera. 

Podejście z klamrami.

Wspięliśmy się ponad te skały ;)

Karłowata kosodrzewina, moment kiedy zanika.


Rumowisko skalne charakterystyczne dla najwyższego poziomu.
Na kamieniach wzorzec geograficzny.

Ciągle się nam wydawało, że to ostatnie podejście...

... ale za każdym było następne...

...z jeszcze piękniejszymi widokami i doznaniami.

Prawie na szczycie. A prawie robi wielką różnicę!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz